Ten blog zaczęłam pisać dokładnie 02.11.2011r.. Było to 4 lata temu. Wtedy byłam wielką fanką Sagi Zmierzch, zresztą jak wiele dziewczyn w moim wieku. Teraz moje zainteresowania (na szczęście) całkowicie zmieniły swój tor. Kolejne posty nie powstają z rąk nastolatki z może trochę zbyt bujną wyobraźnią, tylko z pod palców nieco zmęczonej codziennością dziewczyny, która nie traktuje pisania tej opowieści jako hobby czy konieczność, a jedynie jako oderwanie od rzeczywistości i krótki powrót do przeszłości :)

poniedziałek, 30 kwietnia 2012

39. Trafna wizja

  Obraz zniknął, a ja wciąż wpatrywałam się w ekran. Z moich oczu płynęły łzy.
-O czym myślisz?-zapytał Jacob gładząc mnie po włosach
-O tym czy w końcu dostałam tego misia-parsknął śmiechem
-Wzruszyłaś się?-zdziwiony zgarnął palcem kroplę z mojego policzka
-Tylko trochę-otarłam łzy
Jake przytulił mnie ostrożnie i położył mi delikatnie dłoń na brzuchu.
-Kim ty jesteś maluchu?-mruknął, a ja uśmiechnęłam się lekko.
Dziecko znowu kopnęło dość mocno. Jacob odskoczył jak oparzony.
-Nessie, ono cię krzywdzi-powiedział ostro-sam poczułem. To nie jest już delikatne kopnięcie, tylko tortury.
-Przestań. Nie wie ,że mnie rani. Poza tym to wcale nie było tak znowu mocno.
Nie powinnam była tego mówić, Jacob momentalnie pobladł i zaczął drżeć na całym ciele. Zerwał się z miejsca i odwrócił do mnie plecami by nie wybuchnąć. Wziął kilka głębokich oddechów po czym otworzył drzwi.
-Alice-powiedział gdy spojrzałam na niego pytająco
Nie minęło pół minuty jak wpadła do salonu z głośnym trzaskiem.
-Co jest? Potrzebna morfina? Widziałam jak...-zamilkła
-Coś zobaczyłaś?-zapytał Jake błagalnie
Maleństwo znowu uderzyło. Tym razem 10 razy mocniej. Zaskoczona krzyknęłam z bólu. Alice rzuciła Jacobowi szybkie znaczące spojrzenie i rzuciła się by zaaplikować mi dużą dawkę leków przeciwbólowych.
Dziecko kopnęło ponownie, gdy Alice wstrzykiwała morfinę. Usłyszałam cichy trzask. Wrzasnęłam głośno nim zdążyłam się opanować.
-Cholera-mruknęłam Alice, podając kolejną dawkę leku
-Co jest?-zapytał zrozpaczony Jake-czy mi się zdawało czy...
-Pękły jej dwa żebra-oznajmiła Alice. Po chwili do pokoju wpadli Edward i Carlisle. Mój ojciec zapewne wychwycił odpowiednią myśl z głowy siostry.
Kolejny donośny trzask i znowu zawyłam.
-Trzy-poprawiła wampirzyca
Carlisle doskoczył do mnie
-Złamanie wieloodłamowe-powiedział szybko Carlisle-Edwardzie przynieś lód, Alice podaj więcej morfiny.
Drżałam z bólu wydając dziwne piskliwe dźwięki i co jakiś czas krzycząc. Po chwili doktor zaaplikował mi kolejne dwie silne dawki leku. A na klatce piersiowej poczułam przyjemny chłód. Osunęłam się w nicość.

niedziela, 29 kwietnia 2012

38. Video

  Jacob podszedł do telewizora i wsunął leżącą na szafce płytę do odtwarzacza. Wcisnął play, wrócił na kanapie i objął mnie ramieniem. Na ekranie pojawiły się pierwsze obrazy. Starszy mężczyzna, o czarnych choć siwiejących loczkach i ślicznych czekoladowych oczach tulił w ramionach śliczną małą dziewczynkę o tych samych oczach i lokach, z tym wyjątkiem ,że kasztanowych. Uśmiechała się z wyższością do mężczyzny.
-Spójrz tu mała!
W kadrze pojawiła się Alice z zestawem malutkich sukienek w rękach. Na ten widok uśmiechnęłam się lekko. Dziewczynka tylko prychnęła i wróciła do tulenia dziadka. Obraz zadrżał i na ekranie pojawiła się znajoma plaża w La Push. Wysoki, przystojny Indianin śmiał się do rozpuku ,a trzyletnia dziewczynka na jego rękach waliła go energicznie po głowie. 
-Nessie skarbie, przestań bić Jacoba-usłyszałam rozbawiony głos ojca
-Mama!-zawołała dziewczynka-Jay lobi hau hau! Zlób hau hau Jake!
Chłopak wciągnął powietrze w płuca i zaszczekał tak realistycznie, że spodziewałam się ,że z fałd piasku wyskoczy pies. Dziewczynka klasnęła w małe rączki i zachichotała donośnie.
-Jacob, czy możesz przestać bawić się w pudla?-zapytała uprzejmie Bella-Nessie chodź tu!
Chłopak postawił dziecko na ziemi, a ono pobiegło do matki.
-Jesteś głodna?-zapytała Bella z uśmiechem-Chcesz zajączka? Albo sarenkę?
-Misia! Ja ciem misia!
-Ale kochanie, jesteś za mała na misie!
-Ne! Nessia o taaaka duzia! Mozie jeść misie!
-Może chcesz wilczka?-podsunął Edward
-Ne!-krzyknęła znowu- Jay wilczek, a ja baldzo kocham Jay!-odwróciła się od matki i wróciła do Indianina. Wskoczyła w jego otwarte ramiona, przytuliła go i pocałowała. Bella westchnęła zrezygnowana. 
Spojrzałam na prawdziwego Jacoba. Uśmiechał się z uczuciem. 
-Jay?-mruknęłam z ironią
Tylko uśmiechnął się szerzej. Wróciłam do ekranu. Chłopak podrzucał właśnie dziewczynkę która ryczała ze śmiechu.
-Chciałabyś coś skarbie?-zamruczał chłopak, a Edward odchrząknął za kamerą
-Ja ciem misia! Jay-Jay zrobi dla Nesi misia?
-Jasne skarbie-cmoknął ją w policzek
Obraz zmienił się. Mała dziewczynka spała słodko wtulona w rdzawo brązowe futro wielkiego wilka.
Zmiana. Urocza dziecina ,troszkę większa niż ta na poprzednim obrazie patrzała z zaciekawieniem na kamerę.
-Kim chciałabyś być jak będziesz duża?-zapytał Edward zza aparatu
-Ja jus jeśtem duzia-powiedziała dziewczynka
-A jak będziesz większa?
-Chciałabym być jak ciocia Rosia.
-Jak kto? Chyba jak ciocia Rosalie?
-Nie. Ja chcem być jak Rosia!-wydęła wargi-Bo jest baaardzo ładna. I troske jak Alice i Bella i Esme i Carils i Jasper i Edward i taka silna jak wujek Emmett!
-I czego jeszcze chcesz?
-I chce żeby Jake był zawse ze mną...i...i...żeby mne kochał, tak mooocno jak ja go kocham.
Obraz znowu zadrżał. Potężny osiłek, przypominający bardziej niedźwiedzia niż człowieka siedział przy stole po którego drugiej stronie siedziała prawie dwa razy mniejsza sześciolatka. Uśmiechała się do niego słodko. 
-Emmett, pogrążasz się-mruknął poirytowany Jasper
-Nie będzie taki okruszek śmiał mi się w twarz-warknął olbrzym-3...2...1...
Naparł całą siłą olbrzymiej łapy na maleńką piąstkę. Stolik zadrżał, ale ręce nie poruszyły się. Gdyby nie drganie ramion nikt nie zorientowałby się ,że obie strony używają teraz siły 100 dojrzałych mężczyzn by zmierzyć się ze sobą. 
-Nie spoć się-powiedział wesoło Edward do Emmetta
Jego ręka drgnęła i w końcu przechylił maleńką rączkę aż dotknęła stołu.
-Taaak!-zawołał w triumfie
-Emmett...
-Co?
-Pamiętaj, że ona ma roczek.
Scena zmieniła się. Dziewięciolatka zdmuchiwała dwie świeczki na torcie. Wyglądało to dość komicznie. Kolejny fragment filmu. Kamera zbliżała się w stronę uchylonych drzwi pokoju. Jacob siedział na podłodze naprzeciw nastolatki o kasztanowych włosach. Pomiędzy nimi na podłodze leżała książka.
-Nie rozumiem-westchnęła dziewczyna odpychając ją od siebie
-To jest proste. Zobacz. Elektronów powinno być tyle samo co protonów. Protony mają ładunek +1, a neutrony jeden na minusie. One się dopełniają. Razem są wszystkim, osobno niczym.
-Jak ty i ja?
-Tak, tak samo-uśmiechnął się-a neutrony nic nie znaczą, bo w ogóle nie mają ładunku.
-Czyli ja będę elektronem, a ty protonem bo masz większy ładunek i jesteś lepszy-chłopak zaśmiał się głośno- A cały świat będzie neutronem, bo jak jestem z tobą to nic nie znaczy.
Pstryk! Piętnastolatka minęła z impetem kamerę i schowała się za sofą.
-Nessie! Nie możesz się chować wiecznie!-zawołała z oddali Alice
Do pokoju wszedł Emmett. Spojrzał na dziewczynę za kanapą, na Edwarda z kamerą i wsłuchał się w nawoływania Alice. Po chwili uśmiechnął się szeroko.
-ALICE, ONA JEST W SAAALOOONIEEE!-ryknął
Obraz na chwilę zniknął a potem pojawiła się łąka przed domem Cullen'ów. Niewiele młodsza ode mnie dziewczyna o czekoladowych oczach śmiała się melodyjnie, a obok niej na trawie leżał Indiański chłopak. Dziewczyna oparła głowę o jego bok, wciąż nieświadoma ,że obserwuje ją kamera.
-Jacob...
-Mhm?
-Kocham cię.
-Ja ciebie też Nessie.
-Przez cały ten czas?-zapytała dziewczyna
-Zawsze-szepnął i po czym pocałował ją namiętnie.

37. Morfina

   Boli. Kurcze to boli. Cholera ten brzuch naprawdę mnie boli! Chciałam krzyczeć ,chciałam wrzeszczeć, drzeć się w agonii, ale jakiś niewielki fragment mojego umysłu zakazywał mi sprawiać im przykrość. Od trzech tygodni zajmowałam bezpieczne miejsce na kanapie w salonie Cullen'ów. Mieszkałam tu od zawsze, a mimo to czułam się nieswojo. O wiele lepiej byłoby dla mojego komfortu gdybym musiała wszystkie te godziny męczyć w niewielkim pokoiku, na starej przesiąkniętej świeżym zapachem trawy i żywicy kanapie Billy'ego.
Mówiłam im nie raz, że przecież ciąża to nie choroba i że mogę normalnie żyć, ale oni tylko wepchnęli mnie w kolejny koc. Zakazywali mi nawet polować. Zamiast tego musiałam wcinać śmiesznie duże ilości ludzkiego jedzenia. Ohyda. Carlisle doszedł do wniosku, że dziecko w pod moim sercem rozwija się znacznie szybciej niż normalny organizm, ale wolniej niż ja gdy jeszcze byłam zaledwie płodem. Od kiedy dowiedziałam się o ciąży byłam pod jego stałą obserwacją.
  Dziecko kopnęło mnie boleśnie. Syknęłam cicho. Nie uszło to niestety uwadze Jacoba, który siedział na brzegu kanapy na której ja leżałam. Spojrzał na mnie smutno, przepraszająco. Carlisle podszedł do mnie szybko.
-Wybieramy się na polowanie-oznajmił-Zostaniesz z Jacobem. Jakby co Alice będzie polować niedaleko domu, jakby coś zobaczyła-spojrzał na mnie z niepokojem-Podać ci dawkę morfiny przed wyjściem?
-Wytrzymam-skłamałam
Carlisle przyjrzał mi się podejrzliwie po czym zniknął z pola widzenia. Obróciłam się powoli w stronę Jake'a. Od prawie miesiąc nie odstąpił mi ani na krok. Niemalże wcale nie sypiał. Pod jego oczyma widniały ciemne cienie, oczy mu zgasły i schudł znacznie. Uśmiechnął się blado.
-Naprawdę nie musisz przy mnie siedzieć-mruknęłam-Jesteś zmęczony, połóż się.
-Nie chce-powiedział stanowczo i przesunął się by być bliżej mnie.
Podciągnęłam się na rękach by usiąść. Jacob spojrzał na mnie przerażony. Zlekceważyłam to i usiadłam prosto odrzucając na bok koce i poduszki. Pomimo tego ,że ustaliliśmy iż do zapłodnienia doszło około trzech miesięcy temu, mój brzuch był tak wydatny jakby minęło już co najmniej sześć. Według Carlisle, tym tempem rozwoju do porodu mogło dość już za niecałe 2 miesiące. Dotknęłam brzucha z czułością.
-Nie rozumiem cię-przyznałam-was nie rozumiem. To tylko dziecko.
-To nie jest tylko dziecko i dobrze o tym wiesz-westchnął
-Jest silne. I szybko rośnie. To wszystko.
Jake przytulił mnie delikatnie i pogładził mnie po policzku.
-Chciałbym ci coś pokazać-szepnął

 

czwartek, 26 kwietnia 2012

36. Teoria Carlisle.

  Carlisle ponownie zaczął krążyć po pokoju z rękami splecionymi za plecami.
-Trzeba zacząć o kwestii genów dziecka. Jak zapewne wiesz, do wyboru jest kilka opcji: wilkołak, człowiek, wampir. Ty jesteś...hmm...w 50% człowiekiem i również w połowie wampirem. Natomiast Jacob jest w 100% wilkołakiem, czyli po połowie wilkiem i człowiekiem. Czyli osobnik miałby do wyboru , 50% człowieka, 25% wilka i tyle samo wampira. Ale nigdy nic nie wiadomo. Równie dobrze może u niego przeważyć gen Jacoba i może być po prostu zwykłym wilkołakiem, albo twój gen i może być...takie jak ty.
Zamilkł na chwilę i wpatrzył się w przestrzeń.
-Dziecko jest silne. Nawet bardzo silne. Obecnie jesteś pod wpływem bardzo silnych środków znieczulających, jednak nie wiadomo co będzie za kilka godzin.
-Nie zabije go-powiedziałam z zaciśniętymi zębami
-Rozumiem. Przez pewien czas zostaniesz u nas. Nie będziesz chodzić do szkoły, oraz chwilowo przestaniesz żywić się krwią. Jeżeli dziecko wda się  Jacoba, krew może mu zaszkodzić. Muszę cię mieć pod stałą opieką, a może uda mi się ustalić to i owo, oraz stwierdzić kiedy może nastąpić poród. Kiedy już doszliśmy do tej kwestii muszę ci zadać kilka, dość osobistych pytań-spoważniał. Widać było, że ostrożnie dobiera słowa-kiedy...pierwszy raz...ty i Jacob.
-W październiku, zeszłego roku-wymamrotałam.
-Dobrze-oszczędził mi pytania o ostatni raz-Rozmawialiście już o tym wcześniej?
-Tak. Chwilę.
-Czy Jacob, może spodziewa się czym może być dziecko?
-Wpoił mnie sobie-spojrzałam Carlisle prosto w oczy
-Tak, tak...-miał nieobecny wyraz twarzy-Możesz iść. Wychodząc poproś Jacoba, żeby  tu przyszedł.
Kiwnęłam w milczeniu głową i wyszłam z pokoju. Zbiegłam po drewnianych schodach i weszłam do salonu. Wszyscy siedzieli na sofach i fotelach w grobowej ciszy.
-Jacob-moje słowa były jak grom przedzierający powietrze-Carlisle prosi cię do gabinetu.
Jake wstał powoli z zajmowanego przez siebie miejsca, minął mnie i pobiegł po schodach na piętro. Zajęłam jego wcześniejsze miejsce i zamknęłam oczy. Nie chciałam widzieć smutnych, zrozpaczonych wręcz twarzy mojej rodziny. Czas dłużył mi się niezwykle. W końcu ,do pokoju wspólnego wkroczyli Jacob i Carlisle. Jake usiadł obok mnie, a Carlisle popatrzał po oczach zebranych i zaczął mówić. Na początku powtórzył im naszą rozmowę, pomijając - za co byłam mu wdzięczna - moje kwestie. Następnie przedstawił relacje po rozmowie z Jacobem.
-Wilkołaki-powiedział-aż do osiągnięcia dojrzałości, są normalnymi ludźmi. Dopiero potem wykształca się w nich zdolność do przemian. Wpojenie...
Mówił długo, ale z chęcią pochłaniałam każde jego słowo i z ciekawością spoglądałam we własną przyszłość.

środa, 25 kwietnia 2012

35. Niepewność.

  Reakcja na nasze powrotne wejście do domu była oczywista. Wszyscy wrócili już do salonu. Edward rozmawiał szeptem z Carlisle w kącie pokoju, ale gdy weszliśmy Edward poderwał się w stronę Jacoba. Tamten natychmiast napiął mięśnie.
-Uspokójcie się-syknęłam gniewnie
Spojrzeli na siebie z wściekłością, ale posłuchali. Na scenę wkroczył Carlisle. Podszedł do nas bezszelestnie i położył Edwardowi rękę na ramieniu.
-Jacobie, Edwardzie-zaczął-myślę, że w takiej sytuacji należy zachować spokój.
Ojciec i mąż rzucili sobie gniewne spojrzenia, po czym stanęli daleko od siebie w różnych końcach pokoju. Westchnęłam i udałam się zająć miejsce na kanapie między Alice ,a Bellą.
-Mamo, nie chce żeby dziecku coś się stało-jęknęłam
-Nic mu nie będzie. Najważniejsze żebyś była zdrowa i szczęśliwa.
-Nessie-powiedziała Esme-wiedz, że jeśli coś ci się stanie to Edward...
-Nie stanie się. To nie jest to samo co wtedy kiedy Bella była w ciąży. Ona była człowiekiem, a dziecko...było mną. Byłam silniejsza od niej.
-Skąd wiesz czym jest płód?-zapiała Alice-Ma jeszcze więcej genów do wyboru niż ty miałaś! A poza tym zobacz co ci robił! Już wtedy w gabinecie Carlisle. Bawił się tobą jak szmacianą lalką.
Zamilkłam. Na wspomnienie okropnego bólu, każda komórka mojego ciała krzyczała w proteście.
-Renesmee-powiedział niespodziewanie Carlisle-chciałbym z tobą chwilę pomówić na osobności.
-Jasne-powiedziałam cicho i ruszyłam za nim, po drewnianych schodach do jego pokoju.
Starannie zamknął za nami drzwi i obrócił się do mnie przodem. Uśmiechnął się, po czym wskazał mi skórzany fotel po drugiej stronie wielkiego biurka. Usiadłam w nim, a on zaczął chodzić od jednego końca pokoju do drugiego.
-Wybacz Edwardowi-powiedział wreszcie-on się po prostu bardzo o ciebie troszczy.
-Wiem-powiedziałam słabym głosem
Zatrzymał się i spojrzał na mnie przenikliwie.
-Zanim przedstawię moje przypuszczenia na forum rodziny, chciałbym najpierw porozmawiać na ten temat z tobą.
Kiwnęłam w milczeniu głową.

Witaj czytelniku ;)

Mam nadzieję ,że przypadły ci do gustu ostatnie wydarzenia. Po długiej przerwie rozdziały wypływają spod moich palców jeden za drugim. Myślę jednak ,że nadążacie.

Zwracam się do was o pomoc. Jak możecie wyczytać w poprzednich rozdziałach Renesmee jest w ciąży. W mojej głowie tli się mnóstwo pomysłów ,jednak nie mogę dociec jednego : płci dziecka.

Dlatego, pragnę uroczyście ogłosić otwarcie ankiety. Ankieta będzie otwarta aż do czasu ukazania się rozdziału opisującego poród (oczywiście jeżeli do takowego dojdzie). Na razie jednak w tej kwestii potrzymam trochę w niepewności ;)

CHŁOPIEC, czy DZIEWCZYNKA - WSZYSTKO W WASZYCH RĘKACH!

34. Szok

  Nie czułam nic. Ale miałam pełną świadomość. Słyszałam rozmowy moich bliskich, ciche szlochy oraz Carlisle nieustannie operującym przy moim ciele i próbującym dociec co jest źródłem mojej agonii. W końcu poczułam ,że Carlisle dotyka mojego brzucha zimnymi dłońmi. Przejechał po nim kilka razy palcami ,po czym uniósł dłoń i wyprostował się ,a wszelkie dźwięki tego pokoju zamilkły.
-Już wiesz co to jest?-zapytała płaczliwie Alice
-Proszę powiedz ,że nic jej nie jest-powiedziała cicho Bella. Wyczułam rozpacz w jej głosie.
-Mam pewną teorię-powiedział Carlisle głębokim barytonem-jak na razie trzymajmy się jej.
-Co to za teoria? Co się jej stało?-głos babci Esme ,tak wytęskniony sprawił , że zachciałam obudzić się ,choć wiedziałam ,że już dawno nie śpię.
-Nie co jej się stało-zaakcentował Carlisle-myślę ,że poprawniej powiedzieć kto jej się stał.
W pokoju zapadła głucha cisza.
-Czy ty sugerujesz-zaczęła Bella-...że moja córka...
-Najprawdopodobniej tak-przerwał Carlisle-myślę ,że w takiej sytuacji należałoby zawiadomić Jacoba, jeżeli nie macie nic przeciwko.
-Ten parszywy kundel skrzywdził moje dziecko-wycedził Edward
-Edwardzie, nie można jej zabronić założyć rodzinę-powiedziała Rose
-To nie jest rodzina-głos mojego ojca był dziwnie donośny i drżał-ten szczeniak już robi jej krzywdę widziałaś. Co będzie potem? On ją ZABIJE!
-Tak samo jak ona miała zabić mnie?-szepnęła ledwo dosłyszalnie Bella
Na chwilę zaległa cisza. W końcu rozległ się głos. Głos tak zrozpaczony, że moje serce drgnęło.
-Carlisle...proszę-powiedział błagalnie Edward
-To nie po mojej stronie leży decyzja Edwardzie.
-Wyjmij z niej tego potwora!
-Nie mnie można decydować w tej sprawie-ponownie powiedział Carlisle
Posłyszałam ,że ktoś podchodzi do mnie, ale po chwili jakiś metr od mojej twarzy rozległ się głośny syk.
-NIE Edwardzie!-to Rosalie
-Ten wybryk natury ją zabije!
-Edward-słaby głos Belli, również był dziwnie blisko-Nie rób tego.
Stwierdziłam ,że nie mogę już dłużej leżeć bezczynnie. Poruszyłam lekko ręką i otworzyłam oczy. Reakcja była natychmiastowa. Wszyscy wrócili na pozycje pod ścianą. Tylko Carlisle został na posterunku. Podał mi rękę i pomógł usiąść. Teraz spojrzałam na w pełni okazałe piękne, choć smutne twarze moich bliskich. Mojej rodziny. Nikt się nie odezwał. Przez dobre kilka minut obserwowałam twarze zgromadzonych.
-Przepraszam tato-powiedziałam w końcu-Ale nie mogłabym dłużej żyć, wiedząc ,że świadomie skazałam kogoś na śmierć.
-Czy to pewne?-zwróciłam się do Carlisle
-Myślę ,że tak-odparł
Zsunęłam się z biurka, stanęłam na ziemi i odczekałam chwilę, aż odzyskam pełną stabilność w nogach. Podeszłam do drzwi otworzyłam je i wyszłam na korytarz. W milczeniu zeszłam po schodach do salonu i frontowymi drzwiami wyszłam na dwór. Dzień był dość ciepły. Wiał lekki wiatr i na niebie pojawiały się stopniowo ciemne chmury. Stanęłam na środku polany i czekałam. Nie wiem jak długo tak stałam. Może sekundę, a może całą wieczność. W końcu z pomiędzy gałęzi drzew wyłonił się samochód. Wzięłam głęboki oddech i wpatrzyłam się w sylwetkę Jacoba, wynurzającego się z pojazdu. Zaczął do mnie podchodzić i nagle, gdy był w odległości około 4 metrów zamarł.
-Nessie-powiedział przerażony-Ktoś zrobił ci krzywdę?
Było to pytanie tak niecelne ,że aż przez chwilę chciałam się uśmiechnąć.
-Ktoś umarł?-pokręciłam głową
Podszedł krok bliżej.
-To coś z Bellą?-znowu niemo zaprzeczyłam
Zbliżył się jeszcze trochę.
-Z Edwardem?
-JACOB JA JESTEM W CIĄŻY-wrzasnęłam i nawet nie zorientowałam się kiedy z moich oczu na powrót zaczęły płynąć łzy.
Usiadłam na trawie i ukryłam twarz w dłoniach. Jake znalazł się przy mnie w ułamku sekundy. Objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie.
-Pomóż mi-szepnęłam
-Spokojnie mała, nie zostawię cię-powiedział cicho- będzie dobrze. Tylko nie płacz. Spokojnie.
Siedzieliśmy tak wtuleni w siebie kilka chwil. Gdy w końcu się uspokoiłam i przestałam płakać pomógł mi wstać i spojrzał na mnie. Miał nieodgadniony wyraz twarzy.
-Wróćmy do domu-powiedział-Założę się ,że twój ojciec nie może się doczekać, żeby skręcić mi kark.

33. Ogień

  Czyżbym już nie żyła? Tak. Na pewno jestem już martwa. Biedny Jacob, dopiero co wzięliśmy ślub. Biedni rodzice. Ale chwila, chwila...czy gdybym naprawdę była nieżywa ,czy mogłoby tak boleć? Nie to chyba nie możliwe. Martwi nie czują. Nic ich już nie boli. A jednak czuję ból, o tak okropny ból.
  Obudziło mnie tykanie. Jakby zegar odmierzał sekundy które zostały mi do końca. Ból przeszył moje ciało. Jęknęłam cicho. Po chwili usłyszałam głośny huk i rozpętało się zamieszanie.
-Puść mnie Emmett!-usłyszałam znajomy głos
-Uspokój się. Jasper, weź go trochę ogarnij!-kolejny znajomy ton przywrócił mnie do życia
-ZOSTAW MNIE TO JEST MOJA CÓRKA!-wrzasnął pierwszy rozmówca
-Edward?-pisnęłam, niczym skrzywdzone dziecko
Szmery ustały. Kilka cichych kroków i poczułam ,że coś zimnego gładzi moją skroń.
-Jestem przy tobie, Nessie. Nic się nie martw-szepnął
Powoli otworzyłam oczy. Leżałam na biurku w gabinecie Carlisle. Edward stał nade mną wpatrując się we mnie z rozpaczą i nerwowo przesuwając ręką po moim czole, obok niego Bella ocierała łzy bólu z moich policzków. Esme, Rosalie i Alice stały pod ścianą wpatrując się zrozpaczone w moją twarz, Jasper stał przy Edwardzie. Rękę położył na jego ramieniu, wiedziałam ,że używając swoich zdolności próbował go teraz opanować. Emmett podawał Carlisle'owi jakieś dziwne przedmioty.
-Co z nią jest?-zapytała cicho Bella
-Trudno powiedzieć-odparł Carlisle. Wydawało się ,że tylko on w tym pokoju zachowywał spokój - muszę przeprowadzić kilka badań.
-Carlisle-powiedziałam-ja...ja chyba
Ból poderwał mnie z biurka, a z mojego gardła wydobył się głośny krzyk. Czułam jakby miliony ostrzy rozgrzanych do białości przeszywały moje ciało na wylot. Padłam z powrotem na biurko, miotając się i wrzeszcząc.
-Carlisle!-zawołała Bella-Pomóż jej!
Chciałam im tego oszczędzić, nie chciałam by na to patrzyli. Przez łzy widziałam jak z rozpaczą przyglądają się moim cierpieniom. Poczułam kilka ukłuć w ramię. Zawyłam głośno czując ,że moje ciało pali się żywym ogniem.
-CARLISLE!-ryknął Edward
Ból w moim ciele zelżał przestałam drżeć i wić się po stole, chociaż z moich oczu wciąż płynęły łzy. Osunęłam się w nicość.

32. Koszmar.

  Weszłam do domu . Carlisle, Edwarda, Emmeta, Alice i Belli nie było w domu. Zostali tyko Jasper, Esme i Rosie.
-Cześć!-pomachałam do nich przechodząc koło salonu i pobiegłam po schodach do starej sypialni Edwarda, gdzie obecnie mieszkałam. Z mojego telefonu zaczęły unosić się pierwsze tony melodii dzwonka.
-Halo?-powiedziałam do aparatu
-Hej, Nessie. Już wróciłam-to był Jacob
-Tak. Dostałam twój liścik.
-Przyjadę trochę później niż planowałem. Nie uwierzysz , Emily urodziła !
-Już! O rety i co wszystko dobrze?
-Świetnie, cały i zdrowy. Sam wygląda jakby zaraz miał zemdleć.
-Pozdrów ich, dobrze?
-Jasne. Kocham cię.
-Ja ciebie też.
Rozłączyłam się.
Wpadłam do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi po czym rzuciłam się na łóżko. Pokój był jasny, przestronny. Na czas gdy ja tu mieszkałam wstawiono tu wąskie łóżko, biurko oraz duże lustro i dodatkowe szafki na ubrania. Spojrzałam na siebie w lustrze. Kasztanowe loki spływały po mojej twarzy, a złociste oczy dziwnie błyszczały. Wstałam z łóżka i przyjrzałam się swojemu odbiciu. Byłam szczupła, dość wysoka. Obróciłam się bokiem i spojrzałam na siebie jeszcze raz. Dziwne czyżbym przytyła? Przez myśl przebiegło mi kilka opcji. Dotknęłam brzuch zimnymi palcami i poczułam że jest twardy. Może i jestem silna i mam wampirzą twardą skórę, ale mój brzuch nigdy nie był twardy jak kamień. W mojej głowie zatliła się pewna nieprawdopodobna myśl. Czy ja mogę być w ciąży? Nie, to przecież nie jest możliwe. Co ja mówię, przecież w ciągu ostatniego miesiąca każdą noc spędzałam z Jacobem! Nie miałam mdłości. Wampiry nie chorują. Ale ja nie jestem wampirem! Zaczęłam krążyć po pokoju intensywnie myśląc. Nagle do głowy uderzyła mi prawda - jestem w ciąży! Wyszłam z pokoju i zbiegłam po schodach do salonu, poczułam nagły zawrót głowy. Rosalie i Jasper zerwali się z kanapy ,a Esme spojrzała na mnie przerażona.
-Nessie, wszystko w porządku?
-Carlisle, szybko...-szepnęłam cicho po czym poczułam, że ziemia osuwa mi się spod nóg

wtorek, 24 kwietnia 2012

31. Czas mija szybko

  Och tak, mija. Ledwie wróciłam z podróży poślubnej, a tu już wszystko na głowie. Prezenty i podarki zostawiłam na razie u rodziców, w kamiennym domku, a sama tymczasowo zamieszkałam u Jacoba. Chodziłam do szkoły tak jak dotychczas ,raz na tydzień wychodziłam na polowanie, a każdą noc spędzałam u boku swojego męża.
   Tak minęły kolejne dwa miesiące: dniami chodziłam do szkoły, odwiedzałam przyjaciół, rodzinę, tak jak dotychczas raz w miesiącu spałam u Charliego, a wszystkie inne noce spędzałam w domku Blacków. Tego dnia obudziłam się wyjątkowo późno. Ledwo zdążyłam ubrać się porządnie, a już wyleciałam z drewnianego domku Billy'ego ,wpadłam do niebieskiego samochodu stojącego przed wjazdem i z głośnym piskiem udałam się w kierunku szkoły. Na lekcje na szczęście się nie spóźniłam. Zresztą nie byłoby czego żałować. Nauczyciel biologi rozdawał zaległe prace domowe.
  Po lekcjach jeszcze chwilę rozmawiałam z Alanem na parkingu, a gdy w końcu wsiadłam do samochodu, na fotelu leżał liścik pisany niedbale, tak dobrze znanym mi pismem.

Nessie,


Zawiozłem Billy'ego do ojca Quila. 
Niedługo wrócę, pojedź do Cullenów,
nie chcę żebyś była sama.
Przyjadę tam za dwie godziny.
Kocham cię.


Jacob


Westchnęłam z uczuciem. I przekręciłam kluczyk w stacyjce. Czyli dzisiaj wreszcie pojadę do dziadków. Planowałam wizytę już jakiś czas temu. Poza tym musiałam wreszcie zrobić porządek ze ślubnymi prezentami - nie mogłam odwlekać tego bez końca.
Nacisnęłam pedał gazu i wyjechałam z parkingu. Od ponad tygodnia nie byłam na polowaniu. Dzisiaj w szkole ledwo nad sobą panowałam. Muszę wyjść do lasu, jak już będę na miejscu. Całą drogę mdliło mnie paskudnie. Hmm...może by tak dziś dla odmiany spróbować jelenia? Albo łani? Mam nadzieję ,że uda mi się dziś złapać chociaż jedną.
Zajechałam na miejsce i spojrzałam na dom. Dlaczego ten czas mija tak szybko?

30. Jak wilkołak z wampirem

  Weszliśmy do kuchni. Emily krzątała się pomiędzy blatami ,a z piekarnika unosił się przyjemny zapach upieczonego ciasta. Kobieta wyglądała na zmęczoną choć szczęśliwą. Jej piękną twarz szpeciły trzy głębokie szramy, po bliższym spotkaniu z rozwścieczonym wilkołakiem. Brzuch ciężarnej był już bardzo wydatny. Spojrzała na mnie i pisnęła z zachwytu.
-Nessie! Tak dawno cię tu nie było!-zawołała przytulając mnie delikatnie
-Świetnie wyglądasz Emily-przyznałam
-Mały nieźle daje w kość-spojrzała z czułością na swój brzuch
-Jak się czujesz?
-Dobrze jak nigdy-usiadłyśmy przy stole, a Seth zadowolony oparł się o kuchenny blat i zaczął zajadać leżące na nim ciasteczka.
-Który to już miesiąc?
-Ósmy-westchnęła-dowiedziałam się dopiero w połowie trzeciego, wtedy w Nowy Rok.
-Pamiętam. A więc mówisz ,że to chłopiec?
-Tak, synek. Młody Uley.
-Wybraliście już imię?
-Jeszcze nie do końca. Zastanawialiśmy się nad Noah, Jonah i Alexandrem.
-Cokolwiek zdecydujecie i tak będzie ładne-powiedziałam
Uśmiechnęła się do mnie.
-A co u ciebie i Jacoba? Słyszeliśmy już dzwony, a czy usłyszymy tupot małych stópek?
-Co ma być to będzie-westchnęłam-ale nie wiem, czy nie jestem za młoda na dziecko.
-Och, przestań. Masz męża, dlaczego nie miałabyś mieć dziecka? Jacob przecież też nie jest taki znowu stary! Niedawno skończył 21 lat.
-Ja mam cztery-mruknęłam z ironią, zaśmiała się
-Nessie, Nessie. To tylko pozory. W rzeczywistości jesteś znacznie starsza.
-Tak. W rzeczywistości mam całe 18.
Znowu zachichotała.
-To niewiele mniej niż miała twoja matka gdy cię urodziła. Tylko rok różnicy.
-Tak chyba masz racje
Po chwili w domku zjawił się Sam wraz z Paulem, Embrym oraz Quilem i Leah. Rozmawialiśmy razem ,aż do wieczora, a potem podziękowałam za gościnę i wróciłam do kamiennego domku rodziców.

29. Niespodziewana wizyta.

  Wyszłam z budynku na szkolny parking. Po chwili dogonił mnie Alan.
-Przepraszam-powiedział cicho-nie chciałem cię obrazić
-Przeprosiny przyjęte-mruknęłam
-Nessie...-urwał w połowie wypowiedzi i wpatrzył się z wściekłością w punkt na parkingu. Oparty o bok mojego samochodu stał młody Indianin. Na początku pomyślałam ,że to Jacob, ale gdy przyjrzałam się lepiej, spostrzegłam, że jest on młodszy od Jake'a i ma jaśniejsze włosy. Podeszłam szybko do chłopaka, a on wyszczerzył zęby w uśmiechu na mój widok.
-Hej Black!-zawołał
-Na Boga, Seth nie wrzeszcz tak!-skarciłam go
-Przepraszam, ale tak się cieszę ,że cię widzę!-doskoczył do mnie i uścisnął mnie przyjaźnie
-Ja też się cieszę-przyznałam szczerze i przyjrzałam mu się lepiej-Seth znowu urosłeś!
Udał ,że robi zawstydzoną minę.
-Ale tylko troszeczkę!-powiedział
-Co cię tu sprowadza?
-Pomyślałem, że może chciałabyś pojechać ze mną do rezerwatu. Emily przydałoby się towarzystwo kobiety. Tak się denerwuję tą ciążą.
Westchnął.
-No pewnie ,że pojadę! A tak w ogóle poznajcie się : Seth to jest Alan, mój znajomy ze szkoły. Alan to jest Seth, najlepszy przyjaciel Jacoba- zobaczyłam ,że blondyn robi kwaśną minę- i mój również dobry kolega.
Chłopcy niechętnie uścisnęli sobie dłonie. Wywróciłam oczyma.
-Zobaczymy się jutro w szkole Alan-zawołałam za nim, kiedy odwrócił się i ruszył w przeciwnym kierunku
-Drętwy gościu-Seth wzruszył ramionami-To co jedziemy? Przyszedłem na piechotę.
Wsiedliśmy do samochodu.
-O rety! -jęknął Indianin- Co to za wóz? Twoi starzy sprzedali dom?
-Jeszcze się trzyma-mruknęłam z uśmiechem
Co jak co, ale Sethowi nie można było zarzucić małomówności. Przez całą drogę paplał ja najęty : o każdym członku sfory po kolei, o La Push, o Cullenach, o mojej szkole, o jego szkole, o pogodzie...nie sposób się było z nim nudzić. W końcu wjechaliśmy na teren rezerwatu, skręciłam w boczną leśną uliczkę. Dom Uley'ów był bardzo przytulnym miejscem. Drewniana chatka, starannie doglądana przez Emily, teraz również biła po oczach swoim urokiem. Zaparkowałam samochód przed wejściem. Seth poszedł przodem i otworzył przede mną drzwi.
-Hej Emily!-zawołał od progu-Zobacz kogo dla ciebie przywiozłem!

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

28. Nie wszystko idzie zgodnie z planem.

   Wjechałam na szkolny parking i zaparkowałam swojego niebieskiego mercedesa pomiędzy maluchem i ledwo żyjącą furgonetką. Plac był prawie w całości zajęty przez samochody . Chwyciłam szkolną torbę i ruszyłam w stronę budynku numer 4, gdzie miałam mieć biologię. Gdy zadzwonił dzwonek weszłam do klasy i usiadłam w ławce z tyłu klasy. Po chwili dołączył do mnie Alan Newton.
-Nessie! Już wróciłaś?-zdziwił się
-Owszem powiedziałam z uśmiechem. Miło cię widzieć. Musimy pogadać.
Do klasy wszedł profesor ciągnąc za sobą szafkę z telewizorem. Z rozbawieniem patrzałam jaką trudność przynosi mu utrzymywanie takiego błahego ciężaru. Lekcja z filmem: a więc będzie okazja do rozmowy.
Ktoś zgasił światło i teraz jedynym jego źródłem był odbiornik. Gdyby wierzyć napisowi jaki właśnie się na nim pojawił, przez następną godzinę będę musiała męczyć się z przerabianiem chełbi modrych i innych stworzeń. Uczniowie z pewnością przerabiali już ten materiał więc nikt nie zwracał większej uwagi na obrazy przewijające się na ekranie. Alan nachylił się nad stołem, ,żeby móc swobodnie ze mną rozmawiać. Odgarnął z czoła jasne włosy i spojrzał na mnie wyczekująco.
-Dlaczego wtedy tak nagle się rozłączyłaś?
-Przepraszam. Po prostu...bateria mi padła-wymyśliłam szybko
-Dziwne, dzwoniłem później i nie odbierałaś.
-Tak, bo wiesz...nie wzięłam ładowarki ze sobą. A po powrocie zmieniłam numer.
Spojrzał na mnie nieufnie - wiedziałam, że nie wierzy w tę opowiastkę.
-I jak było?-zapytał cicho z sarkazmem
-Świetnie-odpowiedziałam opryskliwie
-Nessie, bądź poważna. Dlaczego to zrobiłaś?
-Jestem jak najbardziej poważna!
-Nie wydurniaj się. Nikt normalny nie wychodzi za mąż w wieku 18 lat!
Zacisnęłam dłonie w pięści. Ach, gdyby tylko wiedział w jakim wieku jestem naprawdę!
-Otwór gębowy chełbi modrej otoczony jest licznymi parzydełkami.
-Ja go kocham-szepnęłam w końcu-znam go od dziecka i jestem z nim szczęśliwa.
-To zły człowiek-powtórzył swoją wypowiedź z poprzedniej rozmowy-o ile tak można to nazwać.
-Co masz na myśli?-powiedziałam i poczułam ,że ciarki przebiegły mi po plecach
-On...nie jest taki jaki się wydaje. ONI są dziwni. Ta cała jego banda z rezerwatu. Skaczą z klifów, sam widziałem. Poza tym chodzą w samych spodniach, jakby tego było mało krótkich. Nawet jak jest zimno! Nessie, to nie jest normalne! Nie wiesz o nim wszystkiego.
-Wiem o nim więcej niż ci się wydaje.
-Chełbia modra rozmnaża się płciowo i bezpłciowo.
-Zrozum martwię się o ciebie. Ja...naprawdę cię lubię. Bardzo-wciąż patrzał mi w oczy-bardzo się lubię.
-Też cię lubię Alan. Wiem, że to dla wszystkich szok, ale ja już jestem mężatką i nic tego nie zmieni.
-Renesmee Carlie Cullen...-zaczął
-Black. Renesmee Carlie Black. Cullen-Black.
-Niech ci będzie. Renesmee, proszę.
-Ja już zdecydowałam-powiedziałam ostro-a tobie nic do tego
Do końca zajęć tego dnia, Alan nie odezwał się do mnie ani słowem.

27. Powrót.

  Pod dom Cullenów zajechaliśmy przed planem, bo już tego samego dnia wieczorem. Dom nie zmienił się od naszego wyjazdu w ogóle - oczywiście nie licząc tego ,że zniknęły weselne ozdoby. Jake zatrzymał samochód na podjeździe. Wysiedliśmy z wozu i udaliśmy się w stronę domu. Zanim zdążyłam nacisnąć klamkę drzwi otworzyły się i już po chwili znalazłam się w ramionach Belli.
-Renesmee! Tak za tobą tęskniłam!
-Ja za tobą też mamo!-wymamrotałam
Bella odsunęła się ode mnie i ruszyła uściskać Jacoba, a ja przywitałam się z pozostałymi domownikami. Wszyscy wydawali się być bardzo szczęśliwi, Emmet nawet rzucił niezbyt taktowny komentarz (" Mam nadzieję, że się postaraliście! Szczeniaki w drodze?") za co dostał od Rosalie kuksańca, jedynie Edward uśmiechał się sztucznie, ale uśmiech nie obejmował oczu ,które gniewnie wbił w Jake'a. Zanim przytuliłam go na powitanie rzuciłam mu ostrzegawcze spojrzenie.
-No to opowiadajcie, jak było?-zapytała Esme, gdy zasiedliśmy na sofach w salonie
-Było świetnie-powiedziałam szczerze-naprawdę niesamowicie, nie spodziewałam się czegoś takiego.
-Szczegóły poproszę!-zapiała radośnie Alice
Opowiadałam wszystko po kolei z najdrobniejszymi szczegółami, pomijając tylko momenty, które byłyby w stanie rozwścieczyć Edwarda, czyli generalnie całe noce i w niektórych przypadkach również części dni, co nie uszło uwadze Emmeta i Jaspera, którzy co jakiś czas wymieniali znaczące spojrzenia unosząc brwi i pochrząkując. Opowiedzenie całej podróży zajęło mi niecałą godzinę. Bella westchnęła.
-Szkoda, że my nie dokończyliśmy naszego miodowego miesiąca-powiedziała do Edwarda-ale coś nam przeszkodziło-spojrzała na mnie z wyrzutem.
Wszyscy roześmiali się głośno nie wyłączając mojego ojca. Jacob pojechał do swojego ojca i do Charliego, powiadomić ich o powrocie, Jasper, Emmet, Edward i Carlisle wybrali się na krótkie polowanie, Alice, Rosie i Bella omawiały jeszcze długo wysepkę na której spędziłam ostatnie tygodnie, a ja udałam się do starej sypialni ojca na górę. Nie miałam siły na powrót do domu rodziców, senność ogarniała mnie coraz bardziej, a jutro mimo protestów członków rodziny i mojego osobistego męża, miałam zamiar udać się do szkoły, chociażby po to, żeby wyjaśnić Alanowi sytuację ,która wynikła na wyspie. Rzuciłam się na łóżku i już po chwili zasnęłam.
  W snach słyszałam szum morza, śmiech Jacoba, melodię muzyki i co jak co ,ale muszę przyznać ,że nic nie mogło skłonić mnie do smutku, po kilku tak wspaniałych tygodniach.

26. Wszystko ma swój koniec. Niestety.

 Czas płynął nam szybko. Chciałabym, żeby te kilka tygodni trwało wiecznie. Z Jacobem czas mi się nie dłużył. Każdego dnia ścigaliśmy się po wyspie, pływaliśmy w ciepłej morskie wodzie, siłowaliśmy się na ręce, dyskutowaliśmy, śmialiśmy się, czytaliśmy książki, graliśmy razem, rzucaliśmy piłką ( każdy z innej strony wyspy) ,skakaliśmy z dachu domu i z miejscowych gór, ja urządzałam sobie bieganie na wilku, gotowaliśmy razem co zwykle kończyło się bitwą na jedzenie, rozmawialiśmy o życiu, o szkole, o przyszłości, słowem - bawiliśmy się jak dzieci.  A o dziwnym telefonie nikt z nas już nie wspominał.
Jednak wszystko dobiega końca. Nadszedł ostatni dzień naszej podróży. Siedzieliśmy w kuchni ,śmiejąc się do  łez.
-Ta jajecznica smakuje, jakby ktoś już ją trawił-skomentował wypluwając moje dzieło
-Za to twoje kotlety są gorsze od krwi szaraka-jęknęłam
Spojrzeliśmy na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem.
-Uspokój się, bo zaraz zwymiotuję-powiedziałam w końcu
-Mi to mówisz. To ja jadłem posiłek z surowców wtórnych.
Znowu zaczęliśmy się śmiać. Potem Jacob rzucił we mnie arbuzem ,który w zetknięci z moją kamienną skórą, rozbił się i ubrudził mnie od stóp do głów. Oddałam mu celnie trafiając kurczakiem w jego ramię. O tak, chciałabym, żeby miesiąc miodowy trwał wiecznie!
Gdy już skończyliśmy babrać się w jedzeniu, posprzątaliśmy mieszkanie i poszliśmy się umyć. Nie pamiętam kiedy zasnęłam. Pamiętam tylko tyle ,że gdy już się obudziłam, Jacob mknął szosą w stronę Forks.

25. Telefony

  Szesnastego dnia naszej wycieczki Jacob wyszedł pobiegać trochę po wyspie. Ja tymczasem rozłożyłam się wygodnie na kanapie w salonie z Dumą i Uprzedzeniem w rękach. Czytałam tą książkę wcześniej już wielokrotnie, jednak postanowiłam odświeżyć sobie nieco pamięć. Byłam w połowie trzeciego rozdziału, gdy nagle moja komórka, leżąca na stoliku zaczęła wibrować. Zdziwiona chwyciłam aparat i przyłożyłam sobie do ucha.
-Halo?
-Alice?-zdziwiłam się
-Och Nessie, miałam nadzieję, że to ty odbierzesz. Jacob jest w domu?
-Nie wyszedł pobiegać.
-Wszystko u was dobrze?
-Tak, ale dlaczego pytasz?
-Tak sobie. Jestem ciekawa jak wam czas mija. 
-Na pewno wszystko w porządku? 
-Tak. Masz pozdrowienia od Jaspera. 
-Dziękuję.
-Edward chce z tobą pogadać.
Po drugiej stronie zaszumiało.
-Tato?
-Renesmee! Tak miło słyszeć twój głos.
-Twój też. Wszystko u was OK? Alice wydawała się być zmartwiona.
-Wszystko w porządku. Esme, Bella i Rosie właśnie wyszły na polowanie. A co tam u was?
-Jest dobrze. Naprawdę świetnie.
-Cieszę się. Mama cię pozdrawia.
-Dziękuję.
-Emmet chce z tobą pogadać.
W słuchawce znowu zaszumiało, wywróciłam oczyma.
-Hej mała!
-Emmet!-zawołam ciesząc się ,że słyszę taki radosny głos
-Co tam u ciebie? Wilczek nie daje ci spać, co?
-Emmet!-usłyszałam głos Jaspera po drugiej stronie
-Auć!Ech no dobra, już nie będę-ściszył głos-mam nadzieję ,że się tam nie wysypiasz. Carlisle coś od ciebie chce. A i Rosie pozdrawia.
-Dzięki-mruknęłam i po chwili westchnęłam bo słuchawka znowu została przekazana
-Nessie kochanie-ciepły głos dziadka wywołał uśmiech na mojej twarzy
-Cześć. 
-Wszystko u was w porządku?
-Tak wszystko jest genialnie-powiedziałam już trochę zniecierpliwiona-Skąd u was ta troska?
-Ach nic, po prostu się o was martwimy.-uciął krótko, choć wiedziałam ,że ta sprawa ma drugie dno- Esme cię pozdrawia!
-Dziękuję-powiedziałam i zdałam sobie sprawę ,że mój ostry ton mógł zabrzmieć trochę niegrzecznie.
-To do zobaczenia.
-Pa.
Rozłączyłam się i westchnęłam. Cała rodzina Cullenów - nic tylko ciągle się martwią. Już chciałam odłożyć słuchawkę, kiedy telefon zawibrował ponownie. 
-Słucham?-powiedziałam nieco zbyt opryskliwie
-Cześć Nessie-usłyszałam znajomy ciepły głos
-Alan? Alan Newton?-teraz to już naprawdę się zdziwiłam
-Tak, to ja. Co u ciebie? Pani...eee...Black?
-Więc tak szybko się rozniosło?
-Całe miasteczko tylko o tym gada-westchnął-a miałem nadzieję ,że zaprzeczysz.
-Dlaczego?
-Wiesz, nie podoba mi się ten cały Jacob. Myślę ,że on nie jest odpowiedni dla ciebie.
-Mylisz się-odparłam chłodno
-Posłuchaj, naprawdę popełniasz błąd. Black to zły człowiek.
-Znam mojego męża-warknęłam
-Przepraszam nie chciałem cię obrazić. Ja bardzo cię lubię i nie chcę żebyś cierpiała.
Już otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć, kiedy nagle coś wyrwało mi słuchawkę z dłoni. Jacob rozłączył telefon i cisnął telefon o ścianę, a ten rozpadł się w drobny mak. 
-Jake!-zawołałam-Co ty robisz?
Spojrzałam w jego czarne ja węgle oczy i zobaczyłam, że maluje się w nich wściekłość. Cały się trząsł. Zamknął oczy i odetchnął głęboko.
-Przepraszam-westchnął. Zacisnął ręce na oparciu kanapy-usłyszałem tę rozmowę z Newtonem i się wkurzyłem.
-Nie przejmuj się tym. To kretyn.
-Wiem-powiedział, ale wciąż nie otwierał oczu-wybaczysz?
-No jasne! Zapomnijmy o tym. Chodź, chyba już wiem jak cię ograć w "Mistrzów Umysłów"!
Otworzył oczy i uśmiechnął się szeroko.
-Szczerze w to wątpie!

24. I kolejna rozmowa

   Pierwszy tydzień był naprawdę wspaniały. Ósmego dnia obudziłam się o świcie i spostrzegłam, że Jacoba nie ma przy mnie. Zamiast niego zastałam karteczkę, zapisaną jego niedbałym pismem.

Udałem się na kąpiel w morzu, trochę się potopić
i mam nadzieję, 
że wkrótce do mnie dołączysz. 
Potopimy się razem.

Twój Jake

Spojrzałam na liścik z czułością i szybko wyszłam na zewnątrz ,w skąpej koszuli nocnej (Alice). Jacoba nie było w wodzie. Najpierw trochę się zdziwiłam, ale potem coś wielkiego i silnego chwyciło mnie i pchnęło do morza z zadziwiająca siłą. Wpadłam do wody a gdy się wynurzyłam, zobaczyłam Jacoba, który właśnie transmutował się w człowieka. Śmiał się patrząc na mnie -zdziwioną i mokrą od stóp do głów. Nie pozostałam mu dłużna. Zanurkowałam pod wodę, podpłynęłam do niego i pociągnęłam go za nogę prosto na dno. Wynurzyłam się dławiąc się wodą ze śmiechu. Po chwili na powierzchnie wypłynął również i Jake.
-Jesteś głupi!-wysapałam w końcu
-Ty też!-powiedział z udawanym wyrzutem
Roześmialiśmy się znowu.
-Myślałam o tym o czym rozmawialiśmy w samochodzie-powiedziałam, a on westchnął
-Masz jakieś nowe teorie?
-Zastanawiałam się jak to możliwe ,że wiesz...w końcu ja jestem właściwie prawie wampirem, a ty jesteś wilkołakiem. Czym byłoby nasze dziecko?
-Renesmee, nie mam pojęcia, ale czy to teraz jest najważniejsze? Jeżeli chcesz, jak tylko wrócimy do domu zapytamy o to Carlisle, on na pewno musi mieć jakąś tezę na ten temat.
-Dziękuję.
-No to co księżniczko. Kto szybciej po drugiej stronie wyspy?
-Z miłą chęcią-uśmiechnęłam się

23. Pierwszy dzień nowego życia

Obudził mnie promień słońca przedzierający się przez wielkie okno, oraz niezwykłe ciepło. Otworzyłam oczy i ujrzałam, że leżę w wielkim małżeńskim łożu, oparta o rozgrzany do prawie 44 stopni tors Jacoba. Dziwnie było czuć jego gorąco ,na moim zimnym policzku. Podniosłam głowę i nieprzytomnie rozejrzałam się wokoło. Pokój musiał zajmować przynajmniej połowę piętra. Był wielki. Łóżko było dłuższe i szersze prawie dwa razy od normalnego, wykonane z jasną brązowego drewna. Oprócz tego w sypialni było kilka wysokich regałów i dwie pary drzwi. Przez jedne z nich niewątpliwie wpadliśmy tu wczoraj, bo wciąż jeszcze było otwarte na oścież, natomiast dokąd prowadziły drugie?
Okręciłam się niedbale w prześcieradło po czym szybko i zwinnie zeskoczyłam z łóżka i podbiegłam do drzwi. Nacisnęłam na klamkę - nie były zamknięte na klucz. Weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi, żeby nie budzić podejrzeń, zapaliłam światło. Znalazłam się w bardzo dziwnym pomieszczeniu ,prawie trzy razy mniejszym od poprzedniego, ale również dużym. Pokój był kwadratowy. Jedną ścianę, od podłogi aż do sufitu zajmowały szafki ,składające się z mnóstwa maleńkich szufladek. Kolejną, w połowie pokrywało wielkie lustro, a w drugiej połowie pręty z pozawieszanymi na nich foliowymi futerałami. Doszłam do wniosku ,że muszę znajdować się w jakiejś dziwnej garderobie. Trzecią z kolei ścianę, zajmowały półki pełne starannie poukładanych ubrań co utwierdziło mnie w teorii oraz staroświecka sofa, nie pasująca niczym do wystroju domku. Czwartą natomiast ścianę pokrywały w połowie obrazy, co lekko zbiło mnie z tropu, oraz oszklone regały. Wycofałam się cicho z tego dziwnego pomieszczenia i wpadłam prosto w ramiona Jacoba ,stojącego zaraz za drzwiami. Ubrany był już w jeansowe szorty.
-Dzień dobry-powiedział zdziwiony moim widokiem-ładnie to się tak włóczyć od rana?
-Cześć-uśmiechnęłam się słodko, a oczy mu rozbłysły-postanowiłam tak sobie bez twojej wiedzy pobuszować trochę po mieszkaniu-machnęłam niedbale ręką-może zjadłbyś śniadanie?-zaproponowałam
-Poradzę sobie. Ty nie jesteś głodna?-zapytał niepewnie.
-Najadłam się przed wyjściem-zachichotałam, po czym zerknęłam na oplatające mnie prześcieradło-pozwolisz ,że się ubiorę.
-Tak jak jest bardzo mi się podoba-uśmiechnął się zadziornie
-Bardzo jesteś zabawny.
-Okej, okej. Ciuchy masz już w szafie-skinął głową na garderobę z której właśnie wyszłam-jak skończysz to zejdź na dół.
Posłał mi jeszcze jeden ciepły uśmiech i wyszedł z pokoju. Wróciłam do garderoby i zaczęłam rozglądać się po szafkach. Pomyślałam ,że trzeba by dowiedzieć się na czym stoję.Najszybciej jak mi na to wampirze tempo pozwalało, przebiegłam przez pokój zaglądając do różnych zakamarków i po chwili wróciłam już na miejsce. A więc tak. Wszystkie mini szufladki zajmowały komplety bielizny i miałam dziwne wrażenie ,że musiała maczać w tym palce nie tylko Alice, ale i również Rose. Wieszaki wiszące na prętach, zajmowały z kolei sukienki, tuniki, spódniczki i tego typu ubrania. Półki pełne były poskładanych w idealną kosteczkę topów, bluzek, koszulek, bluz, sweterków, spodni i szortów - w znacznej części damskich ,w mniejszej męskich. Natomiast oszklone regały zajmowały buty : od damskich szpilek, balerinek i trampków aż po męskie adidasy. Zgarnęłam krótkie jeansowe spodenki, jasną fioletową bluzkę na ramiączkach, komplet najmniej wyzywającej bielizny jaką udało mi się znaleźć ,oraz pasujące kolorem do bluzki tenisówki. Ubrałam się i zbiegłam do kuchni do Jacoba. Właśnie pochłaniał on wielką porcję płatków.
-Jake..?
-Mhm?-mruknął znad miski płatków
-Tak w ogóle to gdzie my jesteśmy?
-Lompna oiedec de yemtebmy fem kseryksfds.
-Że co?
Przełknął głośno owsiankę.
-Można powiedzieć ,że w Meksyku.
-W Meksyku?-zdziwiłam się
-No, na upartego niedaleko Brazylii.
-Skąd wytrzasnąłeś takie obłędne miejsce?
Uśmiechnął się do śniadania.
-Już od pewnego czasu szukałem czegoś fajnego.
-Cholera-westchnęłam
-Coś nie tak?-zapytał z niepokojem
-Jak ja cię kocham-dokończyłam, a on parsknął śmiechem

niedziela, 22 kwietnia 2012

22. Noc poślubna

-Nessie?-łagodny szept wyrwał mnie ze snu. Otworzyłam oczy i zaraz zakryłam usta z zachwytu. Słońce zaszło już kilka godzin temu. Musieliśmy jechać już prawie dobę, ale przy Jacobie czas się nie liczył. Zobaczyłam morze. Bezgraniczne i piękne. Fale poruszały się nierównomiernie, lśniąc w świetle pełnego księżyca. Ale również coś co mnie zadziwiło, otaczające nas z każdej strony.
-Jestem niezbyt oryginalny-uśmiechnął się Jake-prawdę mówiąc pomysł ,żeby zabrać cię na wysepkę zgarnąłem od Belli i Edwarda. Ale miałem nadzieję ,że ci się spodoba.
-Jest idealnie-szepnęłam i rzuciłam się Jacobowi na szyję. Jak zwykle biło od niego gorąco. Musiałam stanąć na palcach ,bo nawet przy moich 174cm, nie mogłam go dosięgnąć. Jednak Jake miał już inne plany. W ułamku sekundy ujął mnie w ramiona i zaniósł do domku na którego do tej pory nie zwróciłam uwagi. Był to domek dość duży, w całości wykonany z drewna z dużą ilością okien i szyb, pasował do tropikalnego wystroju. Przeniósł mnie przez próg i postawił mnie na podłodze dopiero w przestronnym salonie, pełnym nowoczesnych, jasnych mebli. Spojrzał na mnie z satysfakcją.
-Musisz zachowywać wszystkie staroświeckie przesądy-powiedziałam unosząc brwi
-Już i tak jeden złamaliśmy, pozwól mi zachować chociaż wszystkie pozostałe-powiedział, kładąc mi ręce na biodrach i przytulając mnie do swojej piersi.
Domyśliłam się ,że chodziło mu o czystość przedślubną.
-Co tam jeden mały zakaz. Mamy do złamania jeszcze mnóstwo-powiedziałam ,rysując ręką serduszka na jego rozpalonych plecach
-Mamy dużo czasu -skwitował
-Hmm...cały płoniesz-mruknęłam z ironią. Zaśmiał się głośno.
-Za to ty chyba nieco zbladłaś-powiedział i tym razem to ja wybuchnęłam śmiechem. Zegar wybił 23:00.
Jacob uniósł mnie tak, że moja twarz była na wysokości jego twarzy. Nogi splotłam mu na plecach, a rękoma objęłam mu szyję. Nasze wargi złączyły się w jedno. Czułam, że jego serce szybciej bije. Na moją twarz nastąpiły niepożądane rumieńce. Już po chwili Jacob biegł po schodach na górę przeskakując co 2 stopnie. Potem wszystko potoczyło się już szybko i zapewne tym razem nie łamaliśmy już żadnych zasad.



21. Wyjaśnienia.

Zamknęłam czy , oparłam głowę o zagłówek fotela i zamknęłam oczy. Renesmee Carlie Black. Renesmee Black. Nessie Black.
-Jacob-szepnęłam nie otwierając oczu
-Tak? Jake przejechał mi gorącą dłonią po karku.
-Rozmawiałam z Leah.
Nie patrzyłam na niego ,ale wiedziałam ,że w tym momencie wznosi oczy ku niebu.
-Słucham ,co ona ci znowu naopowiadała?
-Powiedziała, że ja...my
-Nessie, wykrztuś to z siebie.
Przygryzłam dolną wargę. Jak powiedzieć to Jake'owi? Zamilkłam na chwilę pogrążając się w myślach.
-Zwolnij-poprosiłam, a Jacob posłusznie zmniejszył prędkość. Wciąż z zamkniętymi oczyma chwyciłam jego dłoń i intensywnie skupiłam myśli na rozmowie z Lee'ą. Już po chwili przed moimi oczyma, jak i również zapewne przed oczami Jacoba stanął obraz twarzy indiańskiej dziewczyny.
-Może Jake wreszcie przestanie smęcić. Trudno wytrzymać jego myśli.
Skupiłam się raczej na późniejszym fragmencie rozmowy.
-No o dzieci-powiedziała Leah-wspomnienie
-Dzieci?!-zapytałam zdziwiona dławiąc się napojem
-No tak, dzieci, wiesz szczeniaki!
-Chwilowo nie planujemy.
-O rety Ness. Wpojenie, to jest to co czuje Jacob, to jest coś co ma pomóc naszej rasie przetrwać. Wilkołak wpaja sobie osobę która jest w stanie urodzić mu zdrowe potomstwo.
Otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam na Jacoba. On siedział z rękami kurczowo zaciśniętymi na kierownicy. Po chwili spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
-Ech, Nessie, Nessie. Do tego pijesz. To prawda. Wpoiłem sobie ciebie, zaraz po twoim urodzeniu, przecież to wiesz- spojrzał na mnie z nieukrywanym zdziwieniem-Leah myliła się jednak w jednej kwestii.
-Jakiej?
-To co ja do ciebie czuje to nie tylko wpojenie. Renesmee, ja cię kocham.
-Ale co z tymi dzie...
-Jeżeli będziesz chciała mieć ze mną dzieci, będziesz je miała-przerwał mi Jake- jednak ja nie będę na nic nalegał-z powrotem spojrzał przed siebie i mocniej zacisnął dłonie na kierownicy.
-Jesteś pewien?-zapytałam cicho
Jacob uśmiechnął się i nacisnął pedał gazu. Ponownie pędziliśmy szosą.
-Wpojenie jest jak...widzisz tę osobę i wszystko się zmienia. Nagle to nie grawitacja trzyma cię przy ziemi, tylko ona, wszystko inne przestaje się liczyć. Zrobiłbyś wszystko, byłbyś dla niej wszystkim-westchnął głęboko-dokładnie to powiedziałem twojej matce przed twoim narodzeniem.
-Pamiętasz to?
-Pamiętam wszystkie ważne chwile swojego życia. Od czterech lat mam bardzo dużo do zapamiętania-spojrzał na mnie z czułością-idź spać skarbie, wyglądasz na zmęczoną.
Posłusznie zamknęłam oczy i już po chwili - odpłynęłam.