Ten blog zaczęłam pisać dokładnie 02.11.2011r.. Było to 4 lata temu. Wtedy byłam wielką fanką Sagi Zmierzch, zresztą jak wiele dziewczyn w moim wieku. Teraz moje zainteresowania (na szczęście) całkowicie zmieniły swój tor. Kolejne posty nie powstają z rąk nastolatki z może trochę zbyt bujną wyobraźnią, tylko z pod palców nieco zmęczonej codziennością dziewczyny, która nie traktuje pisania tej opowieści jako hobby czy konieczność, a jedynie jako oderwanie od rzeczywistości i krótki powrót do przeszłości :)

czwartek, 17 lipca 2014

197. Młody jeleń

    Od kiedy Lily umarła, moje życie zamieniło się w jedno wielkie pasmo stresu, mimo że starałam się to ukrywać. Martwiam się o Dastana. Traktowałam go jak syna, może nieco na przekór Jacobowi. Było mi też żal dziewczynek. Ciri i Bree były jeszcze takie małe, a los już wystawił je na tak głębokie wody. W takich chwilach lubiłam zaszywać się w lesie ze swoimi myślami. Tak zrobiłam i tym razem. Czasami żałowałam, że dawne czasy nigdy nie wrócą. Soboty spędzone z Charlie'm, wymykanie się z domu, żeby spotkać się w nocy z Jacobem, chodzenie do szkoły, kłótnie z rodzicami, moja ukochana praca...muszę koniecznie skontaktować się z Kyle'm i zapytać czy mój gabinet nadal stoi pusty. Z chęcią wróciłabym do pomagania ludziom.
   Za moimi plecami rozległ się niepokojący szelest. Odwróciłam się, ale okazało się, że to tylko wiatr poruszył liśćmi. Chłodny podmuch przyprawił moją ludzką część o lekkie drgawki. Lecz nie była to jedyna rzecz, którą przywiódł. Wciągnęłam powietrze nosem. Poczułam obcy, słodki zapach nadchodzący z głębi puszczy. Zaciekawiona nieznaną wonią ruszyłam na poszukiwania jej źródeł. Na początku myślałam, że to tylko jakieś zwierze zaplątało się w chaszcze. Nie skojarzyłam faktów. Zapach nasilał się z każdym krokiem. Nie zdawałam sobie sprawy, że zawędrowałam tak daleko. Przez prześwitujące korony drzew widziałam już szczyt gór Olympic. Z każdej strony dobiegała do mnie eksplozja zapachów i odgłosów. W końcu zatrzymałam się w środku gęstego lasu. To musiało być tu. Dostrzegłam ją i aż odskoczyłam przerażona. Dziecko, może 4 czy 5 letnie. Dziewczynka o blond włosach, cielęcych, czarnych oczętach i łagodnych rysach. Wpatrzona prosto we mnie. W tych oczach dostrzegłam rządzę. Nie zdążyłam nawet krzyknąć, ani przyjąć pozycji obronnej, kiedy wampirze dziecko rzuciło się w moją stronę z zawrotną prędkością. Zamknęłam oczy gotowa na szybką śmierć z rąk nieobliczalnego, nieprawdopodobnie silnego nowonarodzonego, ale nic takiego nie nastąpiło. Usłyszałam za to kilka niepokojących dźwięków za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam to dziecko. Dziecko, które przed chwilą rzuciło się by mnie zabić. Dziecko wbijające ostre kły prosto w gorący kark młodego jelenia.

wtorek, 15 lipca 2014

196. I kolejny ciekawy dzień.

   Przewróciłam się na drugi bok i kątem oka zobaczyłam Jacoba, który właśnie wsuwał spodnie. Dostrzegł mnie i uśmiechnął się przyjaźnie.
-Wybieram się z Effy do rezerwatu. Po drodze zgarniemy jeszcze Bree i Ciri. Miło by było, gdyby od czasu do czasu spędziły trochę czasu razem. A Noah, Zuri i Claire na pewno też bardzosię ucieszą. Jakie ty masz plany na dziś?
-Szczerze mówiąc nie wiem-przeciągnęłam się i ziewnęłam głośno-może skorzystam z chwili spokoju i powłóczę się po okolicy.
-Przydałoby ci się, ostatnio za dużo się przemęczasz. Dam znać wieczorem-podszedł do mnie i pocałował mnie w policzek-do zobaczenia
-Cześć...czekaj!Pamiętaj o tym żeby wziąć kurtkę dla małej bo może się zrobić zimno.
-Wezmę, wezmę-rzucił wychodząc z pokoju
-Pamiętaj o jedzeniu! Nie pozwól jej się za bardzo zbliżać do twoich znajomych!
-Pamiętam!-odkrzyknął z dołu
-I pilnuj jej!
-Będę-zawołał i trzasnął drzwiami. Jeszcze przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w pustą przestrzeń. Chwilę później wstałam, ubrałam się i poszłam do kuchni. Mimo, że Effy spędzała już czas z wilkołakami z rezerwatu, każda jej wizyta tam napawała mnie niepokojem. Posiedziałam chwilę przy kuchennym stole, po czym nie znalazłszy sobie nic lepszego do roboty, wyszłam na zewnątrz. Widywałam lepsze warunki atmosferyczne : słońce ledwo co było widoczne zza ciężkich, ciemnych chmur, wiał lekki wiatr. Skierowałam się w stronę lasu. Już po chwili wiedziałam, że coś jest nie tak. Było tam cicho. ZA cicho. Szykował się ciekawy dzień.