Ten blog zaczęłam pisać dokładnie 02.11.2011r.. Było to 4 lata temu. Wtedy byłam wielką fanką Sagi Zmierzch, zresztą jak wiele dziewczyn w moim wieku. Teraz moje zainteresowania (na szczęście) całkowicie zmieniły swój tor. Kolejne posty nie powstają z rąk nastolatki z może trochę zbyt bujną wyobraźnią, tylko z pod palców nieco zmęczonej codziennością dziewczyny, która nie traktuje pisania tej opowieści jako hobby czy konieczność, a jedynie jako oderwanie od rzeczywistości i krótki powrót do przeszłości :)

piątek, 30 grudnia 2011

17. Święta!!!

   Nadszedł świąteczny poranek. Obudziłam się już o świcie. Ubrałam się w czarną spódniczkę w białe groszki z podwyższanym stanem i paskiem , białą bluzkę i czerwony sweterek oraz buty na obcasie. Ten zestaw dostałam kiedyś od Alice i teraz postanowiłam go ubrać. Uczesałam się i umyłam po czym zeszłam po spiralnych schodach do salonu. Wszyscy Cullenowie już tam byli. Goście mieli przyjść dopiero na kolację, więc mieliśmy jeszcze cały dzień na przygotowania. W końcu stół w jadalni uginał się od świątecznych potraw przygotowanych dla wilków ze sfory, dom oraz okolice udekorowane były łańcuchami, światełkami, lampkami, grilandami, gałązkami jemioły, ostrokrzewu, bombkami, aniołkami z porcelany i gipsu, dzwoneczkami ze szczerego złota i innymi dekoracjami.
  Wkrótce rozległo się pukanie do drzwi i do domu weszło 10 dobrze zbudowanych mężczyzn, Billy, oraz Emily- dziewczyna Sama. Zasiedliśmy wspólnie do stołu . Ja miałam miejsce pomiędzy Edwardem a Jacobem i byłam czymś w rodzaju przedziałki pomiędzy wilkołakami a wampirami. Na początku było dość niezręcznie, ale w końcu wszyscy zaczęli czuć się swobodnie. Wilki ze sfory razem ze swoimi wilczymi apetytami opróżnili cały stół z jedzenia. Po kolacji przeszliśmy do salonu, gdzie na środku stała wielka choinka a pod nią góra prezentów. Wilkołaki także przyniosły podarunki, tak więc każda osoba otrzymała kilka paczek. Oczywiście Cullenowie i wilki czuliby się niespełnieni gdybym jako ulubienica członków sfory oraz oczko w głowie całej rodziny nie dostała dodatkowej sterty prezentów. Tak oto otrzymałam 3 razy więcej prezentów od pozostałych. Postanowiłam rozpakować je później na osobności. Na czas świąt do salonu dostawiono kilka nowych sof, tak, że na 3 czteroosobowych siedzieli członkowie sfory, Emily i ja. Na 4-również czteroosobowej byli Carlisle, Esme, Edward i Bella, Billy na swoim wózku siedział obok jednej z kanap ,a Rosie, Alice, Jazz i Emm kręcili się wokół nas co jakiś czas przysiadając na dłużej na oparciu sofy.     Wszyscy zaczęli wesoło rozmawiać. Nie minęło pięć minut jak temat rozmowy zszedł na mnie i Jacoba. Na początku rozmawiali o ślubie, potem przeszli na małżeństwo i dzieci. Czas mijał niezwykle szybko ,około 23:00 dostałam zawrotów głowy. Wszyscy byli bardzo zajęci dyskusją, więc dyskretnie wyślizgnęłam się z pokoju. Cicho przeszłam do korytarza wyszłam na zewnątrz. Ciemne niebo było pełne gwiazd, a księżyc w pełni oświetlał trawę gdy przechadzałam się wolno po polanie. Usłyszałam ciche trzaśnięcie drzwiami. Za chwilę poczułam gorące dłonie na swojej talii.
-Jacob?-szepnęłam cicho-
-A spodziewasz się kogoś innego?-odpowiedział mi znajomy głos, odwróciłam się i zobaczyłam wysokiego, przystojnego, umięśnionego, silnego bruneta-mojego narzeczonego. Uśmiechnął się do mnie i delikatnie objął mnie ramieniem. Przeszliśmy polaną wzdłuż domu.
-Myślisz ,że już zauważyli że wyszliśmy?-zapytałam
-Kto by cię nie zauważył?-mruknął z uśmiechem Jake
-Ha ha ha-zaśmiałam się ironicznie. Z domu napłynęły nas dźwięki świątecznej muzyki.
-Jemioła-powiedziałam. Rzeczywiście nad nami,  na gałęzi jednego z drzew, wisiała wiązka jemioły . Z wnętrza mieszkania dobiegły odgłosy innej melodii.
-All I want for Christmas is you-zamruczał cicho Jacob. Założyłam mu ręce za szyję, a on zaczął mnie całować, tak jak jeszcze nigdy dotąd. To były najlepsze święta.

czwartek, 29 grudnia 2011

16. Do przerwy 1:0

  Obudziłam się wtulona w ramiona Jacoba, ale nie w postaci wilka lecz człowieka. Spoglądał na mnie czule i silną ręką gładził moje włosy.
-Witaj księżniczko-zamruczał
-Mam cię ugryźć?-zagroziłam z uśmiechem.
-Przydałoby się-również się uśmiechnął
-Długo spałam?
-Jest po 13:00-odpowiedział
-O cholera-syknęłam. Wstałam i zaczęłam pospiesznie zbierać swoje ubrania z podłogi. Wystrzeliłam z pokoju prosto do łazienki, gdzie ubrałam się i umyłam.
-Coś się stało?-zapytał Jake wyraźnie zaniepokojony stojąc pod drzwiami toalety, gdy rozczesywałam niesforne loki.
-Obiecałam Alice ,że pomogę jej w przygotowywaniu jutrzejszej uroczystości.
-A tak jutro Boże Narodzenie-mruknął Jacob
Wyszłam z łazienki.
-Może chcesz nam pomóc?-spytałam
-Wieszanie bombek na choince to dla mnie niezbyt interesująca praca.
-Chodź będzie fajnie!-zachęciłam-oczywiście ty i Billy możecie spędzić święta u nas-dodałam
-Myślę, że sfory obraziłyby się gdyby w te święta nas zabrakło.
-Ah tak...-westchnęłam.
-Chodźmy już-przypomniał mi Jacob. Wyszliśmy na dwór, a Jake zmienił się z powrotem w wilka.
-Żartujesz sobie?-spytałam. Wilk zdawał się do mnie uśmiechać. Podbiegł do mnie i pchnął mnie tak, że wpadłam na jego miękki grzbiet. Dopiero wtedy zrozumiałam o co mu chodzi. Przyjęłam stabilną pozycję, a Jacob wyskoczył w powietrze, by za chwilę pędzić już przez las. Biegł i biegł omijając przy okazji wszystkie przeszkody.
-Taki jesteś cwany?-spytałam zaczepnie-Zatrzymaj się na chwilę.
Wilkołak posłusznie stanął ,a ja zeskoczyłam z jego grzbietu i stanęłam na trawie obok niego.
-Kto pierwszy do domu Esme i Carlisle-powiedziałam-3...2...1...
Wystrzeliłam do przodu niczym armata. Po chwili zobaczyłam obok siebie Jake'a. Pędziliśmy przez las jak równy z równym. Co jakiś czas wybiegałam na kilka metrów dalej od Jacoba ale on zaraz wyrównywał różnicę. W końcu wybiegliśmy na polanę z domem Cullenów po środku. Wykonałam ostatni skok i już leżałam u podnóża werandy a Jake już w postaci człowieka obok mnie.
-Byłam pierwsza-zaśmiałam się
-Nieprawda-uśmiechnął się Jacob i pomógł mi wstać. Gdy weszliśmy do domu, Alice, Bella, Rosie, Edward, Esme, Carlisle, Jasper i Emmet już krzątali się po domu rozwieszając wszędzie kolorowe światełka i dekoracje świąteczne. Przystąpiliśmy do pracy. Czas upływał nam miło na wspólnych przygotowaniach.
-Jake, może przyjdziesz jutro do nas z ojcem. W końcu to święta-zagadała Jacoba Bella
-Chętnie, ale sfora chyba by mnie zabiła-uśmiechnął się
-To przyjdź z nimi!-zawołała z przeciwległego końca pokoju Alice-Im więcej tym weselej, a miło by było posiedzieć z kimś kto cokolwiek je przy świątecznym stole!
-Alice ma rację-powiedziała Esme-starczy miejsca dla wszystkich.

poniedziałek, 19 grudnia 2011

15. Szczerość w szkarłacie

  Czas mijał nieubłaganie. Wkrótce nadszedł koniec słonecznego października i ustąpił on miejsca listopadowi, po którym z kolei nadszedł grudzień. W przeciągu tych niespełna dwóch miesięcy dużo wraz z Jacobem myśleliśmy na temat naszej wspólnej przyszłości. Datę ślubu wstępnie ustaliliśmy na marzec przyszłego roku.
  Pogoda uległa wielkiej zmianie. Pojawiły się deszcze i burze. Od wczorajszego wieczora ja i Jake mieszkamy u Billy'ego w rezerwacie. Świt nadszedł dla mnie zdecydowanie za szybko. Obudziłam się na łóżku Jacoba, mimo to ,że wczoraj zasnęłam na kanapie. Mój ukochany leżał w wilczej postaci na drewnianej podłodze koło łóżka. Wiedziałam, że musi być bardzo zmęczony. Cicho wstałam i przeszłam przez pokój. Otworzyłam drzwi i wyszłam na korytarz. Zatrzymałam się przy jednej z ścian i przyjrzałam się wiszących na niej fotografiom. Wyglądały na stare. Niektóre były rozmyte i trudno było cokolwiek na nich dojrzeć. W znacznej większości przedstawiały grupę młodych mężczyzn na tle La Push. Spojrzałam na zdjęcie przedstawiające śliczną młodą kobietę uśmiechającą się szeroko.
-Matka Jacoba-usłyszałam za sobą głos. Odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam Billy'ego, podjeżdżającego do mnie na swoim wózku. Zatrzymał się na metr przed ścianą-Miała na imię Vivianethee. Zmarła przy porodzie. Była taka piękna-westchnął-Moja Viviane
-Jake nigdy o niej nie mówił-powiedziałam cicho
-Unika tego tematu jak ognia. Nie wyobrażasz sobie jak ciężko jest dorastać bez matki. Ale wyrósł na silnego mężczyznę. Tak jak tego chciała Viv.
 Nagle zrobiło mi się strasznie szkoda Jake'a. Dojrzewał pod twardą ręką ojca, pozbawiony matczynej miłości. Mnie niemal zawsze otaczał tłum wielbiących ludzi. Kiedy kichnęłam, wokół zjawiało się dziesięć osób gotów wytrzeć mi nos. Było to może i uzasadnione ,ponieważ zazwyczaj wampiry nie posiadają dzieci, a tym bardziej rodzonych. Poczułam kolejny atak żalu kiedy zorientowałam się ,że to właśnie Jacob często był świadkiem tego dzikiego uwielbienia ze strony moich krewnych. Moje serce przeszyła złość do samej siebie. Znałam Jake'a tak długo i nigdy nie rozmawialiśmy o jego przeszłości. Zawsze tylko ja i ja. Robił dla mnie wszystko, a ja tak naprawdę nie potrafiłam zrobić dla niego nic. Moje oczy wypełniły łzy. Jednak pamiętając o danej ukochanemu tajemnicy zaczęłam je szybko powstrzymywać. Billy możliwe ,że to zauważył, bo mruknął coś o wiadomościach i wycofał się z pokoju.Weszłam do pokoju Jacoba i zamknęłam za sobą drzwi. Mój narzeczony wciąż w wilczej postaci leżał na podłodze. Usiadłam obok niego i wplotłam palce w jego gęste, ciemne futro. Wtuliłam się w jego miękką grzywę i leżałam w milczeniu. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w nierównomierny oddech Jake'a.

środa, 14 grudnia 2011

Witajcie ponownie ! ;)

Ho ho ho! Zbliżają się ŚWIĘTA BOŻEGO NARODZENIA! Z tej okazji postanowiłam pominąć pewną część naszej opowieści by w tym szczególnym czasie opublikować historię naszych wampirzo-wilkołaczych świąt! Na ten czas radosnego oczekiwania, życzę wam wytrwałości, radości, oraz wszystkiego co najlepsze!

Wasza Renesmee 

wtorek, 13 grudnia 2011

14. Życie ,które wybrałam.

-Co tu się dzieje?-Alice i Rosie weszły do pomieszczenia. Podniosłam dłoń na wysokość nieco poniżej swojej twarzy, obróciłam ją wnętrzem w swoją stronę i poruszyłam palcami, a pierścionek zaręczynowy zalśnił w świetle słońca. Wampirzyce szybko pojęły ów znak i równie szybko znalazły się tuż przy mnie.
-Zorganizujemy ci najlepszy ślub na świecie!-zawołała Alice, a Bella wywróciła oczyma
-Dziękuję-zgodziłam się-Tylko jedno mnie martwi: wszyscy wiedzą co to oznacza jak licealistka wychodzi za mąż.
-Ciąża-westchnęła Rose
-O to się nie martw-uspokoiła mnie Bella-kiedy wychodziłam za mąż za Edwarda myślałam o tym samym, ale w gruncie rzeczy tak naprawdę nie było o co się bać.
-Macie ustalony termin?-spytała Alice
-Nigdzie nam się nie śpieszy-odpowiedziałam szybko-Ale jak coś uzgodnimy ,to cię poinformujemy.
-No ja myślę!-obruszyła się wampirzyca. Do kuchni weszli teraz Jazz, Bella, Emm, Edward i Esme.
-Co się tu dzieje? Jakieś zebranie?-uśmiechnął się Emmet
-Wilczek i Nessie się zaręczyli!-wyśpiewała Alice. Jasper uśmiechnął się szeroko, Emmet zaśmiał się głośno, Edward trochę się rozpromienił, a Esme i Bell pisnęły z radości.
-Gratulacje!-zawołała babcia, kilka osób (już nawet nie wiem kto) zaczęło nucić marsz weselny, a kilka wesoło rozprawiać na temat wesela. Skorzystałam z okazji i wyślizgnęłam się z kuchni do salonu. Carlisle bandażował Jake'owi rękę, a ten patrzył gdzieś w przestrzeń ponad drzwiami wejściowymi. Zobaczył ,że weszłam do pokoju i uśmiechnął się do mnie. W tym samym momencie z pomieszczania z którego właśnie wyszłam rozległy się kolejne śmiechy i zawołania. Carlisle wywrócił oczyma i skończył opatrywać rękę Jacoba.
-To by było na tyle-powiedział wstając-Nieźle się pożarliście. Edward ma kilka głębokich ugryzień na ręce, ale nic mu nie będzie. Twoja rana powinna szybko się zagoić. W końcu jesteś wilkołakiem. Pójdę lepiej ich uspokoić-jakby na potwierdzenie jego słów z kuchni dobiegł głośny pisk-Powodzenia-I wyszedł z pokoju. Usiadłam na kanapie koło Jacoba, a on objął mnie w pasie zdrową ręką.
-Powiedziałaś im prawda?-zapytał. Pokiwałam głową i westchnęłam głośno. Jake cmoknął mnie w policzek i uśmiechnął się. Spojrzałam na jego ranną rękę.
-Boli?-zapytałam
-Trochę, ale będzie dobrze. Było warto-przez jego twarz przeleciał uśmieszek.
-Przestań, to w końcu mój ojciec. Kocham go.
-A ja kocham ciebie-przysunął mnie bliżej do siebie. Pochyliłam lekko głowę, żeby ukryć rumieniec który pokrył właśnie moją twarz, ale Jacob zabandażowaną ręką uniósł moją brodę ku górze. Z satysfakcją na twarzy spojrzał na moje policzki.
-Uwielbiam to w tobie-zamruczał cicho i objął mnie mocno w pasie ramionami. Razem ze mną przechylił się do tyłu i położył na kanapie, ze mną napierającą na jego klatkę. Wpiłam się w jego wargi, a on oderwał jedną rękę od mojej talii i wplótł ją w moje włosy. Moje serce zaczęło bić szalonym tempem, a oddech stał się szybki i nierównomierny. Poczułam ,że braknie mi tchu, ale nie mogłam przerwać pocałunku. Usłyszałam ,że ktoś wszedł do pokoju. Szybko zerwałam się na równe  nogi i stanęłam koło kanapy wampirzym tempem,  a Jake równie szybko na niej usiadł. Teraz byłam już zapewne czerwona jak burak. Faktycznie do salonu weszli Jasper, Emmet, Alice i Rosalie. Na twarzy Emma dostrzegłam rozbawienie, Rosie obrzydzenie (kierowane oczywiście do jak ona to mówi "kundla"), Alice i Jazz mieli neutralne, lekko uśmiechnięte twarze, jakby nie wiedzieli o co cały hałas.
-No proszę, proszę!-wyszczerzył się Emmet
-Oj, cicho bądź!-mruknęła Alice, ale wciąż z uśmiechem na twarzy
-Tylko się tak nie śpieszcie bo lada chwila będziecie przewijać szczeniaki-mruknęła Rosie, tak cicho i szybko, że nie byłam pewna czy Jake, który siedział dalej ode mnie, był w stanie to usłyszeć.
-Emmet, uspokój się bo jak się Nessie wkurzy...-mruknął Jasper
-Dobra gołąbeczki, dzisiaj wam odpuszczę, ale nie liczcie na to ,że to koniec!-roześmiał się Emmet
-Aleś ty zabawny-Alice była wyraźnie poirytowana. Emmet zaczął dusić się ze śmiechu. Ja byłam raczej zawstydzona niż zdenerwowana. Do głowy przyszedł mi pomysł. Szybko podbiegłam do Emma i przewaliłam go na ziemię. Nawet nie zdążył zareagować.
-Lepiej nie przeginaj-uśmiechnęłam się. Wstałam szybko, a chwilę po mnie, osiłek również stanął na równe nogi. Jacob rozmawiał o czymś z Jasperem. Oboje śmiali się. Rosalie patrzała na nich wywracając oczyma. To było życie, które wybrałam.

sobota, 10 grudnia 2011

13. Wyznania

  Nasz urlop skończył się szybko. Nim zdążyłam zauważyć spakowaliśmy już nasze walizki, wsiedliśmy do samochodu i powróciliśmy do Forks. Jechaliśmy właśnie leśną drogą.
-Przeczuwam kłopoty-westchnął Jake
-Ty wyczuwasz kłopoty? To ja będę musiała spowiadać się troskliwemu tatusiowi z każdej z siedmiu nocy, które razem spędziliśmy.
-Lepiej pomiń kilka szczegółów. 
-Cicho, bo usłyszy twoje myśli. I lepiej zawróć, bo przegapiłeś zjazd do domu Carlisle. 
Gdy zajechaliśmy pod dom, Edward tak jak mój ukochany się spodziewał, czekał przed drzwiami wejściowymi. Gdy zobaczył nadjeżdżający samochód wstał i zszedł nieco w bok na polanę obok domu. Widziałam jak knykcie pobielały na zaciśniętych pięściach. Jacob mocniej zacisnął dłonie na kierownicy. Silnik ostatni raz zawarczał i pojazd zatrzymał się na podjeździe. Jake wyszedł z samochodu i stanął naprzeciw Edwarda. Zobaczyłam wściekłe, ciemne oczy ojca i szybko wyskoczyłam z pojazdu.
-Witaj Edwardzie-przywitał się Jake
-Radzę ci lepiej pilnować swoich myśli. Powiedz co ty jej zrobiłeś?-zasyczał Edward.
-Ja nic jej nie zrobiłem-odpowiedział Jacob, próbując zachować spokój, ale zobaczyłam jak lekko zadrżał
-Nie kłam-warknął ojciec-co zrobiłeś mojej córce?
-Tato!-zawołałam
-Nie wtrącaj się!-syknął na mnie-Dalej, co jej zrobiłeś!-Edward obnażył zęby. Na twarzy Jacoba, pojawił się prowokacyjny uśmiech. To już doprowadziło ojca do ostateczności. Jego źrenice nagle się rozszerzyły, w oczach pojawiła się żądza mordu, a z gardła wywarł się głośne warknięcie. Pochylił się do skoku, a Jake zrobił to samo.
-Nie proszę, przestańcie!
Nie słuchali mnie. Po chwili w tym samym momencie zaczęli skakać sobie do gardeł. Edward był tak rozjuszony, a do tego głód jego w oczach, rósł z każdą chwilą. Rzucił się na mojego ukochanego i zaczęli zaciętą walkę.
-Dość! Przestańcie!-wrzasnęłam, ale i tym razem nie przejmowali się moimi prośbami. Na trawie pojawiły się ślady krwi. Przypomniała mi się ciemna barwa jego tęczówek-TATO NIE!-rzuciłam się w wir walki, odrzuciłam Jacoba jak najdalej to było możliwe, po czym rzuciłam się na Edwarda i przygwoździłam go do ziemi.
-On nic nie jest winny rozumiesz?! Ja tego chciałam! JA!-wykrzyczałam mu prosto w twarz. Oczy ojca jakby pogrążone w transie powróciły do rzeczywistości. Spojrzał na mnie-Jeżeli chcesz teraz kogoś rozszarpać, to możesz to zrobić mnie-dodałam już spokojniej
-Przecież wiesz ,że cię kocham i nigdy bym cię nie skrzywdził. Jesteś całym moim światem-powiedział cicho
-Też cię kocham. Ale musisz wiedzieć ,że kocham Jacoba. Czy kiedy byłeś zakochany w mamie, czułeś ,że jest ona całym twoim światem? Że bez niego twoje życie straci sens?
-Ja po prostu nie mogę się pogodzić z tym, że nie jesteś już moją małą córeczką- szepnął
-Tato, ja zawsze będę twoją małą córeczką.
Edward pogładził dłonią moje włosy.
-Masz oczy po matce-szepnął-Lepiej idź do Jacoba, chyba go trochę uszkodziłem.Wstałam i wypuściłam go ze swoich objęć. Nasza wymiana zdań nie trwała więcej niż pół minuty.
-Nic ci nie jest?-spytałam jeszcze
-Ugryzł mnie kilka razy w rękę, ale przeżyję. No już idź.
Podbiegłam do Jake. Właśnie wstał z trawy.
-Masz niezłego kopa-mruknął, kiedy rzuciłam mu się na szyję. Po chwili spostrzegłam, że z jego ramienia szeroką strugą spływa szkarłatna krew. Zobaczył ,że patrzę na głęboką ranę w jego skórze-To nic takiego.
-Jesteś ranny-stwierdziłam niezbyt odkrywczo
-To nic takiego.
-Coś ci nie wierzę-uśmiechnęłam się-Chodź, zaprowadzę cię do Carlisle.
Byłam tak zajęta rozmową z Jake'm, że nie zauważyłam Belli, która zjawiła się nie wiem skąd i teraz rozmawiała już z Edwardem. Zaprowadziłam ukochanego do domu, a następnie do salonu. Esme, Carlisle, Rosie, Alice, Jasper i Emmet już tam siedzieli, a po chwili doszli również i rodzice. Carlisle i ja usiedliśmy blisko Jake'a ,a reszta osób nieco się odsunęła, ze względu na krew, choć tak naprawdę tylko Edward był głodny. Carlisle właśnie zaczął dezynfekować ranę.
-Nie musisz się męczyć-Jacob spojrzał na mnie, a potem na krwawiącą rękę.
-Wcale się nie męczę-zaprzeczyłam-A właśnie. Mamo, możemy chwilę porozmawiać?
-Jasne-mruknęła Bella i wyszłyśmy z pokoju, do kuchni.
-Mamo-nabrałam w płuca dużo powietrza-Jacob mi się oświadczył-na twarzy mamy pojawił się uśmiech.
-I co?-zapytała z ekscytacją
-Zgodziłam się-wypuściłam nabrane wcześniej powietrze. Bella doskoczyła do mnie i przytuliła mnie mocno. 

piątek, 9 grudnia 2011

12. Dni których jeszcze nie znamy.

Czas mijał nam wspólnie bardzo szybko. Dom był dość duży jak na naszą dwójkę. Na piętrze jak już wspominałam wcześniej, mieściły się trzy pomieszczenia: nasza sypialnia, łazienka oraz mały pusty pokój zamknięty na klucz. Minęły trzy dni. Jacob siedział z wyprostowanymi nogami, a ja leżałam opierając głowę na jego silnych łydkach.
-Podjęłaś już decyzję?-zapytał
-Hmm?-odpowiedziałam zbita z tropu, niezrozumiałym pomrukiem
-No wiesz ,o małżeństwie.
-Ach tak-powiedziałam. Od kilku dni wciąż o tym myślałam, ale teraz miałam mętlik w głowie.
-A więc...-spojrzał na mnie wyczekująco. Jego głębokie ciemne oczy zalśniły w ekscytacji.
-Jacob...-zaczęłam
-O, tylko nie Jacob-zerwał się z miejsca i ukląkł nade mną na czworakach tak ,że jego twarz znajdowała się na wysokości mojej twarzy
-Renesmee Carlie Cullen?-wyślizgnęłam się z pod niego i usiadłam po turecku wciąż patrząc mu w oczy. Przyklęknął na jednym kolanie i sięgnął do kieszeni. Wyjął z niej małe czerwone pudełeczko. Ukryłam twarz w dłoniach. Usłyszałam cichy trzask. Odkryłam twarz i ponownie zwróciłam wzrok ku Jake'owi-Wyjdziesz za mnie?
Spojrzałam na przedmiot spoczywający na szkarłatnej poduszeczce w środku pudełka. Pierścionek wykonany był z białego złota. Oczko, było niewielkie, a ozdobny kamień który je tworzył był niebieskim szafirem. Poczułam, że do moich oczu powoli napływają łzy.
-Tak-powiedziałam cicho. Na twarzy Jacoba pojawiła się jednocześnie ulga i nieograniczona euforia. Wyjął pierścień z pojemnika i wsunął mi na palec. Pasował idealnie. Zarzuciłam mu ręce na szyję, a on objął mnie w talii. Z moich oczu płynęły łzy, mocząc Jake'owi koszulę. Odsunął mnie trochę od siebie i wytarł mi policzki.
-Tylko mi tutaj nie płacz. Żadnych łez, aż do nocy poślubnej!
Zaśmiałam się.
-Może do ślubu?-próbowałam negocjować
-Nie-pokręcił przecząco głową. Pocałowałam go namiętnie w usta-No niech ci będzie-uśmiechnął się-pewnie chcesz teraz zadzwonić do rodziców.
-To nie jest to o czym marzę-mruknęłam-wolę powiedzieć im o tym po powrocie.
-Jasne-zamruczał mi do ucha.
Byłam taka szczęśliwa.

piątek, 2 grudnia 2011

11. Sprawy z pozoru łatwe

Gdy obudziłam się rano, nie leżałam już w salonie, tylko pod dwuosobowym łożem z baldachimem. Jacoba nie było koło mnie. Ubrałam szybko leżące na podłodze koło łóżka krótkie spodenki i bluzkę. Były tam razem z tymi przez które wyszłam 3 drzwi.
-Jake?-powiedziałam głośno. Nikt się nie odezwał. Zbiegłam po drewnianych schodach do salonu. Ani tam ani w kuchni też nikogo nie było. Wyszłam na zewnątrz i rozejrzałam się wokoło. Dzień był słoneczny ale wiał zimny wiatr. Zadrżałam z zimna. Mój wzrok utkwił w pomoście na jeziorze. Jacob siedział na nim wpatrując się w gładką powierzchnie wody. Koszule miał rozpiętą, a jeansowe rybaczki długością sięgały długością trochę za kolana. Podbiegłam do niego. Drewniany pomost wychodził kilka metrów nad jeziora. Jake siedział na samym końcu mola. Słysząc moje kroki odwrócił głowę w moją stronę.
-Dobrze spałaś?-zapytał
-Świetnie-usiadłam koło niego-Ale ty chyba nie za bardzo.
Uśmiechnął się lekko.
-O mnie się nie martw.
Zadrżałam z zimna. Jacob zaczął zdejmować swoją koszulę. Ściągnął ją i otulił mnie szczelnie. Objął mnie swoim gorącym ramieniem.
-Nie musisz tego robić-mruknęłam
-Ale chce-odparł
Siedzieliśmy w milczeniu.
-Wyjdziesz za mnie?-spytał patrząc mi w oczy
-Słucham?-powiedziałam głosem chyba trochę zbyt ostrym, tak zbita z tropu tym pytaniem. Wysunęłam się z jego objęć i usiadłam po turecku naprzeciw niego-Żartujesz?
-A wyglądam jakbym żartował?
-O nie tylko nie to!-ukryłam twarz w dłoniach, a Jacob zaśmiał się głośno
-Wiem, że kiedyś i tak się zgodzisz-uśmiechnął się
-Ja też-westchnęłam, co spowodowało u niego jeszcze większy napad śmiechu
-Na co czekasz? No zgódź się-powiedział melodyjnym tonem
-Daj mi kilka dni.
-Niech ci będzie-wywrócił oczami. Spojrzał na mnie i po chwili w tempie wilkołaka, chwycił mnie w swe ramiona, wybił się mocno od brzegu mola i wyskoczył w jezioro. Już zaraz śmieliśmy się razem, przemoczeni doszczętnie. W nurkowaniu wygrywałam z nim, ponieważ nie musiałam oddychać, ale w pływaniu górował nade mną.
Resztę dnia spędziliśmy razem, na odpoczynku i rozrywkach, a noc tak samo jak poprzednia, była nocą bezsenną, pełną namiętności.