Ten blog zaczęłam pisać dokładnie 02.11.2011r.. Było to 4 lata temu. Wtedy byłam wielką fanką Sagi Zmierzch, zresztą jak wiele dziewczyn w moim wieku. Teraz moje zainteresowania (na szczęście) całkowicie zmieniły swój tor. Kolejne posty nie powstają z rąk nastolatki z może trochę zbyt bujną wyobraźnią, tylko z pod palców nieco zmęczonej codziennością dziewczyny, która nie traktuje pisania tej opowieści jako hobby czy konieczność, a jedynie jako oderwanie od rzeczywistości i krótki powrót do przeszłości :)

piątek, 30 grudnia 2011

17. Święta!!!

   Nadszedł świąteczny poranek. Obudziłam się już o świcie. Ubrałam się w czarną spódniczkę w białe groszki z podwyższanym stanem i paskiem , białą bluzkę i czerwony sweterek oraz buty na obcasie. Ten zestaw dostałam kiedyś od Alice i teraz postanowiłam go ubrać. Uczesałam się i umyłam po czym zeszłam po spiralnych schodach do salonu. Wszyscy Cullenowie już tam byli. Goście mieli przyjść dopiero na kolację, więc mieliśmy jeszcze cały dzień na przygotowania. W końcu stół w jadalni uginał się od świątecznych potraw przygotowanych dla wilków ze sfory, dom oraz okolice udekorowane były łańcuchami, światełkami, lampkami, grilandami, gałązkami jemioły, ostrokrzewu, bombkami, aniołkami z porcelany i gipsu, dzwoneczkami ze szczerego złota i innymi dekoracjami.
  Wkrótce rozległo się pukanie do drzwi i do domu weszło 10 dobrze zbudowanych mężczyzn, Billy, oraz Emily- dziewczyna Sama. Zasiedliśmy wspólnie do stołu . Ja miałam miejsce pomiędzy Edwardem a Jacobem i byłam czymś w rodzaju przedziałki pomiędzy wilkołakami a wampirami. Na początku było dość niezręcznie, ale w końcu wszyscy zaczęli czuć się swobodnie. Wilki ze sfory razem ze swoimi wilczymi apetytami opróżnili cały stół z jedzenia. Po kolacji przeszliśmy do salonu, gdzie na środku stała wielka choinka a pod nią góra prezentów. Wilkołaki także przyniosły podarunki, tak więc każda osoba otrzymała kilka paczek. Oczywiście Cullenowie i wilki czuliby się niespełnieni gdybym jako ulubienica członków sfory oraz oczko w głowie całej rodziny nie dostała dodatkowej sterty prezentów. Tak oto otrzymałam 3 razy więcej prezentów od pozostałych. Postanowiłam rozpakować je później na osobności. Na czas świąt do salonu dostawiono kilka nowych sof, tak, że na 3 czteroosobowych siedzieli członkowie sfory, Emily i ja. Na 4-również czteroosobowej byli Carlisle, Esme, Edward i Bella, Billy na swoim wózku siedział obok jednej z kanap ,a Rosie, Alice, Jazz i Emm kręcili się wokół nas co jakiś czas przysiadając na dłużej na oparciu sofy.     Wszyscy zaczęli wesoło rozmawiać. Nie minęło pięć minut jak temat rozmowy zszedł na mnie i Jacoba. Na początku rozmawiali o ślubie, potem przeszli na małżeństwo i dzieci. Czas mijał niezwykle szybko ,około 23:00 dostałam zawrotów głowy. Wszyscy byli bardzo zajęci dyskusją, więc dyskretnie wyślizgnęłam się z pokoju. Cicho przeszłam do korytarza wyszłam na zewnątrz. Ciemne niebo było pełne gwiazd, a księżyc w pełni oświetlał trawę gdy przechadzałam się wolno po polanie. Usłyszałam ciche trzaśnięcie drzwiami. Za chwilę poczułam gorące dłonie na swojej talii.
-Jacob?-szepnęłam cicho-
-A spodziewasz się kogoś innego?-odpowiedział mi znajomy głos, odwróciłam się i zobaczyłam wysokiego, przystojnego, umięśnionego, silnego bruneta-mojego narzeczonego. Uśmiechnął się do mnie i delikatnie objął mnie ramieniem. Przeszliśmy polaną wzdłuż domu.
-Myślisz ,że już zauważyli że wyszliśmy?-zapytałam
-Kto by cię nie zauważył?-mruknął z uśmiechem Jake
-Ha ha ha-zaśmiałam się ironicznie. Z domu napłynęły nas dźwięki świątecznej muzyki.
-Jemioła-powiedziałam. Rzeczywiście nad nami,  na gałęzi jednego z drzew, wisiała wiązka jemioły . Z wnętrza mieszkania dobiegły odgłosy innej melodii.
-All I want for Christmas is you-zamruczał cicho Jacob. Założyłam mu ręce za szyję, a on zaczął mnie całować, tak jak jeszcze nigdy dotąd. To były najlepsze święta.

czwartek, 29 grudnia 2011

16. Do przerwy 1:0

  Obudziłam się wtulona w ramiona Jacoba, ale nie w postaci wilka lecz człowieka. Spoglądał na mnie czule i silną ręką gładził moje włosy.
-Witaj księżniczko-zamruczał
-Mam cię ugryźć?-zagroziłam z uśmiechem.
-Przydałoby się-również się uśmiechnął
-Długo spałam?
-Jest po 13:00-odpowiedział
-O cholera-syknęłam. Wstałam i zaczęłam pospiesznie zbierać swoje ubrania z podłogi. Wystrzeliłam z pokoju prosto do łazienki, gdzie ubrałam się i umyłam.
-Coś się stało?-zapytał Jake wyraźnie zaniepokojony stojąc pod drzwiami toalety, gdy rozczesywałam niesforne loki.
-Obiecałam Alice ,że pomogę jej w przygotowywaniu jutrzejszej uroczystości.
-A tak jutro Boże Narodzenie-mruknął Jacob
Wyszłam z łazienki.
-Może chcesz nam pomóc?-spytałam
-Wieszanie bombek na choince to dla mnie niezbyt interesująca praca.
-Chodź będzie fajnie!-zachęciłam-oczywiście ty i Billy możecie spędzić święta u nas-dodałam
-Myślę, że sfory obraziłyby się gdyby w te święta nas zabrakło.
-Ah tak...-westchnęłam.
-Chodźmy już-przypomniał mi Jacob. Wyszliśmy na dwór, a Jake zmienił się z powrotem w wilka.
-Żartujesz sobie?-spytałam. Wilk zdawał się do mnie uśmiechać. Podbiegł do mnie i pchnął mnie tak, że wpadłam na jego miękki grzbiet. Dopiero wtedy zrozumiałam o co mu chodzi. Przyjęłam stabilną pozycję, a Jacob wyskoczył w powietrze, by za chwilę pędzić już przez las. Biegł i biegł omijając przy okazji wszystkie przeszkody.
-Taki jesteś cwany?-spytałam zaczepnie-Zatrzymaj się na chwilę.
Wilkołak posłusznie stanął ,a ja zeskoczyłam z jego grzbietu i stanęłam na trawie obok niego.
-Kto pierwszy do domu Esme i Carlisle-powiedziałam-3...2...1...
Wystrzeliłam do przodu niczym armata. Po chwili zobaczyłam obok siebie Jake'a. Pędziliśmy przez las jak równy z równym. Co jakiś czas wybiegałam na kilka metrów dalej od Jacoba ale on zaraz wyrównywał różnicę. W końcu wybiegliśmy na polanę z domem Cullenów po środku. Wykonałam ostatni skok i już leżałam u podnóża werandy a Jake już w postaci człowieka obok mnie.
-Byłam pierwsza-zaśmiałam się
-Nieprawda-uśmiechnął się Jacob i pomógł mi wstać. Gdy weszliśmy do domu, Alice, Bella, Rosie, Edward, Esme, Carlisle, Jasper i Emmet już krzątali się po domu rozwieszając wszędzie kolorowe światełka i dekoracje świąteczne. Przystąpiliśmy do pracy. Czas upływał nam miło na wspólnych przygotowaniach.
-Jake, może przyjdziesz jutro do nas z ojcem. W końcu to święta-zagadała Jacoba Bella
-Chętnie, ale sfora chyba by mnie zabiła-uśmiechnął się
-To przyjdź z nimi!-zawołała z przeciwległego końca pokoju Alice-Im więcej tym weselej, a miło by było posiedzieć z kimś kto cokolwiek je przy świątecznym stole!
-Alice ma rację-powiedziała Esme-starczy miejsca dla wszystkich.

poniedziałek, 19 grudnia 2011

15. Szczerość w szkarłacie

  Czas mijał nieubłaganie. Wkrótce nadszedł koniec słonecznego października i ustąpił on miejsca listopadowi, po którym z kolei nadszedł grudzień. W przeciągu tych niespełna dwóch miesięcy dużo wraz z Jacobem myśleliśmy na temat naszej wspólnej przyszłości. Datę ślubu wstępnie ustaliliśmy na marzec przyszłego roku.
  Pogoda uległa wielkiej zmianie. Pojawiły się deszcze i burze. Od wczorajszego wieczora ja i Jake mieszkamy u Billy'ego w rezerwacie. Świt nadszedł dla mnie zdecydowanie za szybko. Obudziłam się na łóżku Jacoba, mimo to ,że wczoraj zasnęłam na kanapie. Mój ukochany leżał w wilczej postaci na drewnianej podłodze koło łóżka. Wiedziałam, że musi być bardzo zmęczony. Cicho wstałam i przeszłam przez pokój. Otworzyłam drzwi i wyszłam na korytarz. Zatrzymałam się przy jednej z ścian i przyjrzałam się wiszących na niej fotografiom. Wyglądały na stare. Niektóre były rozmyte i trudno było cokolwiek na nich dojrzeć. W znacznej większości przedstawiały grupę młodych mężczyzn na tle La Push. Spojrzałam na zdjęcie przedstawiające śliczną młodą kobietę uśmiechającą się szeroko.
-Matka Jacoba-usłyszałam za sobą głos. Odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam Billy'ego, podjeżdżającego do mnie na swoim wózku. Zatrzymał się na metr przed ścianą-Miała na imię Vivianethee. Zmarła przy porodzie. Była taka piękna-westchnął-Moja Viviane
-Jake nigdy o niej nie mówił-powiedziałam cicho
-Unika tego tematu jak ognia. Nie wyobrażasz sobie jak ciężko jest dorastać bez matki. Ale wyrósł na silnego mężczyznę. Tak jak tego chciała Viv.
 Nagle zrobiło mi się strasznie szkoda Jake'a. Dojrzewał pod twardą ręką ojca, pozbawiony matczynej miłości. Mnie niemal zawsze otaczał tłum wielbiących ludzi. Kiedy kichnęłam, wokół zjawiało się dziesięć osób gotów wytrzeć mi nos. Było to może i uzasadnione ,ponieważ zazwyczaj wampiry nie posiadają dzieci, a tym bardziej rodzonych. Poczułam kolejny atak żalu kiedy zorientowałam się ,że to właśnie Jacob często był świadkiem tego dzikiego uwielbienia ze strony moich krewnych. Moje serce przeszyła złość do samej siebie. Znałam Jake'a tak długo i nigdy nie rozmawialiśmy o jego przeszłości. Zawsze tylko ja i ja. Robił dla mnie wszystko, a ja tak naprawdę nie potrafiłam zrobić dla niego nic. Moje oczy wypełniły łzy. Jednak pamiętając o danej ukochanemu tajemnicy zaczęłam je szybko powstrzymywać. Billy możliwe ,że to zauważył, bo mruknął coś o wiadomościach i wycofał się z pokoju.Weszłam do pokoju Jacoba i zamknęłam za sobą drzwi. Mój narzeczony wciąż w wilczej postaci leżał na podłodze. Usiadłam obok niego i wplotłam palce w jego gęste, ciemne futro. Wtuliłam się w jego miękką grzywę i leżałam w milczeniu. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w nierównomierny oddech Jake'a.

środa, 14 grudnia 2011

Witajcie ponownie ! ;)

Ho ho ho! Zbliżają się ŚWIĘTA BOŻEGO NARODZENIA! Z tej okazji postanowiłam pominąć pewną część naszej opowieści by w tym szczególnym czasie opublikować historię naszych wampirzo-wilkołaczych świąt! Na ten czas radosnego oczekiwania, życzę wam wytrwałości, radości, oraz wszystkiego co najlepsze!

Wasza Renesmee 

wtorek, 13 grudnia 2011

14. Życie ,które wybrałam.

-Co tu się dzieje?-Alice i Rosie weszły do pomieszczenia. Podniosłam dłoń na wysokość nieco poniżej swojej twarzy, obróciłam ją wnętrzem w swoją stronę i poruszyłam palcami, a pierścionek zaręczynowy zalśnił w świetle słońca. Wampirzyce szybko pojęły ów znak i równie szybko znalazły się tuż przy mnie.
-Zorganizujemy ci najlepszy ślub na świecie!-zawołała Alice, a Bella wywróciła oczyma
-Dziękuję-zgodziłam się-Tylko jedno mnie martwi: wszyscy wiedzą co to oznacza jak licealistka wychodzi za mąż.
-Ciąża-westchnęła Rose
-O to się nie martw-uspokoiła mnie Bella-kiedy wychodziłam za mąż za Edwarda myślałam o tym samym, ale w gruncie rzeczy tak naprawdę nie było o co się bać.
-Macie ustalony termin?-spytała Alice
-Nigdzie nam się nie śpieszy-odpowiedziałam szybko-Ale jak coś uzgodnimy ,to cię poinformujemy.
-No ja myślę!-obruszyła się wampirzyca. Do kuchni weszli teraz Jazz, Bella, Emm, Edward i Esme.
-Co się tu dzieje? Jakieś zebranie?-uśmiechnął się Emmet
-Wilczek i Nessie się zaręczyli!-wyśpiewała Alice. Jasper uśmiechnął się szeroko, Emmet zaśmiał się głośno, Edward trochę się rozpromienił, a Esme i Bell pisnęły z radości.
-Gratulacje!-zawołała babcia, kilka osób (już nawet nie wiem kto) zaczęło nucić marsz weselny, a kilka wesoło rozprawiać na temat wesela. Skorzystałam z okazji i wyślizgnęłam się z kuchni do salonu. Carlisle bandażował Jake'owi rękę, a ten patrzył gdzieś w przestrzeń ponad drzwiami wejściowymi. Zobaczył ,że weszłam do pokoju i uśmiechnął się do mnie. W tym samym momencie z pomieszczania z którego właśnie wyszłam rozległy się kolejne śmiechy i zawołania. Carlisle wywrócił oczyma i skończył opatrywać rękę Jacoba.
-To by było na tyle-powiedział wstając-Nieźle się pożarliście. Edward ma kilka głębokich ugryzień na ręce, ale nic mu nie będzie. Twoja rana powinna szybko się zagoić. W końcu jesteś wilkołakiem. Pójdę lepiej ich uspokoić-jakby na potwierdzenie jego słów z kuchni dobiegł głośny pisk-Powodzenia-I wyszedł z pokoju. Usiadłam na kanapie koło Jacoba, a on objął mnie w pasie zdrową ręką.
-Powiedziałaś im prawda?-zapytał. Pokiwałam głową i westchnęłam głośno. Jake cmoknął mnie w policzek i uśmiechnął się. Spojrzałam na jego ranną rękę.
-Boli?-zapytałam
-Trochę, ale będzie dobrze. Było warto-przez jego twarz przeleciał uśmieszek.
-Przestań, to w końcu mój ojciec. Kocham go.
-A ja kocham ciebie-przysunął mnie bliżej do siebie. Pochyliłam lekko głowę, żeby ukryć rumieniec który pokrył właśnie moją twarz, ale Jacob zabandażowaną ręką uniósł moją brodę ku górze. Z satysfakcją na twarzy spojrzał na moje policzki.
-Uwielbiam to w tobie-zamruczał cicho i objął mnie mocno w pasie ramionami. Razem ze mną przechylił się do tyłu i położył na kanapie, ze mną napierającą na jego klatkę. Wpiłam się w jego wargi, a on oderwał jedną rękę od mojej talii i wplótł ją w moje włosy. Moje serce zaczęło bić szalonym tempem, a oddech stał się szybki i nierównomierny. Poczułam ,że braknie mi tchu, ale nie mogłam przerwać pocałunku. Usłyszałam ,że ktoś wszedł do pokoju. Szybko zerwałam się na równe  nogi i stanęłam koło kanapy wampirzym tempem,  a Jake równie szybko na niej usiadł. Teraz byłam już zapewne czerwona jak burak. Faktycznie do salonu weszli Jasper, Emmet, Alice i Rosalie. Na twarzy Emma dostrzegłam rozbawienie, Rosie obrzydzenie (kierowane oczywiście do jak ona to mówi "kundla"), Alice i Jazz mieli neutralne, lekko uśmiechnięte twarze, jakby nie wiedzieli o co cały hałas.
-No proszę, proszę!-wyszczerzył się Emmet
-Oj, cicho bądź!-mruknęła Alice, ale wciąż z uśmiechem na twarzy
-Tylko się tak nie śpieszcie bo lada chwila będziecie przewijać szczeniaki-mruknęła Rosie, tak cicho i szybko, że nie byłam pewna czy Jake, który siedział dalej ode mnie, był w stanie to usłyszeć.
-Emmet, uspokój się bo jak się Nessie wkurzy...-mruknął Jasper
-Dobra gołąbeczki, dzisiaj wam odpuszczę, ale nie liczcie na to ,że to koniec!-roześmiał się Emmet
-Aleś ty zabawny-Alice była wyraźnie poirytowana. Emmet zaczął dusić się ze śmiechu. Ja byłam raczej zawstydzona niż zdenerwowana. Do głowy przyszedł mi pomysł. Szybko podbiegłam do Emma i przewaliłam go na ziemię. Nawet nie zdążył zareagować.
-Lepiej nie przeginaj-uśmiechnęłam się. Wstałam szybko, a chwilę po mnie, osiłek również stanął na równe nogi. Jacob rozmawiał o czymś z Jasperem. Oboje śmiali się. Rosalie patrzała na nich wywracając oczyma. To było życie, które wybrałam.

sobota, 10 grudnia 2011

13. Wyznania

  Nasz urlop skończył się szybko. Nim zdążyłam zauważyć spakowaliśmy już nasze walizki, wsiedliśmy do samochodu i powróciliśmy do Forks. Jechaliśmy właśnie leśną drogą.
-Przeczuwam kłopoty-westchnął Jake
-Ty wyczuwasz kłopoty? To ja będę musiała spowiadać się troskliwemu tatusiowi z każdej z siedmiu nocy, które razem spędziliśmy.
-Lepiej pomiń kilka szczegółów. 
-Cicho, bo usłyszy twoje myśli. I lepiej zawróć, bo przegapiłeś zjazd do domu Carlisle. 
Gdy zajechaliśmy pod dom, Edward tak jak mój ukochany się spodziewał, czekał przed drzwiami wejściowymi. Gdy zobaczył nadjeżdżający samochód wstał i zszedł nieco w bok na polanę obok domu. Widziałam jak knykcie pobielały na zaciśniętych pięściach. Jacob mocniej zacisnął dłonie na kierownicy. Silnik ostatni raz zawarczał i pojazd zatrzymał się na podjeździe. Jake wyszedł z samochodu i stanął naprzeciw Edwarda. Zobaczyłam wściekłe, ciemne oczy ojca i szybko wyskoczyłam z pojazdu.
-Witaj Edwardzie-przywitał się Jake
-Radzę ci lepiej pilnować swoich myśli. Powiedz co ty jej zrobiłeś?-zasyczał Edward.
-Ja nic jej nie zrobiłem-odpowiedział Jacob, próbując zachować spokój, ale zobaczyłam jak lekko zadrżał
-Nie kłam-warknął ojciec-co zrobiłeś mojej córce?
-Tato!-zawołałam
-Nie wtrącaj się!-syknął na mnie-Dalej, co jej zrobiłeś!-Edward obnażył zęby. Na twarzy Jacoba, pojawił się prowokacyjny uśmiech. To już doprowadziło ojca do ostateczności. Jego źrenice nagle się rozszerzyły, w oczach pojawiła się żądza mordu, a z gardła wywarł się głośne warknięcie. Pochylił się do skoku, a Jake zrobił to samo.
-Nie proszę, przestańcie!
Nie słuchali mnie. Po chwili w tym samym momencie zaczęli skakać sobie do gardeł. Edward był tak rozjuszony, a do tego głód jego w oczach, rósł z każdą chwilą. Rzucił się na mojego ukochanego i zaczęli zaciętą walkę.
-Dość! Przestańcie!-wrzasnęłam, ale i tym razem nie przejmowali się moimi prośbami. Na trawie pojawiły się ślady krwi. Przypomniała mi się ciemna barwa jego tęczówek-TATO NIE!-rzuciłam się w wir walki, odrzuciłam Jacoba jak najdalej to było możliwe, po czym rzuciłam się na Edwarda i przygwoździłam go do ziemi.
-On nic nie jest winny rozumiesz?! Ja tego chciałam! JA!-wykrzyczałam mu prosto w twarz. Oczy ojca jakby pogrążone w transie powróciły do rzeczywistości. Spojrzał na mnie-Jeżeli chcesz teraz kogoś rozszarpać, to możesz to zrobić mnie-dodałam już spokojniej
-Przecież wiesz ,że cię kocham i nigdy bym cię nie skrzywdził. Jesteś całym moim światem-powiedział cicho
-Też cię kocham. Ale musisz wiedzieć ,że kocham Jacoba. Czy kiedy byłeś zakochany w mamie, czułeś ,że jest ona całym twoim światem? Że bez niego twoje życie straci sens?
-Ja po prostu nie mogę się pogodzić z tym, że nie jesteś już moją małą córeczką- szepnął
-Tato, ja zawsze będę twoją małą córeczką.
Edward pogładził dłonią moje włosy.
-Masz oczy po matce-szepnął-Lepiej idź do Jacoba, chyba go trochę uszkodziłem.Wstałam i wypuściłam go ze swoich objęć. Nasza wymiana zdań nie trwała więcej niż pół minuty.
-Nic ci nie jest?-spytałam jeszcze
-Ugryzł mnie kilka razy w rękę, ale przeżyję. No już idź.
Podbiegłam do Jake. Właśnie wstał z trawy.
-Masz niezłego kopa-mruknął, kiedy rzuciłam mu się na szyję. Po chwili spostrzegłam, że z jego ramienia szeroką strugą spływa szkarłatna krew. Zobaczył ,że patrzę na głęboką ranę w jego skórze-To nic takiego.
-Jesteś ranny-stwierdziłam niezbyt odkrywczo
-To nic takiego.
-Coś ci nie wierzę-uśmiechnęłam się-Chodź, zaprowadzę cię do Carlisle.
Byłam tak zajęta rozmową z Jake'm, że nie zauważyłam Belli, która zjawiła się nie wiem skąd i teraz rozmawiała już z Edwardem. Zaprowadziłam ukochanego do domu, a następnie do salonu. Esme, Carlisle, Rosie, Alice, Jasper i Emmet już tam siedzieli, a po chwili doszli również i rodzice. Carlisle i ja usiedliśmy blisko Jake'a ,a reszta osób nieco się odsunęła, ze względu na krew, choć tak naprawdę tylko Edward był głodny. Carlisle właśnie zaczął dezynfekować ranę.
-Nie musisz się męczyć-Jacob spojrzał na mnie, a potem na krwawiącą rękę.
-Wcale się nie męczę-zaprzeczyłam-A właśnie. Mamo, możemy chwilę porozmawiać?
-Jasne-mruknęła Bella i wyszłyśmy z pokoju, do kuchni.
-Mamo-nabrałam w płuca dużo powietrza-Jacob mi się oświadczył-na twarzy mamy pojawił się uśmiech.
-I co?-zapytała z ekscytacją
-Zgodziłam się-wypuściłam nabrane wcześniej powietrze. Bella doskoczyła do mnie i przytuliła mnie mocno. 

piątek, 9 grudnia 2011

12. Dni których jeszcze nie znamy.

Czas mijał nam wspólnie bardzo szybko. Dom był dość duży jak na naszą dwójkę. Na piętrze jak już wspominałam wcześniej, mieściły się trzy pomieszczenia: nasza sypialnia, łazienka oraz mały pusty pokój zamknięty na klucz. Minęły trzy dni. Jacob siedział z wyprostowanymi nogami, a ja leżałam opierając głowę na jego silnych łydkach.
-Podjęłaś już decyzję?-zapytał
-Hmm?-odpowiedziałam zbita z tropu, niezrozumiałym pomrukiem
-No wiesz ,o małżeństwie.
-Ach tak-powiedziałam. Od kilku dni wciąż o tym myślałam, ale teraz miałam mętlik w głowie.
-A więc...-spojrzał na mnie wyczekująco. Jego głębokie ciemne oczy zalśniły w ekscytacji.
-Jacob...-zaczęłam
-O, tylko nie Jacob-zerwał się z miejsca i ukląkł nade mną na czworakach tak ,że jego twarz znajdowała się na wysokości mojej twarzy
-Renesmee Carlie Cullen?-wyślizgnęłam się z pod niego i usiadłam po turecku wciąż patrząc mu w oczy. Przyklęknął na jednym kolanie i sięgnął do kieszeni. Wyjął z niej małe czerwone pudełeczko. Ukryłam twarz w dłoniach. Usłyszałam cichy trzask. Odkryłam twarz i ponownie zwróciłam wzrok ku Jake'owi-Wyjdziesz za mnie?
Spojrzałam na przedmiot spoczywający na szkarłatnej poduszeczce w środku pudełka. Pierścionek wykonany był z białego złota. Oczko, było niewielkie, a ozdobny kamień który je tworzył był niebieskim szafirem. Poczułam, że do moich oczu powoli napływają łzy.
-Tak-powiedziałam cicho. Na twarzy Jacoba pojawiła się jednocześnie ulga i nieograniczona euforia. Wyjął pierścień z pojemnika i wsunął mi na palec. Pasował idealnie. Zarzuciłam mu ręce na szyję, a on objął mnie w talii. Z moich oczu płynęły łzy, mocząc Jake'owi koszulę. Odsunął mnie trochę od siebie i wytarł mi policzki.
-Tylko mi tutaj nie płacz. Żadnych łez, aż do nocy poślubnej!
Zaśmiałam się.
-Może do ślubu?-próbowałam negocjować
-Nie-pokręcił przecząco głową. Pocałowałam go namiętnie w usta-No niech ci będzie-uśmiechnął się-pewnie chcesz teraz zadzwonić do rodziców.
-To nie jest to o czym marzę-mruknęłam-wolę powiedzieć im o tym po powrocie.
-Jasne-zamruczał mi do ucha.
Byłam taka szczęśliwa.

piątek, 2 grudnia 2011

11. Sprawy z pozoru łatwe

Gdy obudziłam się rano, nie leżałam już w salonie, tylko pod dwuosobowym łożem z baldachimem. Jacoba nie było koło mnie. Ubrałam szybko leżące na podłodze koło łóżka krótkie spodenki i bluzkę. Były tam razem z tymi przez które wyszłam 3 drzwi.
-Jake?-powiedziałam głośno. Nikt się nie odezwał. Zbiegłam po drewnianych schodach do salonu. Ani tam ani w kuchni też nikogo nie było. Wyszłam na zewnątrz i rozejrzałam się wokoło. Dzień był słoneczny ale wiał zimny wiatr. Zadrżałam z zimna. Mój wzrok utkwił w pomoście na jeziorze. Jacob siedział na nim wpatrując się w gładką powierzchnie wody. Koszule miał rozpiętą, a jeansowe rybaczki długością sięgały długością trochę za kolana. Podbiegłam do niego. Drewniany pomost wychodził kilka metrów nad jeziora. Jake siedział na samym końcu mola. Słysząc moje kroki odwrócił głowę w moją stronę.
-Dobrze spałaś?-zapytał
-Świetnie-usiadłam koło niego-Ale ty chyba nie za bardzo.
Uśmiechnął się lekko.
-O mnie się nie martw.
Zadrżałam z zimna. Jacob zaczął zdejmować swoją koszulę. Ściągnął ją i otulił mnie szczelnie. Objął mnie swoim gorącym ramieniem.
-Nie musisz tego robić-mruknęłam
-Ale chce-odparł
Siedzieliśmy w milczeniu.
-Wyjdziesz za mnie?-spytał patrząc mi w oczy
-Słucham?-powiedziałam głosem chyba trochę zbyt ostrym, tak zbita z tropu tym pytaniem. Wysunęłam się z jego objęć i usiadłam po turecku naprzeciw niego-Żartujesz?
-A wyglądam jakbym żartował?
-O nie tylko nie to!-ukryłam twarz w dłoniach, a Jacob zaśmiał się głośno
-Wiem, że kiedyś i tak się zgodzisz-uśmiechnął się
-Ja też-westchnęłam, co spowodowało u niego jeszcze większy napad śmiechu
-Na co czekasz? No zgódź się-powiedział melodyjnym tonem
-Daj mi kilka dni.
-Niech ci będzie-wywrócił oczami. Spojrzał na mnie i po chwili w tempie wilkołaka, chwycił mnie w swe ramiona, wybił się mocno od brzegu mola i wyskoczył w jezioro. Już zaraz śmieliśmy się razem, przemoczeni doszczętnie. W nurkowaniu wygrywałam z nim, ponieważ nie musiałam oddychać, ale w pływaniu górował nade mną.
Resztę dnia spędziliśmy razem, na odpoczynku i rozrywkach, a noc tak samo jak poprzednia, była nocą bezsenną, pełną namiętności.

środa, 30 listopada 2011

10. Wieczór w Kannoe

  Czas mijał szybko. Po upływie tygodnia, razem z Jacoba, wybrałam się na spacer do lasu. Dzień był bardzo słoneczny, ciepły. Ubrałam się w spodenki do połowy uda, wykonane z ciemnego jeansu, oraz czerwoną bluzkę.  Wolno przechadzaliśmy się po lesie, a wiatr owiewał nasze twarze.
-Billy ma mały domek w miasteczku za Port Angeles. Tak sobie myślałem, że może wyjechalibyśmy tam na tydzień. Tylko ty i ja. Rodzice to nie problem. Rozmawiałem już z Bell.
-Jasne-uśmiechnęłam się-oczywiście ,że pojadę.
Już tego samego dnia po południu, wyjęłam z szafy walizkę na kółkach i rozpoczęłam pakowanie. Wyjazd już nazajutrz, a przede mną tak trudne zadanie. Nie miałam pojęcia co spakować. W końcu umieściłam w torbie stertę ubrań, kosmetyczkę i kilka innych rzeczy. Zadowolona a zarazem zmęczona położyłam się do łóżka i po chwili zasnęłam. Rano obudził mnie dotyk gorącego ciała na moim karku. Odruchowo otworzyłam oczy i spojrzałam na postać siedzącą na łóżku obok mnie. Jake gładził rozpaloną ręką mój lodowaty kark.
-Dzień dobry-szepnął i pogładził dłonią mój policzek
-Cześć-powiedziałam siadając
-Spakowana?
-Jasne.
-No to jedziemy. Chyba, że zmieniłaś zdanie?
-Oczywiście ,że nie! Chodźmy już.
Pożegnałam się z rodzicami, rodziną i wyruszyliśmy. Alice i Jasper użyczyli nam jednego ze swoich samochodów. Byłam bardzo szczęśliwa. Wszystko działo się tak szybko. Jacob pędził szosą, ani razu nie odrywając ode mnie wzroku.
-Patrz na drogę-ostrzegłam
-Mam lepszy obiekt obserwacji.
-Ha ha ha.-zaśmiałam się ironicznie
Podróż upływała nam bardzo przyjemnie. Śmialiśmy się, rozmawialiśmy. Słońce raz górowało nad zenitem, by potem zacząć powoli przychylać się ku zachodowi. Mijaliśmy kolejne zabudowania.
-Niedługo będziemy-oznajmił Jake
Samochód jechał teraz leśną drogą. Nagle zabrakło mi tchu. Wyjechaliśmy na rozległą polanę. Pośrodku niej stał śliczny drewniany domek, otoczony ogródkiem, a trochę dalej w tle rozciągał się widok na gładką, niebieską taflę jeziora.
-Witaj w Kannoe. Nie jest idealnie ,ale...-zaczął
-Tu jest cudownie-powiedziałam przerywając mu i złożyłam na jego ustach pocałunek. Wyskoczyłam z samochodu i pobiegłam do drzwi. Były otwarte. Weszłam do środka. Podłogi były wykonane z ciemnego drewna, a ściany były  w połowie w beżowo-brązowe pasy, a w połowie z drewna. Po wejściu do domku, wchodziło się bezpośrednio na klatkę schodową, z której z kolei schodziło się do kuchni i salonu. Kuchnia była kwadratowym pomieszczeniem, pełnym ciemnych blatów i szafek, natomiast salon był znacznie większy. W centrum pokoju pod ścianą, mieścił się duży, ceglany kominek, zapalony w tej chwili nad którym wisiało mnóstwo ramek ze zdjęciami. Na podłodze pośrodku dywanu, leżały dwa duże dywany z białego futra, oraz dwuosobowa, brązowa sofa z mocarnymi obiciami i duży skórzany fotel. Pod ścianą stało kilka szafek i kredens.
-Może być?-Jake wniósł do salonu walizki
-Jak tu pięknie!-powiedziałam cicho. Jacob podszedł do mnie od tyłu i przytulił mnie przyciągając mocno do siebie. Przymknęłam oczy i pozwoliłam żeby zaczął mnie całować. Jedną rękę oparł na moim brzuchu, a drugą trzymał moją twarz, ułatwiając sobie dostęp do moich ust. Jednym zwinnym ruchem, odwrócił mnie przodem do siebie, wziął na ramiona, przeniósł do salonu i położył na sofie. Na dworze panował mrok, a ogień w kominku trzaskał wesoło będąc w pokoju jedynym źródłem światła. Jake nie przestawał mnie całować. Ubrania zsunęły się z nas z niebywałą łatwością. Pokój wypełnił się odgłosem przyśpieszonego bicia naszych serc.

sobota, 26 listopada 2011

9. Wojna dwóch serc.

  Obudziłam się o świcie. O moje uszy obijał się szum fal, a pod swoim nagim ciałem czułam miękki piasek. Otworzyłam oczy. Jacob siedział zamyślony na piasku koło mnie i wpatrywał się w ocean. Ubrany był w swoje jeansowe rybaczki. Usiadłam na piasku i podciągnęłam nogi pod brodę.
-Jake-szepnęłam. Chłopak na początku nie zareagował, a potem obrócił głowę w moją stronę i spojrzał mi w oczy. Malował się w nich ból i gniew.
-Przepraszam-powiedziałam cicho. Jacob ponownie skierował głowę w stronę horyzontu
-Nie masz za co.
-Jacob ,widzę ,że coś nie tak-to nie było pytanie ,tylko stwierdzenie faktu
-Nienawidzę się za to co ci zrobiłem-powiedział
-O co chodzi? Przecież nic się nie stało!
Rzucił mi ostre i zarazem smutne spojrzenie.
-Nic się nie stało? Renesmee, czy ty nic nie rozumiesz? Nie widzisz co ja ci zrobiłem?-zmierzył mnie smutnym spojrzeniem i ukrył twarz między kolanami- Tak cię skrzywdziłem-szepnął
-Jake, przecież to wszystko tylko i wyłącznie moja wina i wszystkie ewentualne konsekwencje muszę ponieść ja. To ja cię uwiodłam i wykorzystałam twoją słabość do mnie. Wiem, powinnam czuć do siebie wstręt i obrzydzenie, ale nie potrafię! Nie żałuję ,ani chwili z tego co się wydarzyło tej nocy.
-Jak ja teraz spojrzę Edwardowi i Belli w oczy?-szepnął jakby sam do siebie
-Nikt się o tym nie dowie, a nawet jeśli to sami nie byli lepsi. Proszę nie obwiniaj się o nic, bo tego nie zniosę.
-Dobrze, ale wiedz ,że nigdy sobie tego nie wybaczę-spojrzał na mnie-ubierz się proszę ,bo doprowadzasz mnie szału.
Uśmiechnęłam się lekko, po czym wciągnęłam na siebie bieliznę i matową sukienkę. Przeszliśmy przez plażę w milczeniu i w tej samej męczącej ciszy wracaliśmy do domu.
-Nie no ja już tak nie mogę-wrzasnęłam w pewnym momencie, aż Jacob podskoczył i spojrzał przerażony w moją stronę-nie mogę patrzeć jak tak cierpisz! Powiedz mi szczerze, że żałujesz tej nocy i tego, że ze mną jesteś.
-Kochanie czemu tak myślisz? Oczywiście ,że nie żałuję, ani tego ,że z tobą jestem, ani tej nocy. Po prostu czuję się winny za to ....za...
-Za to ,że nie jestem dziewicą?-wypaliłam, a on kiwnął głową milcząc-A ja niby nie mam być winna za utratę twojej cnoty?
Mimowolnie się uśmiechnął.
-Cnota...co za urocze słowo. U mnie to co innego. Ja już nie jestem taki młody.
-Masz 20 lat.
-A ty 4.
-Cicho bądź-mruknęłam
-Nie ma mowy-odparł wesoło. Cmoknęłam go w policzek, a on odpowiedział mi czułym objęciem-No dobra, pomyślę nad tym.

niedziela, 6 listopada 2011

8. Romeo i Julia

  Na drodze nie było ruchu. Jacob jak zazwyczaj nie interesował się zbytnio ograniczeniami prędkości. Dojechaliśmy do Seattle na czas. Samochód zaparkowaliśmy na parkingu naprzeciw teatru.
-Chodź Julio-mruknął otwierając przede mną drzwi-czas na nas
-Oczywiście Romeo-odpowiedziałam
Budynek teatru był stosunkowo duży, zdobiony wielkimi kolumnami i gobelinami. Weszliśmy do środka i przeszliśmy bezpośrednio do sali w której miał się odbywać spektakl. Jacob przekazał kontrolerowi bilety i weszliśmy na salę. Mieliśmy najlepsze i jednocześnie najdroższe miejsca. Już za chwilę kurtyna się podniosła i przed naszymi oczyma zaczęto odgrywać przedstawienie. Aktorzy odgrywali świetnie swoje role. W scenie finałowej ,gdy Romeo postanowił się zabić, oparłam głowę o ramię Jacoba, by nie musieć wysłuchiwać żałosnych zawodzeń pulchnej kobiety siedzącej po mojej drugiej stronie. W końcu kurtyna na powrót opadła i tłum wylał się z powrotem do głównego holu.
-Co powiesz na wizytę w restauracji?-zapytał mnie Jacob gdy wyszliśmy z teatru
-Z miłą chęcią.
Restauracja mieściła się około 2 kilometrów od teatru. Jacob zostawił samochód przed samym wejściem do restauracji. Podszedł do nas wysoki, ciemnowłosy kelner i przyglądając mi się uważnie, pokierował nas do stolika w rogu sali.
-Jak myślę nic nie zamawiasz?-zapytał cicho
-O ile nie mają tu krwistych steków.
-Zapytam-zachichotał dając kelnerowi znak
Brunet to zauważył i natychmiast do nas podszedł
-Trzy mięsne ravioli-powiedział Jake-I bardzo krwisty stek
Uśmiechnęłam się do kelnera, a on odszedł potykając się o krzesła gości.
-Jak ci się podobał spektakl?-zapytał mój ukochany pochylając się nad stołem
-Bardzo, niesamowity. A co ty sądzisz?
-Strasznie wszystko pokręcone ,ale w gruncie rzeczy całkiem niezły.
Rozejrzał się po sali.
-Kogo tak wypatrujesz?-spytałam
-Nic. Liczę ilu facetów się na ciebie gapi.
Zaśmiałam się.
-Równie dobrze mogłabym liczyć ile dziewczyn patrzy na ciebie.
Również się uśmiechnął.
-Wiesz Jake, Carlisle robił mi ostatnio kolejne badania.
-Tak i co?-zainteresował się
-Mam już ciało 18 latki i umysł około 35 latki-pochwaliłam się
-No to brawo. Przerosłaś mnie prawie pod każdym względem.
Znowu zachichotałam, a w tym samym momencie pojawiło się dwóch kelnerów- ów brunet którego pamiętałam ,oraz niski szatyn. Każdy niósł po jednym talerzu, choć byłam pewna ,że do przeniesienia dwóch porcji posiłku wystarczyłby jeden z nich. Brunet mrugnął porozumiewawczo do swojego towarzysza, a ten zlustrował mnie, zatrzymując się na dłużej, na moim biuście i twarzy. Jacob to zauważył i spojrzał na mnie. W jego oczach malowała się wściekłość. Ledwo zauważalnie pokręciłam przecząco głową, po czym zwróciłam się do kelnerów.
-Och, panowie przepraszam czy mogę poprosić o szklankę wody? Wiedzą panowie mój mąż jest bardzo spragniony-powiedziałam słodko po czym przechyliłam się do zdziwionego Jacoba i musnęłam jego wargi swoimi.
-Oczywiście-bąknął szatyn nachmurzony i obaj odeszli smętnie. Gdy się oddalili Jacob parsknął śmiechem.
-Mój mąż jest bardzo spragniony?-wydusił
-Przynajmniej podziałało-stwierdziłam
-Mogłaś dodać ,że właśnie zostałem ojcem. Chciałbym widzieć wtedy ich miny.
-A wiesz, że o tym myślałam?
Znowu zaśmiał się tym razem zabrzmiało to trochę jak szczeknięcie.
-"Jak cudowna jest miłość, skoro cień miłości tyle bogactwa niesie"-zacytował teatralnie Jacob
-Ty Romeo, coś ty taki nagle romantyczny?
-Mam swoje chwile.
Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu- on pochłaniając mięsne ravioli ,a ja wysysając krew z mięsa. W końcu Jake zapłacił za posiłek i czując na karkach wzrok innych gości restauracji, wyszliśmy na świeże powietrze.
-To dokąd teraz?-zapytałam
-Prosto do La Push.
Wokół panował już mrok. Spojrzałam na zegarek od Charliego. Dochodziła północ.
-Gdzie chciałabyś pójść gdy już będziemy na miejscu?-spytał
-Może przejdziemy się po plaży?
-Jak sobie życzysz.
Wysiedliśmy z samochodu i przebiegliśmy ulicą-wampirzyca i wilkołak. Jacob przebrał już eleganckie spodnie na jeansowe rybaczki i rozpiął koszulę. Buty i skarpety zostawił w samochodzie. Ja również pozbyłam się butów, torebki i biżuterii (oprócz serduszka od Jacoba) już w samochodzie. Biegnąc boso na plażę u boku ukochanego nie myślałam o niczym. Tylko o nim. Zwolniliśmy dopiero przy brzegu. Zaczęliśmy spacerować wzdłuż brzegu, a chłodna woda morska co jakiś czas obmywała nasze stopy.
-Jak to jest-zaczął-że przyciągasz wzrok wszystkich mężczyzn, a jesteś ze mną?
-Wszystkich mężczyzn?-zdziwiłam się
-No tak. Nie zauważyłaś?
-Nie. Ja widzę tylko ciebie i tylko ciebie kocham. Przecież to wiesz.
-Wiem, ale ciągle myślę ,że to tylko cudowny sen.
Zatrzymałam się i odwróciłam do niego przodem.
-Ile razy mam ci powtarzać? Nie obchodzi mnie czy podkochuje się we mnie Brad Pitt, bo ja ciebie kocham i chce być z tobą-zacytowałam-"Moja miłość nie ma dna tak jak ocean"
Jacob uśmiechnął się.
-Jak ja lubię kiedy tak mówisz Julio-zamruczał przyciągając mnie do siebie. Przytuliłam się do niego i razem osunęliśmy się na piasek. Leżałam na nim raz po raz składając na jego ustach pocałunki. Jego gorący tors rozgrzewał mnie niebywale. Zrzuciłam z niego koszulę jednym zwinnym ruchem , nie przestając go całować.
-Gorąco mi-wymruczałam zdejmując z siebie sukienkę. Zostałam teraz już tylko w koronkowej bieliźnie. Wciąż nie przestawałam całować Jake'a. Czułam tylko, że mój oddech przyśpieszył i nasze serca zaczęły bić szybciej.
-Nessie, proszę-jęknął gdy musnęłam ustami jego nagi tors
-Jacob, zrób to dla mnie.
-Ja...ja nie mogę-wydyszał ale uciszyłam go pocałunkiem. Po plaży poniósł się dźwięk nierównomiernego dźwięku bicia naszych serc.

7.Igraszki za kulisami.

  Następny dzień upłynął szybko. Jak zwykle rano udałam się do szkoły. Musiałam tłumaczyć się przed Alanem, który był święcie przekonany, że widział w lesie coś dziwnego, co bardzo mnie przypominało. Powiedziałam mu ,że byłam ze swoim chłopakiem i był to strzał w dziesiątkę ,bo Newton od razu zmarkotniał. Ożywił się dopiero na stołówce, opowiadając mi z wielkim entuzjazmem o reakcji wujka kiedy powiedział mu ,że chodzi do klasy z Cullen'ówną.
-Oczywiście wiedzieli wcześniej ,że Bella i Edward zaadoptowali dziecko, ale nie spodziewali się, że będę chodził z tobą do szkoły. Mówię ci wyglądali jakbym tłumaczył im różnicę między sinusem ,a cosinusem. Szkoda ,że cię to ominęło.
Dowiedziałam się też ,że rodzice Alana dużo podróżują, mieszka z Jessicą i Mike'm. Tylko czasem rodzice przyjeżdżają do niego w odwiedziny.
  Po lekcjach Jacob jak zwykle odwiózł mnie do domu. W czasie drogi powrotnej z 6 razy przypominał mi o tym, żebym nie zapomniała o umówionym wyjściu do teatru. Jak mogłabym zapomnieć! W domu panowała głucha cisza. Rodzice pojechali do Seattle. Po powrocie ze szkoły, zadzwoniłam do Charliego i Carlisle. Od tego pierwszego dowiedziałam się tyle ,że bardzo mnie kocha, u niego wszystko dobrze i że Renee skręciła kostkę. Natomiast dziadek Carlisle zapytał czy przyjadę do nich z rodzicami w niedzielę na obiad. Obiecał, że zjawi się całe moje wujostwo. Zgodziłam się, bo wiedziałam ,że Bella i Edward również będą zachwyceni. Gdy zorientowałam się ,że jest już bardzo późno, podziękowałam za zaproszenie i pomaszerowałam do sypialni. Noc była ciepła,więc zamiast pidżamy ubrałam więc luźną bluzkę na ramiączkach i bieliznę. Tej nocy nie miałam żadnych niepokojących snów.
-No no, muszę częściej wpadać w nocy- usłyszałam przez sen znajomy głos
Rozejrzałam się po pokoju. Kołdra leżała w nieładzie na ziemi. Gdy Jacob zobaczył, że na nią patrze zachichotał.
-Zrzuciłaś ją jakąś godzinę temu.
-O rety-bąknęłam siadając
-Spokojnie, nic się nie stało- zaśmiał się
-Bella cię wpuściła?
-Tak, nie wiem dlaczego, ale Edward ucieszył się na mój widok.
-Mówiłam im ostatnio, że poznałam Alana.
Parsknął śmiechem.
-To wszystko wyjaśnia. Wolą ,żebyś chodziła z wilkołakiem  niż młodym Newtonem.
-Oczywiście. Ja zresztą też.-zamyśliłam się-Tak właściwie to która godzina?
-Po trzynastej.
-Tak późno?!
-Widać byłaś wczoraj zmęczona. To ten...Adam, cię tak wymęczył?
-Alan-poprawiłam-i wątpię. To pewnie zasługa komisarza Swana. Rozmawiałam z nim wczoraj przez telefon.
-Ach tak-spojrzał na moją "pidżamę" i odchrząknął-Bardzo ciekawy ubiór. Podoba mi się-dodał sadzając mnie sobie okrakiem na kolanach.
-Jak bardzo?-zapytałam obejmując go i oplatają ręce wokół jego szyi
-Bardzo-zamruczał przyciągając mnie mocniej do siebie i obejmując w talii. Pocałowałam go namiętnie w usta, a on nagle szybko odchylił się do tylu i położył na łóżku. Zdziwiona padłam na niego. Leżeliśmy tak ułamek sekundy w milczeniu, aż w końcu oboje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.
-Panie Black, cóż to za brak przyzwoitości!-spojrzałam mu w oczy wciąż się śmiejąc
-Ależ panno Cullen, to pani mnie do tego skłania-pocałował mnie w usta
-Niestety panie Black chyba musimy przerwać te nieprzyzwoite zabawy. Muszę się ubrać.
-Pozwalam-powiedział puszczając mnie
Poszłam do garderoby, zdjęłam bluzkę od pidżamy i w samej bieliźnie w koronkę (od Alice) zaczęłam rozglądać się za odpowiednim ubraniem. Na wieczór planowałam założyć granatową matową sukienkę za kolana,czarny pasek, szpilki i torebeczkę oraz srebrną biżuterię otrzymaną na urodziny. Wzięłam to do ręki w celu ubrania się w to.
-No patrz! A bez tej 'pidżamy' wyglądasz jeszcze bardziej sexy! -usłyszałam głos,odwróciłam się szybko i zobaczyłam Jacoba opierającego się obiema rękoma o framugę drzwi i uśmiechającego się do mnie. Sam ubrany był jak zwykle w jeansowe szorty, bo tylko na to pozwalała mu wysoka temperatura ciała wilkołaka.
-Nie wiem co bym zrobił gdybym zobaczył cię nago-powiedział podchodząc do mnie na kilka kroków-ciągle mi mówisz, że chcesz się ze mną kochać ,a nie przewidujesz ,że ja widząc cię tak jak teraz chyba bym zwariował-po czym podszedł do mnie tak blisko ,że niemalże wyczuwałam ciepło bijące od jego nagiego ciała i zamruczał mi do ucha-już teraz doprowadzasz mnie do szaleństwa.
Przejechałam palcem po jego torsie.
-To nie zmienia faktu ,że ciągle tego pragnę. A teraz chyba pozwolisz ,że się ubiorę?
-Niechętnie ,ale pozwolę.-odparł
Wsunęłam na siebie wcześniej przygotowane ciuchy pod czujnym okiem Jake'a i rzuciłam oko na Jacoba. Zdążył już się przebrać w białą koszulę u której podwinął rękawy i ciemne eleganckie spodnie.
-Ojej, Nessie bosko wyglądasz!
-Ty wyglądasz nieziemsko-mrugnęłam
Czas minął szybko. Nim się obejrzałam wsiadłam z Jacobem do samochodu, pomachałam rodzicom i wyjechałam do Seattle.

6.Polowanie.

  Przebiegłam  przez parking wpadając prosto w ramiona Jake'a , zarzuciłam mu ręce na szyję, a on objął mnie od tyłu w pasie, przyciągnął do siebie i uśmiechnął się łobuzersko po czym złożył na moich ustach gorący pocałunek.
-Widziałem ,że masz nowego znajomego-zamruczał mi słodko do ucha-chyba czuje się zazdrosny.
-Nie masz o co-odpowiedziałam mu tym samym tonem-czy gdybym miała dać ci powód do zazdrości to robiłabym tak-tu pocałowałam go namiętnie.-I co ciągle zazdrosny?
-Teraz jakby mniej
-Lepiej chodź już Romeo. Planowałam się dziś wybrać na małe polowanie.
-Dla ciebie wszystko księżniczko
-Przerabialiśmy już to
-Jasne, jasne-mruknął otwierając przede mną drzwi.
Silnik zaryczał i wyjechaliśmy z parkingu.
-To kim on jest?-zapytał nagle Jacob
-Kim kto jest?
-No ten nowy znajomy.
-Ach, a ty tylko o tym. 
-Mam szansę go znać?
-Możliwe.
-Jak się nazywa?
-Alan Newton.
-Newton? Jak Mike i Jessica Newton?
-No tak. Dokładnie siostrzeniec Mike'a Newtona. Znasz ich?
-Chodzili z twoją matką do szkoły. Jessica była jedną z jej lepszych koleżanek. Przyszła z nią kiedyś do La Push, a ten Mike to straszny świr.
-Dlaczego?-zaśmiałam się
-Ciągle się kręcił koło Belli. Edward coś o tym wie. Jak rzucisz jego nazwisko w domu, na pewno dowiesz się kilku ciekawych rzeczy- urwał jakby się zawahał- i co? Przystojny jest?
Tym razem wybuchnęłam śmiechem.
-W porównaniu z tobą , nie ma szans.
Zatrzymaliśmy się pod domem.
-Przyjadę po Ciebie jutro rano. Będę punktualnie o 8.00, tylko nie zapomnij. 
-Nie zapomnę.
Wysiadłam z samochodu i wbiegłam po schodach na werandę. Tak jak poprzednio rodzice siedzieli na kanapie w salonie, tym razem jednak siedzieli w spokojnie się uśmiechając. 
-Cześć-powiedziałam
-Cześć-odpowiedziała mama
-Mam pytanie-zagadnęłam przyglądając się uważnie ich twarzom tak ,żeby nie pominąć drgnięcia żadnego mięśnia twarzy-znacie może Mike'a i Jessice Newton?
Tak jak przypuszczałam ,na twarzy ojca pojawiło się rozbawienie, a w oczach mamy zapłonęła irytacja. 
-Tak-powiedział Edward chrząkając-Newton podkochiwał się w twojej matce w liceum.
-A Jessica miała hopla na jego punkcie. Nie wiedziałam że są razem...a tak w ogóle to dlaczego pytasz?
-Chodzę do klasy z synem siostry pana Newtona.
Tym razem Edward wybuchnął głośnym śmiechem.
-Pewnie już na pierwszej lekcji się do ciebie przystawiał-wydusił przerywając śmiech.
-Nie oceniaj go po rodzinie-skarciła ojca Bella-może to miły chłopak.
-Tak, jasne.
-Nie chcę wam przerywać ale chciałabym pójść na polowanie-powiedziałam głośno
-Powodzenia-zawołała mama kiedy wbiegałam po spiralnych schodach na górę. Rzuciłam torbę w przeciwległy kąt pokoju. Przebrałam się w wygodne trampki, jeansy i koszulę w kratkę. Przed wyjściem jeszcze raz spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Zobaczyłam w nim dziewczynę, około 175 cm wzrostu, szczupła, o dość dużym biuście, kasztanowych lokach, jak gdyby  wiecznie nakręconych na grube wałki, dużych oczach przywodzących na myśl mleczną czekoladę. Odwróciłam się od lustra i starając się o niczym nie myśleć wyskoczyłam przez otwarte okno. Gałęzie drzew kołysały się sennie na lekkim wietrze. Wbiegłam do lasu w poszukiwaniu tropu potencjalnej ofiary . Po przebiegnięciu kilkudziesięciu metrów poczułam woń krwi. Zatrzymałam się na chwilę i pociągnęłam nosem. Jelenie. Cztery sztuki. Nadstawiłam uszy. Były około pół kilometra na północ z tond. Zaczęłam biec z każdą chwilą nabierając tempa. Z każdym metrem woń stawała się coraz mocniejsza. W końcu zatrzymałam się. Zapach krwi rogaczy nie był tak kuszący jak zapach krwi pumy czy geparda, ale dało się przeżyć. Zobaczyłam stadko jelenie pasące się na łące. Napięłam mięśnie i przyjęłam pozycję. Wyskoczyłam w powietrze z głuchym świstem i już po chwili wtapiałam zęby w miękką ciepłą szyję zwierzęcia. Powaliłam ją jednym szybkim ciosem. Ciało zwierzęcia padło przewracając swojego towarzysza. Ranny jeleń ryczał i szarpał się przygnieciony ciężarem martwego rogacza. Wolną nogą nadepnęłam mu na kark co spowodowało błyskawiczną śmierć.  Reszta stada rozbiegła się już w wszystkie strony. Po skonsumowaniu krwi obu martwych zwierząt odwróciłam się i zgodnie z kierunkiem wiatru pobiegłam z powrotem kierowana instynktem do domu. W pewnym momencie zatrzymałam się osłupiała. Zapach który poczułam był tak cudowny, tak słodki i do tego tak blisko. Nie mogąc się powstrzymać po cichu wbiegłam po konarze drzewa i usiadłam na wysokiej gałęzi. Po chwili w miejscu z którego właśnie uciekłam pojawiło się dwóch wysokich młodzieńców.
-Mówię ci ktoś tu był!-usłyszałam niski głos 
-Przywidziało ci się-mruknął znajomy głos
Alan?! O Boże tylko nie to!
Nigdy wcześniej nie miałam problemu z opanowaniem pragnienia w tej chwili jednak wbiłam pazury w korę i zamknęłam oczy. Opanuj się. Opanuj się! Moje gardło płonęło żywym ogniem. Powoli zaczęłam zsuwać się z drzewa. Stanęłam cicho na polanie. Przed wzrokiem Alana i jego kolegi chroniły mnie zarośla. Wzrok młodego Newtona wbity był w gąszcze między którym się kryłam. Obnażyłam kły i powoli zaczęłam wyłaniać się z zarośli. Nagle poczułam jak coś cicho wypycha mnie z gąszczu i popycha w dal. Nie krzyczałam, nie protestowałam. Pozwoliłam temu czemuś przenieść mnie kilkadziesiąt metrów dalej a motem rzucić na ziemie.  Usłyszałam ciche warknięcie i szelest ,który sprawił że otworzyłam oczy. Leżałam na leśnej polanie. Przekręciłam głowę i zobaczyłam Jacoba siedzącego koło mnie i wpatrującego mi się z troską. 
-Mało brakowało-mruknął
-Co się stało?-zapytałam i nagle poczułam ,że lekko boli mnie ramię
-Chciałaś rzucić się na Newtona Juniora i jego kumpla. Musiałem cię z tam tond wywlec inaczej byłoby krucho. Przepraszam za rękę-wskazał głową bolącą kończynę-Musiałem przez przypadek kłapnąć cię zębami.
-Byłeś wilkiem?
-Tak. Przechadzałem się akurat po lesie i usłyszałem czyjąś rozmowę. Potem zobaczyłem jak schodzisz z tego drzewa i wtedy do ciebie podbiegłem. Resztę znasz.
-Lepiej będzie jak to zostanie między nami.
-Skoro tak wolisz. Wracajmy. Wskakuj.
-Mogę biec sama.
-Nie wierzę ci.
Westchnęłam i wskoczyłam mu na plecy. Zamknęłam oczy i otworzyłam je dopiero wtedy kiedy poczułam ,że Jake kładzie mnie na łóżku. Lada chwila zasnęłam.

sobota, 5 listopada 2011

5. Nowy.

-Cześć księżniczko- powiedział z szerokim uśmiechem
-Mówiłam żebyś mnie tak nie nazywał- westchnęłam
-Dobrze. Cześć Renesmee Carlie Cullen, córko Edwarda i Isabelli Cullen, oraz moje osobiste centrum wszechświata. 
-To ja już wolę księżniczkę.
-Ma się rozumieć- zachichotał
Wyjechaliśmy ze szkolnego parkingu. Teraz pędziliśmy szosą , mając po obu stronach las. Spojrzałam na Jacoba. Jechał w skupieniu, patrząc na szosę. Gdy zobaczył, że go obserwuję uśmiechnął się łobuzersko. To za ten słynny uśmiech pokochała go moja mama. Oderwał jedną rękę do kierownicy i pogładził delikatnie mój policzek. Położyłam swoją dłoń na jego i przeszedł mnie miły dreszczyk. Jego dotyk sprawiał ,że budziło się we mnie pożądanie. Pragnęłam móc się do niego zbliżyć, być z nim. Wrzuciłam w najdalsze zakamarki pamięci cichy głosik podpowiadający mi ,że jestem wciąż tylko dzieckiem. Nie bałam się konsekwencji. Chciałam tej jednej jedynej rzeczy. 
-Jacob?-zapytałam. Spojrzałam w jego oczy i zobaczyłam ,że wie o czym myślę. Zresztą pewnie dotykając mojego policzka, niechcący pokazałam mu swoją wizję. Odruchowo oderwał rękę od mojej twarzy i z powrotem skierował wzrok na drogę.
-Nessie rozmawialiśmy o tym.-powiedział stanowczym tonem-Edward rozszarpałby mnie na kawałki gdyby się dowiedział, a gwarantuję ci ,że on ma swoje sposoby.
-Nic ci nie zrobi! Proszę cię. Ten jeden raz.
-Przepraszam, ale nie mogę. Zrozum. Kocham cię, ale po prostu to jest pierwsza rzecz na liście rzeczy dla nas zakazanych. Tuż przy gromadce szczeniaków i ślubie.
Podjechaliśmy właśnie po mały domek rodziców.
-Do zobaczenia jutro rano-pocałował mnie na pożegnanie
-Yhy-mruknęłam i zatrzasnęłam za sobą drzwi. W trzech potężnych susach wbiegłam na werandę i otworzyłam drzwi. Rodzice siedzieli na kanapie w salonie czule się przytulając. Nagle szybko od siebie odskoczyli. 
-Nie przeszkadzajcie sobie-mruknęłam i wbiegłam po schodach na górę. Rzuciłam torbę pod ścianę, tam gdzie było jej miejsce i rzuciłam się na łóżko. Nagle napłynęło na mnie nieprawdopodobne zmęczenie. Wystarczyło, że zamknęłam oczy i lada chwila już spałam. Biegłam przez zieloną polanę. Przede mną stał malutki domek, tak mały, że mógł się w nim mieścić tylko jeden pokój. Nacisnęłam klamkę-drzwi były otwarte. Weszłam do środka. Tak jak się spodziewałam w domku był tylko jeden pokój, a wchodziło się do niego od razu po przekroczeniu progu. Ściany w owym pomieszczeniu pokryte były wielkimi lustrami. Na środku pokoju stało wielkie ozdobne łoże z baldachimem. Dostrzegłam coś jeszcze. Na łóżku, leżał wielki rdzawobrązowy wilk. Na mój widok warknął cicho i obnażył zęby.
-Jacob! Jake, to ja!-zawołałam ale wilk mnie nie słuchał. Spojrzałam w lustro i widok tego co tam ujrzałam sprawił ,że zamarłam. Zobaczyłam wampirzycę przyjmującą bojową pozycję gotowa do skoku. Po chwili zorientowałam się, że to ja jestem tą wampirzycą. Wilk napiął wszystkie mięśnie i rzucił się na mnie, a po całym pokoju rozniósł się wrzask. 
-Nessie, jestem tu już, spokojnie-usłyszałam głos
Otworzyłam oczy. Zlana potem, oddychałam szybko i nierównomiernie. Ktoś nachylał się nade mną z zatroskaną miną.
-Och, Jacob!-szepnęłam i rzuciłam mu się na szyję
-Kochanie co się stało miałaś zły sen?
-Tak, ale nie ważne to nic takiego.
-Na pewno?
-Na pewno
-Fajne rzeczy mówiłaś-uśmiechnął się
-O nie!-jęknęłam-Co konkretnie?
-"Jacob, Jake! Kocham cię, nie rób tego". Coś myślę ,że chyba nie chcę wiedzieć co to był za sen.
-To świetnie. Gdzie rodzice?
-Na polowaniu.
-Chyba nie będziesz miał nic przeciwko jeżeli jeszcze chwilę pośpię?
-Jasne, że nie. Ja sam też chętnie się zdrzemnę.-powiedział siadając na fotelu-dobranoc.
Ale ja już go nie słuchałam. Obudziłam się następnego dnia. Szybko otworzyłam oczy ,żeby sprawdzić czy Jacob jeszcze tu jest. Tak jak go wczoraj zostawiłam siedział na fotelu w rogu pokoju i wpatrywał się we mnie.
-Dzień dobry księżniczko.
-Cześć. Nie nazywaj mnie tak- zawołałam wbiegając do garderoby. Tym razem postanowiłam ubrać czarną spódniczkę z podwyższonym stanem i bluzkę w kwiatki. Do tego dobrałam buty na obcasie i poprawiłam kamienne serduszko na szyi. Włosy pozostały w nieładzie.
-Wow. Wyglądasz ekstra.-powiedział na mój widok
-Dzięki. Idziemy? 
Wyskoczyliśmy przez okno i wsiedliśmy do samochodu ojca. Całą drogę milczeliśmy z przerwami na krótkie rozmowy. Pod szkołą wyskoczyłam z samochodu i pobiegłam prosto do sali matematycznej. Jak zwykle lekcja była strasznie nudna. Na lekcje biologi pani Newton, nagle ktoś zapukał do drzwi i w progu stanął wysoki na około 190cm , szczupły chłopak z jasnymi, cieniowanymi, zmierzwionymi, prostymi włosami do ramion z sennymi oczami o trudnej do odgadnięcia barwie.
-Ach, tak! Klaso proszę o uwagę. Od dziś będziecie gościć nowego ucznia. Oto Alan Newton. Przywitajcie się ładnie.
-Cześć Alan-mruknęła klasa znudzonym tonem
-Siadaj-powiedziała pani Jessica, a chłopak omiótł ślicznymi oczyma klasę i zatrzymał wzrok na mnie. Nasze oczy się spotkały. Szybko odwróciłam wzrok. Alan ruszył pewnym krokiem modela w moją stronę i zatrzymał się tuż przy mojej ławce.
-Można?-zapytał ściszając lekko głos. Był to bardzo spokojny głos, którego aż miło było słuchać.
-Jasne-powiedziałam odsuwając się nieco, by zrobić mu więcej miejsca.
Rzucił mi przyjazne spojrzenie i zajął miejsce obok mnie. Przez resztę lekcji starałam się nie patrzeć na "nowego", ale była to sztuka trudna do opanowania. Zresztą byłam jak myślę osobą, która całkiem nieźle nad sobą panowała. Wszyscy chłopacy w klasie, rzucali na chłopaka zazdrosne spojrzenia. Usłyszałam wampirzym słuchem jak jeden z chłopaków,chyba Philip siedzący w ławce w przeciwległym kącie mruknął do swojego kolegi.
-Ten nowy to ma farta. Chyba żaden szczęściarz nigdy nie siedział z tą małą w ławce, a co do tego przyciągał jej spojrzenie.
Obruszyłam się. Nie wiedziałam ,że w klasie byłam "tą małą" niedostępną laską. Zresztą Alan nie przyciągał tylko zazdrosnych spojrzeń chłopców. Wszystkie dziewczyny patrzyły na niego z pożądaniem, obserwując każdy jego ruch i cicho wzdychając kiedy odgarniał zmierzwioną grzywę z czoła. Nie powiem-chłopak robił wrażenie, ale gdy patrzyłam na wpatrzone w niego w obłędzie dziewczyny nachodziła na mnie fala rozbawienia. Dzwonek zadzwonił dziwnie szybko. Zgarnęłam leżące na stole książki i ruszyłam w stronę drzwi. Zobaczyłam ,że Alan czeka przy nich oparty o framugę drzwi z szelmowskim uśmieszkiem na twarzy.
-Hej, Alan Newton-powiedział z entuzjazmem- Jak cię zwą?
-Renesmee Cullen, ale mów mi Nessie.
-Czekaj, czekaj. Cullen? Jesteś tą dziewczyną od Edwarda i Belli?
-Tak, a co?-powiedziałam zdziwiona
-Ach, mój wujek mi o tobie opowiadał. Jestem siostrzeńcem męża naszej nauczycielki od biologi.
-W takim razie bardzo miło poznać. Moja mama pewnie będzie cię znała.-powiedziałam i ruszyliśmy korytarzem w kierunku szatni na wuef.
-Dzięki za odprowadzenie-uśmiechnęłam się
-Nie ma sprawy. Do zobaczenia na stołówce. 
Wuef minął szybko. W drodze na stołówkę myślałam o tym czy Alan tam będzie. Oczywiście był. Siedział przy wolnym stoliku na którym leżały dwie pełne jedzenia tacki. Przełknęłam ślinę na myśl o tym, że czeka mnie ludzki jedzenie. Podeszłam do stolika. Uśmiechnął się na mój widok i podsunął mi posiłek.
-Smacznego-powiedział
Starając się nie okazywać niechęci sięgnęłam po jabłko i zaczęłam je rzuć. Mój towarzysz poszedł w moje ślady. Gdy skończyłam odsunęłam od siebie tackę.
-Nie jesz już?-zapytał zdziwiony
-Zjadłam duże śniadanie.
-Ach tak.
Na szczęście właśnie zadzwonił dzwonek i zerwałam się z miejsca. Reszta lekcji minęła szybko. Wychodząc z klasy zobaczyłam ,że Alan czeka na mnie na korytarzu. Wyszliśmy razem ze szkoły. Jakob czekał oparty o bok samochodu. Pomachałam mu ,a on odpowiedział mi tym samym. 
-To twój znajomy?-zapytał Alan
-Tak. 
-Mhm...-zamruczał Alan
-Ej, nie przesadzaj. No muszę już iść. Pa
-Do zobaczenia.
I wybiegłam przed siebie.

4. Miłość wokół nas.

  Świt nadszedł zdecydowanie za szybko. Wydarzenia wczorajszego dnia przeleciały mi przed oczami niczym film: Rozmowa z Charliem. Jacob. Przyjęcie urodzinowe. Jacob. Powrót do domu. Jacob.
-I jak tam księżniczko, wyspałaś się?-usłyszałam znajomy głos. Zerwałam się szybko do pozycji siedzącej i otworzyłam oczy. Jake siedział naprzeciw mnie obracając w palcach coś co przypominało krążek. Po chwili zrozumiałam ,że to pierścionek od dziadków.
-Bardzo ładny- powiedział wesoło po czym odłożył go do pudełeczka i znów na mnie spojrzał-To jak się spało?
-Długo tu siedzisz?-spytałam wciąż zaspana
-Przyszedłem godzinę temu. No może dwie.
-O rety, Jake mogłeś mnie obudzić, a nie siedzieć tu sam i się nudzić.
-Oj tam, miałem ładne widoki-powiedział puszczając do mnie perskie oko
Wywróciłam oczami. I spojrzałam na stosik prezentów leżący przy łóżku.
-Ciekawe co dostanę na osiemnastkę-mruknęłam
-Ach tak!-zawołał jakby nagle przypomniał sobie coś oczywistego, sięgnął do stosu i wyciągnął z niego dwie małe karteczki-bilety do teatru. Są na tą sobotę.
-Już na tą? Poczekaj chwilę...-zwlokłam się z łóżka- dziś jest wtorek jeśli się nie mylę...
-Mylisz się. Wtorek był wczoraj, a dzisiaj jest środa.
-Ech...-jęknęłam i usiadłam na łóżku ,tym razem koło Jacoba-Masz może ochotę ze mną pójść? No wiesz, do teatru.
-Hmm...pomyślmy. Wilkołak w teatrze. Bomba!
Uśmiechnęłam się lekko. A po chwili spoważniałam.
-Jacob, czy rodzice wiedzą ,że tu jesteś?
-Wszedłem przez balkon, ale sądzę, że Edward i Bella wyczuli mój zapach na kilometr. Pewnie nie chcą nam przeszkadzać- przez jego twarz przeleciał uśmiech
-Albo mają swoje sprawy- mruknęłam ,a tym razem Jake wybuchnął gromkim śmiechem ,który tak kochałam-No co. W końcu są młodym małżeństwem.
-A my za to jesteśmy młodym nie-małżeństwem.-zamruczał obejmując mnie i przyciągając do siebie. Wargami musnął delikatnie moje wargi, po czym cofnął głowę jakby się zawahał, po czym wtopił się w moje usta. Zrzuciłam go na ziemię ,śmiejąc się głośno razem z nim, położyłam się na niego przygniatając go ciężarem swojego ciała. Oczywiście był tak silny ,że nie robiło to na nim wrażenia. Wplótł palce w moje włosy. Nasze serca zaczęły bić szybko, poczułam ,że mój oddech robi się coraz bardziej nierównomierny. Ręką, którą nie przeczesywał moich loków objął mnie od tyłu w pasie, co jakiś czas przesuwając ją wyżej, w stronę szyi. Na chwilę zaprzestał pocałunkom i zaśmiał się.
-To niemożliwe jak na mnie działasz- zamruczał po czym wrócił do pieszczot. Leżeliśmy tak...hmm...trudno określić ile ,bo czas się dla mnie zatrzymał, ale wydaje mi się ,że było to zdecydowanie za krótko. Nagle usłyszeliśmy ciche chrząknięcie. Odruchowo obróciłam głowę w kierunku drzwi. Były otwarte, a stał w nich Edward. Szybko podciągnęłam się na rękach i usiadłam na podłodze koło Jake'a.
-Się puka- bąknęłam i poczułam ,że na moją twarz napływa rumieniec.
-Przepraszam, ale byliście tak głośno ,że trudno było wytrzymać, więc musieliśmy zainterweniować-uśmiechnął się lekko. No tak. Zapomniałam ,że mam do czynienia z wampirami ,które słyszą wszystko na kilka kilometrów. Do tego ojciec pewnie czytał Jacobowi w myślach. Teraz to już po prostu spłonęłam rumieńcem. Obok Edwarda stanęła Bella. Zobaczyłam ,że się uśmiecha. W jej oczach było coś na kształt rozbawienia, choć wydawało mi się, że kiedy na nas spojrzała w jej oczach na chwilę zapłonął czysty gniew.
-Jacob, może zjadłbyś śniadanie?- zapytała uprzejmie
-Nie dzięki. Nie chce się narzucać- powiedział Jacob- zresztą, już jadłem.
-Ach tak.- mruknął Edward
-Idziemy w sobotę wieczorem do teatru- powiedziałam głośno, niemal krzyknęłam starając się rozpaczliwie zmienić temat
-Och, to cudownie!- ucieszyła się mama
-Będziecie mieli cały wieczór dla siebie. Całą noc zresztą też- zauważyłam ,że ojciec unosi brew- przenocuje w La Push.-wyrzuciłam szybko. Wiedziałam ,że przez mój pobyt w La Push Edward nie będzie mógł podsłuchiwać myśli Jacoba i uśmiechnęłam się na samą myśl o tym.
-Nie ma sprawy- powiedziała Bella z entuzjazmem- Edward?
Dostrzegłam w oczach ojca mieszaninę strachu, zwątpienia, bólu i przerażenia. Kiwnął jednak głową i rzucił ostrzegawcze spojrzenia Jacobowi.
-Tylko pamiętaj- powiedział do niego- Jeżeli zrobisz krzywdę mojej córce...
-Tato!-jęknęłam-proszę cię, wiem co robię!
-Jasne-mruknął i wyszedł z pokoju. Bella rzuciła nam zatroskane spojrzenie i wypłynęła za nim. Westchnęłam i wstałam kierując się w stronę drzwi do szafy. Rozsunęłam je i ukazała mi się garderoba, wielkości mojej sypialni-dzieło Alice. Mieliśmy jeszcze jedną taką garderobę  ,tyle że tamta należała do rodziców. Odszukałam parę jeansów i granatową bluzkę . Włożyłam je na siebie w pośpiechu.
-Jacob!-wrzasnęłam ,a on wpadł do garderoby jak dziki
-Co się stało?
-Przecież ja muszę iść do szkoły! Która godzina?
-Po ósmej.
-O nie!-jęknęłam. Wydobyłam z szafki kluczyki do czarnego vana.-Proszę, podwieź mnie, ja sama jeszcze nie mogę jeździć. Idź już do samochodu zaraz przyjdę.
-Dobra, ale czy troskliwy tatuś nie wkurzy się jak zobaczysz ,że wzięłaś jego auto?
-Nie martw się. Nie będzie zły. No już leć!
Teatralnie wywrócił oczami i wyskoczył przez okno. Chwyciłam leżącą na podłodze torbę i rzuciłam się za nim. Gdy wylądowałam miękko na trawniku, zobaczyłam ,że Bella patrzy na mnie z okna. Kiwnęła głową i pomachała na pożegnanie. Wskoczyłam do samochodu. Jacob uśmiechnął się do mnie, silnik zamruczał i samochód ruszył. Jechaliśmy chwilę w milczeniu. Nie minęło pięć minut, jak Jacob wybuchnął głośnym śmiechem. Spojrzałam na niego zdziwiona.
-Co jest?
-Nic, nic. Nie mogę uwierzyć jaki ty masz wpływ na ludzi. Działasz jak narkotyk! Na mnie, na rodziców, na całą rodzinę, znajomych i obcych. Jak ty to robisz?
-Wrodzony talent-mruknęłam ,a po chwili się ożywiłam- Co masz na myśli mówiąc ,że działam na narkotyk?
-Uzależniasz-powiedział z uśmiechem
-Ha ha ha. Czyli przypadkowi przechodnie, którzy mnie spotkają od razu się ode mnie uzależniają. Tak?
-No nie widzisz jak na ciebie patrzą?
-Nie. A ty?
-Tak. Szczególnie faceci- bąknął.
-Zazdrosny?-zapytałam rozbawiona
-Oczywiście.
-Nie masz o co. Kocham tylko ciebie.- powiedziałam z czułością kiedy samochód zatrzymał się na szkolnym parkingu.- przyjedziesz po mnie później?
-Nie ma sprawy. Powodzenia księżniczko.
-Nie mów tak do mnie-mruknęłam składając na jego ustach pocałunek po czym zatrzasnęłam drzwi. Popędziłam w kierunku sali matematycznej. Lekcja jak zawsze była nudna. Nauczyciel strasznie smęcił. Szkoda gadać. Biologia również nie była zbytnio interesująca. Dopiero nauczycielka wuefu zmusiła mnie do pobudki. Jeżeli chodzi o lekcje wychowania fizycznego, nigdy nie widziałam z tym problemu. Moje wampirze umiejętności pozwalały mi bez trudu zdawać wszystkie sprawdziany. Denerwowały mnie tylko pożądliwe spojrzenia uczniów trzeciej klasy. Oczywiście ja sama byłam pierwszoklasistką. Mimo tego ,że miałam dopiero 4 lata, wyglądałam dużo starzej. Dzięki badaniom doktora Carlisle wiedziałam ,że już niedługo przestanę dojrzewać fizycznie. Zatrzymam się na wieku około 18 lat, czyli miałam dojrzeć fizycznie tylko o dwa lata. Ułatwiało mi to w bezpiecznym ukończeniu liceum. Rozum też nie był moją słabą stroną. Pod koniec lekcji wróciłam na szkolny parking, gdzie zastałam już czerwony sportowy samochód Jake'a. Ochoczo wsiadłam do samochodu.

piątek, 4 listopada 2011

3. Dzień jak codzień

  Nie minęło więcej niż 10 minut, a skręciliśmy w boczną alejkę ,prowadzącą do domu dziadka Carlisle i babci Esme Cullenów.
-Tylko żeby nie było ,że nie ostrzegaliśmy cię przed Alice. Kiedy ktoś da jej władzę przy organizowaniu przyjęcia zdarza jej się przesadzić- powiedział Edward, a Bella pokiwała głową
-Dam radę- mruknęłam
Już po chwili wjechaliśmy na rozległą leśną polanę, pośrodku której stał duży dom. Po chwili gdy otrząsnęłam się z pierwszego szoku zobaczyłam, że na rzecz przyjęcia urodzinowego, drzewa wokół polany zostały oświetlone małymi lampkami, a cały dom wraz z altanką znajdującą się z tyłu za domem, przyozdobione zostały fioletowymi fiołkami i białymi konwaliami. Widok całej kompozycji zapierał dech w piersi. Przynajmniej tym którzy oddychali. Zobaczyłam ,że przed domem, oprócz samochodu Esme i Carlisle ,stał zaparkowany również radiowóz Charliego, wóz Emmeta i Rosie, oraz auto Alice i Jaspera. Zaparkowaliśmy równolegle do pojazdu Charliego i wyszliśmy na świeże powietrze. Jacob chwycił mnie ostrożnie za rękę i razem z rodzicami przeszliśmy na werandę. Jake zapukał cicho. Po chwili usłyszeliśmy cichy szelest i drzwi otworzyły się, ale za nimi nie zobaczyłam nikogo. Weszliśmy do środka. Edward westchnął. Po chwili rozległ się głośny krzyk i znikąd pojawił się wokół mnie tłum ludzi.
-Wszystkiego najlepszego Nessie!- zawołała Alice ,która nie wiadomo jak nagle znalazła się tuż przy mnie i już przyciskała mnie sobie do piersi
-Dziękuję- wymamrotałam starając się szeroko uśmiechać
Po chwili do roześmianej Alice dołączył również Jasper, a po chwili również Emmet i Rosalie przyszli złożyć mi życzenia. Charlie, Carlisle, Esme przyszli chwilę po nich, a na końcu kolejki ustawili się również Edward i Bella z Jacobem ,żeby ponownie złożyć mi życzenia. Dom udekorowany był podobnie jak ogród. Salon ozdobiony był fiołkami i konwaliami, które idealnie pasowały do białych mebli i fioletowych dodatków. Na stole do kawy stojącym w centrum pomieszczenia leżał okazały stos prezentów, oraz co z racji tego ,że wampiry nie żywią się ludzkim jedzeniem mnie zdziwiło- tort. Pomyślałam ,że to pewnie specjalnie dla Charliego. I znając życie również dla mnie. Zanim Esme przytuliła mnie obrzucając mnie życzeniami, zdążyłam zobaczyć ,że wśród paczek ,znajduje się zawiniątko owinięte tym samym charakterystycznym papierem w kolorowe baloniki, co pozostawiony przeze mnie w domu album ze zdjęciami.
  Alice szybko złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą do stołu. Na początku lekko zażenowana musiałam zdmuchnąć 4 świeczki na torcie. Na widok mojej miny Jacob wyglądał tak, jakby powstrzymywał się od parsknięcia śmiechem. Z przyklejonym do twarzy słodkim uśmiechem zjadłam kawałek tortu. Charlie chętnie spałaszował swoją porcję, a reszta rodziny również dzielnie skonsumowała po małym kawałku, choć wydawało mi się ,że w pewnym momencie twarz Emmeta wykrzywiło obrzydzenie. Wszyscy zaśpiewali mi głośne "Sto lat", wspaniałomyślnie zamieniając przy tym słowa piosenki, tak że zamiast "sto lat" śpiewano "tysiąc lat". Koniec tego koncertu melodyjnych głosów i ryków Charliego, został przez Alice zaakcentowany wybuchem bomby confetti i głośnym okrzykiem radości.
-Kto tu wpuścił tą wariatkę-mruknął cicho Emmet, zdejmując z siebie kawałki kolorowego papieru. Charlie natomiast był zachwycony. Widać świetnie się bawił. Bardzo podniosło mnie to na duchu, bo spodziewałam się ,że człowiek na wampirzym party to niezbyt dobry pomysł. Jednak kiedy zobaczyłam jak ukazuje zęby w szerokim uśmiechu, wszelkie wątpliwości zostały rozwiane. "Ta wariatka" jak to powiedział Emmet zaczęła natomiast wpychać mi w ręce prezenty przestępując przy tym z nogi na nogę .Podała mi paczkę owiniętą srebrnym papierem.
-To ode mnie i od Jazz'a. Mamy nadzieje ,że ci się spodoba- zaświergotała radośnie
Z łatwością pozbyłam się srebrnego papieru z paczki. Ujrzałam duże przezroczyste pudło , zrzuciłam pokrywkę i wyjęłam z niego śliczną czerwoną sukienkę balową oraz 2 bilety do teatru, na "Romea i Julię". Pisnęłam z zadowolenia i z czułością objęłam Alice.
-Dziękuję ciociu-szepnęłam-dziękuję wujku.-dodałam zwracając się do Jaspera ,który rozpromieniał
-Drobiazg- mruknął. Tymczasem Alice rzuciła mi w dłonie prezent w którym rozpoznałam kolorowy papier Charliego.
-Ekhm...-odchrząknął- to od Renee. Przysłała dziś rano i przepraszała ,że nie mogła przyjechać. Składa Ci życzenia.
-Dziękuje-odrzekłam po czym otworzyłam pakunek. Z plątaniny kolorowych wstążek i kokard zdołałam wydobyć podręczny zestaw kosmetyków. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Wiedziałam, że w najbliższym czasie raczej nie będę z nich korzystać, ale mimo to bardzo się ucieszyłam widząc ten prezent. Przez moje dłonie przeleciał jeszcze pierścionek z białego złota z okazałym rubinem od Esme i Carlisle , pozłacana pozytywka od Emmeta i Rosie ,oraz płyta z muzyką i kolczyki z białego złota od rodziców.
-To...eh...moje piosenki- wymamrotał tata i widocznie mu ulżyło gdy odpowiedziałam mu uśmiechem.
Wszystkie te prezenty były tak drogie. Nie lubiłam godzić się z myślą ,że moi krewni są gotowi wydawać fortunę na moje szczęście. Widząc te wszystkie cudowne rzeczy, możliwe ,że ciężko uwierzyć ,że prezentem dzięki któremu moje serce zabiło szybciej, było kamienne serduszko wyrzeźbione własnoręcznie przez Jacoba.
  Po całym domu rozniósł się dźwięk muzyki klasycznej. Wszyscy goście podzielili się na 2-3 osobowe grupki wkręcając się nawzajem w rozmowę.
-Reneesme?-zapytała szeptem Bella-możemy porozmawiać?
Odwróciłam się na pięcie i zobaczyłam ,że mama wyłączyła się z rozmowy z Charliem, Esme i Carlisle ,żeby móc porozmawiać ze mną.
-Jasne.-mruknęłam i wyszłyśmy na zewnątrz. Przechadzałyśmy się powoli wzdłuż granicy lasu. Lekki wietrzyk rozwiewał mi włosy.
-Widzisz-zaczęła Bella-Minęły już 4 lata od kiedy przyszłaś na świat. A ja wciąż czuję jakbym cię do końca nie znała.
-Mamo, znasz mnie. Ja też cię znam. Od zawsze. Pamiętasz?
-Oczywiście kochanie. Pamiętam . Zaszłam w ciążę na kilka dni po ślubie z Edwardem. Nie wyobrażasz sobie jaka byłam przerażona, gdy dowiedziałam się o ciąży. Noszenie Cię w sobie sprawiało mi wielki ból. Cierpiałam. Jednak gdy nieświadomie mnie raniłaś ,czułam jak moja miłość do ciebie rośnie. Samej chwili porodu nie pamiętam dobrze.  Pamiętam twoje oczy ,takie duże, okrągłe i pamiętam Edwarda trzymającego w ręce strzykawkę z jadem. Więcej nie pamiętam. Dwa dni później byłam już jedną z nich. Nie mogłam się do ciebie zbliżyć w obawie o twoje życie. Ale słyszałam twoje serce. Wzywało mnie cicho. Najpierw udałam się na polowanie. A kiedy w końcu udało mi się cię poznać, przytulić-na naszej drodze stanął Jacob. Byłam taka wściekła -wpoił sobie ciebie!Moją córeczkę! W chwili gdy nazwał cię Nessie...
-Mamo rozumiem.-powiedziałam-nie musisz obrażać Jake, żeby podkreślić jak bardzo cię zdenerwował.
-Przepraszam Renesmee
-Nic nie szkodzi.
-Ale Nessie. Nie chcę...nie zrozum mnie źle, ale nie chcę żebyś popełniła jakiś błąd. Jesteś jeszcze taka młoda, to że Jake wpoił sobie ciebie nie znaczy ,że musisz mu się podporządkowywać.
-Mamo proszę.-jęknęłam, ale przyszedł mi do głowy pewien pomysł- mamo dotknij mnie. Pokarzę ci coś. Może to ci ułatwi wiele spraw.
Bella posłusznie wyciągnęła rękę i musnęła nią mój policzek. Pomyślałam o chwilach spędzonych z Jakobem. Najpierw była to tylko myśl, ale już po ułamku chwili przeobraziła się w całą scenę...kiedy miałam jeszcze ciało małego dziecka i bawiłam się z Jacobem w lesie...potem gdy już starsza jeździłam po plaży na grzbiecie rdzawobrązowego wilka...jak szeptał mi że mnie kocha...jak spał na leśnej polanie wypowiadając przez sen raz po raz moje imię...jak całował mnie czule po raz pierwszy...jak śmieliśmy się razem...jak wręczał mi kamienne serce, aż w końcu scenę odbywającą się dziś rano na polanie. W końcu odsunęłam jej dłoń od mojego policzka i spojrzałam w jej zamyślone oczy.
-Tak-mruknęła-wy się chyba naprawdę kochacie.
Zaśmiałam się krótko.
-Kochanie, usłyszałam fragment waszej dzisiejszej rozmowy w lesie. Nie chcę nic mówić, ale ty masz 4 lata! Wiem ,że nie miałaś z mojej strony za dobrego przykładu-w końcu urodziłam cię w wieku 18 lat, ale...
-Kocham go. A poza tym jestem wampirem. My nie liczymy czasu.
-Tak właściwie to jesteś po połowie człowiekiem. Nie wiadomo czy nie mogłabyś zajść w ciążę. Ja też się tego nie spodziewałam. I co? Jesteś tu! Pomyśl. Dziecko wampira i człowieka to jedno, a co jeżeli wyżej wymienione dziecko ,miałoby wydać na świat potomków wilkołaka?
-Oj mamo. Na razie nie chcę o tym myśleć. Zresztą pewnie musisz obgadać to z tatą. Założę się ,że nas podsłuchiwał. Lepiej wracajmy
-Nie ma sprawy- mruknęła i ruszyłyśmy w stronę domu.

czwartek, 3 listopada 2011

2. Uczucia rzecz ludzka.

  Jacob wybiegł przez drzwi wejściowe ,ze mną przyklejoną do swoich pleców. Wbiegliśmy do lasu. Czułam przyjemny wiatr owiewający moją twarz. Czułam się dziwnie zważając na to ,że zazwyczaj biegałam sama ,a nie na plecach ukochanego. Do tego dzisiaj były moje urodziny. Lubiłam przebywać w towarzystwie najbliższych, ale nie koniecznie w trakcie moich urodzin.
-Nienawidzę swoich urodzin-mruknęłam przytulając głowę do ramiona Jacoba.
-Nienawiść uczucie ludzki- powiedział wciąż w dobrym humorze-nie przejmuj się.
-Ehh...łatwo ci mówić. Nie masz wokół siebie wiecznie wielbiącego cię tłumu.
-Nie. Bo dla mnie liczysz się tylko ty. Jesteś centrum mojego świata.
-Jake..mówiłeś ,że nienawiść jest ludzkim uczuciem. Tak samo jak miłość?
-Tak Nessie. Tak samo jak miłość.
-Jake?
-Tak?
-Jak ktoś się dowiaduje że jest zakochany.
Na chwilę zapadła cisza. Poczułam ,że Jacob trochę zwolnił.
-Miłość jest wtedy ...kiedy...-teraz już zatrzymał się na niewielkiej leśnej polanie, zdjął mnie sobie z pleców ,odwrócił przodem do siebie i spojrzał mi głęboko w oczy-...kiedy liczy się dla ciebie tylko osoba którą kochasz. Nie widzisz nikogo poza nią.
-Wobec tego ja ...ja chyba cię kocham.-powiedziałam cicho
Nagle nasze usta zbliżyły się do siebie, poczułam ciepło jego warg. Poczułam jak jego ręce przyciągają mnie do niego ,jak nasze ciała zastygają w objęciu. Liczył się on. On, on, on i tylko on. Gorąco bijące od jego ciała ,to uczucie wypływające z szybko bijącego z serca, sprawiało ,że wariowałam. Przysunęłam się bliżej do niego, tak ,że niemal na niego napierałam. Wplótł mi palce we włosy, a ja zarzuciłam mu ręce na szyję. W pewnej chwili Jake przestał mnie całować i poczułam jak się uśmiecha. Dotknął ręką mojego policzka.
-Wow, dziewczyno ale ty napalona
Prychnęłam i pchnęłam go mocno, tak że ze śmiechem upadł na trawę, usiadłam obok niego i również się uśmiechnęłam.
-Nie ładnie tak wykorzystywać czyjeś umiejętności.
-Ah..Nessie. Co ja bym zrobił gdyby nie ta twoja umiejętność-westchnął i położył się na trawie, a ja położyłam się obok niego i oparłam głowę o jego tors, a on zaczął bawić się moimi falowanymi włosami.
-To krępujące-szepnęłam-znasz wszystkie moje uczucia. Wszystkie fantazje.
-Nie powiem ,że nie-powiedział
-A więc skoro moje marzenia nie są dla ciebie tajemnicą, to co na ich temat sądzisz?
-Kocham cię-podkreślił-ale znając twoje fantazje-zawahał się-Wiesz ,że nie mógłbym tego zrobić.
-Dlaczego? Przecież nic by się nie stało. Ty mnie kochasz. Ja cię kocham. Nic bym ci nie zrobiła i ty też nic byś mi nie zrobił. Wiem to. Czuję.
-Nie w tym rzecz.
-Więc o co chodzi?
-Nie mógłbym Ci tego zrobić-szepnął-wiesz jak to może się skończyć. Jeżeli już nie zrobimy sobie nawzajem krzywdy, to... no przecież wiesz skąd się wzięłaś.
-No tak.
-Ty nie wiesz ,ale ja pamiętam jak Bella cierpiała. Pół człowiek pół wampir to jedno, ale kto wie gdybyś zaszła w ciąże? Dziecko wampirzycy i wilkołaka? Nie chcę żebyś cierpiała. Nie chcę żeby przeze mnie ktokolwiek cierpiał. Bella i Edward by tego nie znieśli.
-Jake!-niemalże krzyknęłam-Ja cię kocham! Nie rozumiesz? Nie obchodzą mnie konsekwencje! Mogę umrzeć ,jeżeli to uczyni ,że będziemy razem szczęśliwi! Słyszysz? Rodzice zrozumieją. W końcu też byli kiedyś w zakazanej miłości. Proszę Cię.
-Nessie...-usiadł-wiem że mnie kochasz. Ja też cię kocham. Nawet nie wiesz jak bardzo. Ale...proszę cię zrozum-ukrył twarz w dłoniach-boję się o ciebie
-Jacobie Blacku. Czy gdybym nie wierzyła w naszą bezgraniczną miłość, siedziałabym tu teraz z tobą? Jesteś najlepszym co mnie spotkało w moim krótkim życiu. Proszę, tylko spróbujmy? Jeżeli coś pójdzie nie tak, jeżeli choć przez chwilę źle się poczujesz, nigdy więcej nie będę nalegać.Proszę.
-O Boże, Nessie. Jesteś dokładnie taka sama jak twoja matka! Jesteś taka mądra, taka piękna, taka...taka młoda. Nie mogę uwierzyć ,że spotkało mnie takie szczęście. Pragnę cię uszczęśliwić, ale wiesz,że nie mogę.-wstał i wyciągnął do mnie rękę- chodź już lepiej, Bella i Edward na pewno bardzo się denerwują.
-Dobrze- powiedziałam chwytając dłoń-ale obiecaj ,że jeszcze wrócimy do tej rozmowy. Obiecaj.
-Obiecuję-powiedział wciągając mnie sobie na plecy i ruszył w dalszą drogę. Aż do dotarcia do domu rodziców milczeliśmy. Dom był duży, przestronny. Jacob zrzucił mnie z pleców dopiero kiedy przeszliśmy przez próg.
-Dzień dobry Edwardzie, Bello- uśmiechnął się szeroko do moich rodziców-przyprowadziłem jubilatkę
-Witaj Jacob- powiedział Edward uprzejmie się uśmiechając jednak jego oczy miały w sobie mieszaninę radości i gniewu. Bella podbiegła do mnie i uściskała mnie.
-Wszystkiego najlepszego kochanie!-pozwól ,że prezent przekażemy ci dopiero na uroczystości u dziadków ,ale chcemy zrobić to uroczyście.
-Dziękuje ,nie ma sprawy mamo.-powiedziałam. Uścisnęłam jeszcze tatę ,który również złożył mi życzenia. Potem ja i Bella poszłyśmy po spiralnych schodach do mojej sypialni, by wybrać odpowiednie ubranie na przyjęcie, a Edward i Jacob zostali w salonie porozmawiać. Jake...te ciemne brązowe oczy, ten boski uśmiech, który sprawia ,że codziennie zakochuję się w nim od nowa...
-Nessie!Nessie!-mama machała mi ręką przed oczyma-jesteś? Zamyśliłaś się. Myślę ,że ubierzesz to.
-A...oh...tak dobrze. Bardzo ładne, zaraz się w to ubiorę. Dzięki.
-Reneesme Carlie Cullen. Nie jestem głupia. Wiem co się dzieje. Widzę jak na niego patrzysz, jak uśmiechasz się gdy z nim jesteś. Bardzo przypominasz mnie, kiedy zakochałam się w twoim ojcu. -powiedziała- Ale Nessie. Może i masz umysł i ciało osoby o wiele od siebie starszej, ale w rzeczywistości jesteś jeszcze tylko dzieckiem. Martwię się.
-Mamo. Wiem ,że się martwisz. Wiem. Ale ja go kocham. Naprawdę kocham go nieprzytomnie. Nie wyobrażam sobie życia bez niego.
-Reneesmee, nic nie chcę ci bronić. Wiem ,że Jake nie zrobi niczego wbrew twojej woli. To dobry facet. Chodzi tylko o to ,żebyś nie zrobiła nic głupiego. No dobrze. Ubierz się lepiej. Ja idę do chłopaków.
Szybko wsunęłam na siebie prostą fiołkową sukienkę przed kolana , dobrałam do tego srebrne buty na obcasie, oraz kolczyki tego samego koloru. Nie zapomniałam również o tym ,żeby nie zdjąć srebrnego zegarka od dziadka. Obejrzałam się w lutrze. Wyglądałam stosunkowo nieźle. Inna sprawa ,że nie przepadam  za tym połączeniem kolorów. Przyjrzałam się dyndającemu na mojej szyi kamiennemu sercu. Westchnęłam i zeszłam po schodach do salonu. Rodzice i Jake siedzieli w milczeniu, jednak na mój widok wszyscy zerwali się na równe nogi. Jacob w kilka susów doskoczył do mnie i przygładził delikatnie moje ułożone w nieładzie włosy.
-Pięknie wyglądasz-szepnął
Odpowiedziałam mu słodkim uśmiechem.
-Chodźmy- powiedział głośno Edward i wszyscy wyszliśmy w domu. Dla zachowania przyzwoitości wsiedliśmy do czerwonego luksusowego auta, stojącego przed domem: tata za kierownicą, mama obok niego, a ja i Jake z tyłu.

1. Dzień inny niż wszystkie.

  Obudziły mnie promienie słońca wdzierające się nieśmiało przez okna. Zwlekłam się z łóżka i rzuciłam okiem na lustro wiszące na ścianie. Ujrzałam w nim dość wysoką smukłą dziewczynę, o przyzwoitych kształtach, mocno pofalowanych włosach padających w nieładzie na śnieżnobiałą twarz, w centrum której kryły się duże, okrągłe oczy. Dziewczyna wyglądała na około 15 lat.
-Witaj czterolatko -westchnęłam po czym rzuciłam okiem na pokój. Jak zawsze raz na miesiąc, spałam dziś u dziadka Charliego. Bladoniebieskie ściany pokoju, teraz wypełnione dziesiątkami kolorowych ramek na zdjęcia miały już ponad 20 lat, więc trudno dziwić się że nie były w najlepszym stanie. Od czasu gdy babcia i dziadek Swan się tu wprowadzili jedyne zmiany które zaszły w tym pokoju były wymianą dziecinnego łóżeczka na normalne łóżko i wstawienie biurka, za czasów kiedy Bella jeszcze tu mieszkała, oraz wprowadzone przeze mnie ostatnio zmiany mające na celu nadaniu pokoju odrobinę charakteru.
  Ciągle w koszuli nocnej, zbiegłam po drewnianych schodach prosto do kuchni. Charlie siedział na krześle i czytał gazetę. Wiedziałam, że specjalnie dla mnie wziął dzisiaj wolne. Na stole zobaczyłam paczuszkę owiniętą w kolorowy papier.
-Reneesme!-zawołał na mój widok, rzucił gazetę na podłogę i rzucił się żeby mnie przytulić- Wszystkiego najlepszego skarbie!
-Dziękuję dziadku- powiedziałam najsłodszym tonem na jaki było mnie stać. Specjalnie użyłam magicznego słowa "dziadek" bo wiedziałam ,że wprowadza ono Charliego w nieprawdopodobną euforię. Tym razem również zadziałało. Na jego twarz wstąpił wspaniały uśmiech i od razu cały poróżowiał.
-Dla Ciebie wszystko-mruknął ,po czym szybko chwycił leżące na stole zawiniątko-Wszystkiego najlepszego!-powtórzył
-Ojej, nie trzeba było-powiedziałam całkowicie szczerze, ale wzięłam paczuszkę i jednym szybkim ruchem dłoni odwiązałam czerwoną kokardę. Moim oczom ukazało się własnoręcznie obklejone pudełko. Zdjęłam nieśmiało pokrywkę. Pierwszą rzeczą jaką zobaczyłam był brązowy album na zdjęcia. Nieśmiało otworzyłam album i moim oczom ukazało się zdjęcie małej ,bladej dziewczynki siedzącej pomiędzy roześmianą kobietą i widocznie onieśmielonym mężczyzną w którym dostrzegłam mojego dziadka młodszego o jakieś ćwierć wieku. Oczywiście tą dziewczynką musiała być Bella, a uśmiechniętą panią- Renee. Przewróciłam kilka stron albumu. Na jednym zdjęciu był upamiętniony dzień ślubu dziadków Swan, na innym wesele moich rodziców, a na kolejnym uśmiechnięta ja biegająca jak dzika po polanie. Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie tej chwili. Zobaczyłam ,że w wykonanym prze Charliego pudełku było jeszcze jedno, znacznie mniejsze pudełeczko. Wzięłam je w blade dłonie i uniosłam wierzch pudełka. Zobaczyłam przepiękny ,srebrny zegarek na rękę. Ostrożnie chwyciłam go w dwa palce i przyjrzałam mu się dokładnie. Dość cienki, prosty srebrny pasek w pewnym momencie przeistaczał się w okrągłą tarczę zegarową, przykrytą szkiełkiem. Westchnęłam z zachwytu. W przypływie chwili objęłam Charliego i pocałowałam go w policzek, na reakcję czego ten zarumienił się znacznie.
-Dziękuję- szepnęłam
-Nie ma za co-uśmiechnął się Charlie po czym odchrząknął- ahh...zapomniałbym. Mamy gościa.
Gościa?
W drzwiach wejściowych stanął wysoki, przystojny mężczyzna. Zobaczyłam ,że na mój widok oczy mu rozbłysły a na twarz nastąpił szeroki uśmiech.
-Witaj Nessie.
-Jacob-powiedziałam cicho po czym wciąż ze srebrnym zegarkiem w dłoni rzuciłam mu ręce na szyje.- Tak się cieszę ,że cię widzę!
-Uwierz ,że ja też-przytulił mnie po czym postawił na ziemi
-Ekhm..chyba mecz się zaczął. Zostawię was samych. Pewnie będziecie zaraz wychodzić ,zostawcie otwarte drzwi.
-Nie ma sprawy. Jeszcze raz bardzo ci dziękuję dziadku-powiedziałam a on w uśmiechu wyszedł z kuchni
Jacob pochylił się nade mną- wszystkiego najlepszego maleńka-szepnął, a ja drgnęłam gdy poczułam jego gorący oddech na karku- Mam coś dla Ciebie-powiedział po czym jedną ręką sięgnął do kieszeni spodni i wydobył z niej prostokątne czerwone pudełko.-wszystkiego najlepszego.-powtórzył wręczając mi paczuszkę
-Co to jest?-zapytałam uśmiechając się
-Sama zobacz- zamruczał gładząc mnie po włosach
-Sam mi pokarz- zawtórowałam wciąż z szczerym uśmiechem na twarzy
Jacob uniósł pokrywkę ,odłożył je na stół kuchenny, po czym wrócił ręką do zawartości pudełka i wyjął z niego , zawieszone na brązowym rzemyku kamienne serduszko.
-Jake, sam to zrobiłeś? Dla mnie?
-Oczywiście ,że dla ciebie. Wszystko co robię jest wyłącznie dla ciebie.Pozwolisz?
Odwróciłam się do niego tyłem i odgarnęłam włosy , odsłaniając mu kark. Delikatnie ułożył mi naszyjnik na piersi i zawiązał zwinnym ruchem ręki. Po zakończeniu tych czynności z powrotem odwrócił mnie do siebie przodem.
-Nie za ciężki?- zapytał niepewnie
-Wątpisz w moją siłę?
-Oczywiście ,że nie-roześmiał się głośno-I jak ci się podoba?
-Jest cudowne, nie mogę uwierzyć ,że zadałeś sobie tyle trudu ,żeby mnie uszczęśliwić. Chyba już nigdy go nie zdejmę!-powiedziałam i przytuliłam się do jego piersi, bo tylko na to było mnie stać przy jego 2metrach wzrostu.
-To drobiazg- mruknął i również mnie objął, po chwili odsunął mnie ostrożnie- Chyba musimy zaraz wyjść, jeżeli nie chcemy spóźnić się do twoich rodziców.
-Przecież przyjęcie będzie u babci Esme.
-Tak, ale obiecałem Belli ,że najpierw przyjedziemy do was. To pewnie trochę potrwa zanim Alice zamieni dom Carlisle i Esme w kolorową bombkę.
Wywróciłam oczami, a on zachichotał. Wciągnęłam na rękę zegarek od taty i spojrzałam na siebie. Wciąż miałam na sobie koszulę nocną. Chyba wypadało by się przebrać.
-Już o tym pomyślałem -powiedział z domysłem- proszę , zgarnąłem to z Twojego pokoju kiedy gadałaś z Charliem.
-Ej! Nigdy więcej nie właź tam bez pozwolenia-zrobiłam obrażoną minę, a on cmoknął mnie w policzek i odwrócił się.
-Nie marudź. No już możesz się przebierać.
-Ha ha ha!Przy tobie?
-Obiecuję ,że nie będę podglądać.-położył rękę na piersi-słowo wilkołaka!
Zaśmiałam się.
-Wierzę ci ale lepiej idź do Charliego.
-Skoro to sprawi że poczujesz się lepiej..-powiedział starając się zrobić zawiedzioną minę
-No dobrze już dobrze. Tylko nie podglądaj bo źle się to dla ciebie skończy!
-Jasne!-uśmiechnął się i szybko odwrócił
Na szczęście wciągnięcie na siebie jeansów i bluzki zajęło mi nie więcej niż pół minuty. Skorzystałam ,że Jacob stoi odwrócony do mnie tyłem ,podbiegłam do niego i zwinnie wskoczyłam mu na plecy. Najpierw mruknął zdziwiony, a po chwili zaśmiał się z aprobatą.
-Skoro księżniczka życzy sobie dziś inny środek transportu.- powiedział i wybiegł przez drzwi w wilkołaczym tempie.