Ten blog zaczęłam pisać dokładnie 02.11.2011r.. Było to 4 lata temu. Wtedy byłam wielką fanką Sagi Zmierzch, zresztą jak wiele dziewczyn w moim wieku. Teraz moje zainteresowania (na szczęście) całkowicie zmieniły swój tor. Kolejne posty nie powstają z rąk nastolatki z może trochę zbyt bujną wyobraźnią, tylko z pod palców nieco zmęczonej codziennością dziewczyny, która nie traktuje pisania tej opowieści jako hobby czy konieczność, a jedynie jako oderwanie od rzeczywistości i krótki powrót do przeszłości :)

niedziela, 19 lutego 2012

20. Dzień na który wszyscy czekali

  Nadszedł upragniony dzień. Obudziłam się o godzinie 9:30. Początek uroczystości planowany był na godzinę 13:00. Zwlokłam się z łóżka i udałam się do łazienki, wziąć pobudzający zimny prysznic. Ubrałam czerwoną koszulę, jeansy i trampki. Zbiegłam po schodach do salonu.
-Renesme!-zawołała Rose-gdzieś ty była? Już prawie 10:40, niedługo przyjadą goście!
-Rosie kochanie, spokojnie-powiedziała Esme-nie krzycz przynajmniej w dniu ślubu. Gdzie jest Edward?-zwróciła się do Belli?
-Rozmawia z Jacobem-odparła mama
-Z Jacobem?!-zapytałam przerażona razem z Alice i Rose
-Bez obaw. To tylko rozmowa-próbowała nas opanować Bella
-Bells, przecież znasz swojego męża, wszyscy wiemy jaki jest. Wystarczy że Jacob trochę się z nim podroczy i wybuchnie. A podrapany pan młody nie wygląda zbyt ładnie na ślubnych zdjęciach-powiedziała Alice. W tym momencie do domu wszedł Edward.
-Gdzie jest Jake?-zapytał Carlisle
-Poszedł do rezerwatu. Przygotować się przed ślubem-mina trochę mu zrzedła. Spojrzał na mnie znacząco.
-Możemy porozmawiać?-powiedziałam w myślach wiedząc ,że ojciec właśnie przeczesuje mój umysł. Edward skinął lekko głową. W milczeniu przeszliśmy przez pokój i tylnymi drzwiami wyszliśmy na zewnątrz.
-Coś cię trapi?-zapytałam widząc że ma smutną minę
-Wszystko i nic zarazem-mruknął
Przeszliśmy trawnikiem dalej, w stronę lasu
-Tato, nie chce żebyś był smutny w dniu mojego ślubu.
-Czuję ,że cię tracę. Wymykasz mi się spod kontroli i obawiam się ,że już nie będzie jak wcześniej-westchnął
-Oboje wiemy, że nigdy nie mieliście nade mną kontroli-uśmiechnął się nieco
Weszliśmy do lasu. Uroczystość ślubu miała się odbyć w niewielkim wcięciu w zasłonie drzew ,po drugiej stronie działki Cullenów, około 10-15 metrów od samego domu.
-Ścigamy się?-zapytałam chytrze się uśmiechając
-O nie, Ness.
-Tchórzysz?
-No to do ołtarza-zaśmiał się Edward-3...2...1...
Wystrzeliliśmy jak z procy i ruszyliśmy w stronę miejsca w którym miał się odbyć ślub. Pędziliśmy mijając drzewa i krzewy a wiatr rozwiewał mi włosy. Byliśmy bardzo szybko granicy końca lasu. Po chwili naszym oczom ukazała się polana, przyozdobiona tak pięknie że widok aż zapierał dech w piersi. Płatki białych róż tworzyły ścieżkę pomiędzy dwoma rzędami krzeseł wykonanych z tego samego koloru drewna. Na końcu dróżki stał duży łuk również ułożony z białych kwiatów przyozdobiony dodatkowo czerwonymi. Z otaczających polankę brzóz zwieszały się festony jemioły oraz czerwone lampiony. Biała altanka stała już bardzo blisko znajdującego się kilkadziesiąt metrów dalej domu , a obok niej szeroko już teraz otwarte wejście do jadalni, z której wyniesiono meble by tworzyła parkiet. Wszystko wyglądało cudownie.
-Chodź Nessie. Goście już jadą.
Wróciliśmy do domu. Ledwo zdążyliśmy dojść o salonu gdy rozległy się szmery gdzieś z zewnątrz. Carlisle podszedł do drzwi i otworzył je szeroko. Po chwili do domu wszedł tłum ludzi: Kachiri , Senna ,Zafrina, Eleazar, Carmen, Kate, Tanya, Vesilii, Amun, Kebi, Benjamin, Tia, Maggie, Siobhan, Liam, Stefan, Vladimir,  Garrett, Mary, Peter, Charlotte, Randall, Alistair, Charles,  Makenna oraz Leah Clerwater, Sam i Emily, Quil, Embry, Brady, Paul, Jared, Sue, Billy, Nahuel oraz jego cztery siostry, Charlie, Renee, Phil i kilka osób których nie miałam przyjemności poznać. Wszyscy po kolei zaczęli się ze mną witać. Szczupła ,wysoka rudowłosa piękność podeszła do mnie i objęła mnie przyjaźnie.
-Cześć Renesmee. Jestem twoją ciocią Betty, pewnie mnie nie znasz. To są Jonah i Dean, moi bracia-kiwnęła głową na dwóch dobrze zbudowanych mężczyzn, a to nasza siostrzyczka America-dopiero teraz zobaczyłam uczepioną u nóg jednego z osiłków wyglądającą na około 8 lat dziewczynę. Spojrzała na mnie pytająco. Po chwili podszedł do mnie młody przystojny chłopak.
-Alex-wyciągnął dłoń-Jestem kuzynem Kate i Tanyii. Tak jakoś od 2 lat- mruknął cicho
-Miło poznać-uśmiechnęłam się
Tak więc na mojej liście gości było około 50 osób, co i tak wydawało się być przesadą, gdyż nie przepadam za tłumami. Cieszyłam się ,że zrezygnowałam z zaproszenia znajomych ze szkoły. Goście porozbijali sobie obozy gdzieś w górach nieopodal.  Teraz wszyscy udali się dokonać wszelkich przygotowań swojego wyglądu przed uroczystością. Nadeszła godzina 11:45. Razem z Bellą, Rosalie i Alice udałam się do pokoju Ros na piętrze. Posadziły mnie na krześle przed toaletką i zaczęły nakładać mi na twarz delikatny makijaż. Właściwie tylko przypudrowały mi policzki, nałożyły tusz do rzęs oraz szminkę. Znając moje włosy, nie próbowały żadnych fikuśnych fryzur. Uczesały je jedynie grzebieniem i ładnie ułożyły. Spojrzałam na siebie w lustrze i mimo tak niewielu zmian, efekt był - muszę przyznać zjawiskowy. Założyłam bieliznę i podwiązkę. Bella i Rose pomogły mi ubrać suknię, a Alice sięgnęła po buty. Na mojej szyi zawisło kamienne serce,  na uszach pojawiły się delikatne srebrne kolczyki a na palcu pierścionek od babci Esme. Kilka psiknięć perfum od Rosie i byłam już niemalże gotowa. Poprawiłam pierścień zaręczynowy od Jake'a i spojrzałam na siebie w lustrze. Efekt był niezwykły.
-Chodź piękna-usłyszałam cichy głos Belli tuż koło lewego ucha-już czas.
Wszystkie trzy zdążyły ubrać się w sukienki już wcześniej. Rozległo się ciche pukanie do drzwi. Stanął w nich Edward ubrany w granatowy garnitur. Kiwnął na mnie głową. Bella podeszła do niego i pocałowała go w policzek. Alice i Rose wyszły z pokoju zamykając za sobą drzwi.
-Wyglądasz niesamowicie-powiedział ojciec-jestem z ciebie dumny-podszedł do mnie i objął mnie delikatnie.
Do oczu napłynęły mi łzy.
-Tylko nie płacz kochanie-szepnął-jeszcze się przy nim napłaczesz.
-Dzięki tato, potrafisz podnieść na duchu.
Przypomniałam sobie o obietnicy danej Jacobowi i wstrzymałam łzy. Nie można mi było uronić ani jednej aż do samego ślubu. Zeszliśmy po spiralnych schodach do opustoszałego salonu. Wszyscy byli już na miejscu.
-Idę-powiedziała mama-pamiętaj ,że cię kocham córeczko. I nie denerwuj się ,bo nie ma o co.
Uśmiechnęła się ostatni raz i wyszła z domu.
-Muszę cię tam zanieść-uściślił Edward-nie możesz sobie pobrudzić sukni. Zmierzył mnie wzrokiem i westchnął głęboko.
-A tak niedawno przyszłaś na świat.
-Tylko nie to proszę-jęknęłam-Nie idę do zakonu, nie wstępuję do wojska, ani żadnej sekty. Po prostu wychodzę za mąż. Tak jak mama kiedyś, za ciebie.
-Mam nadzieję że będziesz szczęśliwa-tata wziął mnie na dłonie i wyskoczył w las. Zagłębił się nieco w gąszcz i zatrzymał się zaraz po wjeździe na polanę. Wszyscy goście zajęli już miejsca na krzesłach. Pastor czekał pod różanym łukiem, a przed nim Jacob. Wyglądał jeszcze wspanialej niż zwykle. Ciemne oczy lśniły w słońcu przedzierającym się przez gałęzie brzóz. Czarny garnitur komponował z jego włosami. Edward delikatnie postawił mnie na ziemi. W tym momencie wszyscy nas dostrzegli, chodź myślę ,że słyszeli nas już wcześniej.
Ojciec chwycił mnie pod rękę. Zabrzmiał marsz Mendelsona, grany na skrzypcach przez skrzypka stojącego gdzieś na uboczu.
-Kocham cię-szepnęłam
-Ja ciebie też-odpowiedział ojciec
Ruszyliśmy pomiędzy rzędami krzeseł, drogą usłaną różami ,a muzyka owiewała nas niczym wiatr. Rodzina, znajomi, przyjaciele. Wszyscy patrzyli na mnie dużymi oczyma. W niektórych oczach widziałam dumę, w innych troskę a w jeszcze innych szczęście. Szczególnie zauroczył mnie wzrok Charliego, tak podobny do mojego własnego. Uśmiechnęłam się do niego lekko, mając nadzieję ,że to ujrzy. W końcu minęłam wszystkich gości i mogłam skupić się na tym jednym najważniejszym. Jacob. Ojciec zwyczajowo przekazał mu moją dłoń i odszedł zająć miejsce koło mojej mamy.
-Najmilsi. Zebraliśmy się tu by połączyć Renesmee Carlie Cullen oraz Jacoba Billa Blacka, świętym węzłem małżeńskim czy jest ktoś kto sprzeciwia się zawarciu tego związku, niech teraz wystąpi lub zamilknie na zawsze...dobrze...podajcie sobie prawe dłonie i powtarzajcie za mną słowa przysięgi małżeńskiej. Ja Jacob Bill Black biorę sobie ciebie Renesmee Carlie Cullen za żonę i ślubuję ci...
- Ja Jacob Bill Black biorę sobie ciebie Renesmee Carlie Cullen za żonę i ślubuję ci.-powtórzył Jake patrząc mi w oczy i uśmiechając się lekko
- Miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący w Trójcy jedyny i Wszyscy Święci.-kontynuował pastor
- Miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący w Trójcy jedyny i Wszyscy Święci.-powtórzył Jacob
-Ja Renesmee Carlie Cullen-zwrócił się do mnie kapłan-biorę sobie ciebie Jacobie Billu Blacku za męża i ślubuję ci...
-Ja Renesmee Carlie Cullen-powiedziałam-biorę sobie ciebie Jacobie Billu Blacku za męża i ślubuję ci...
- Miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący w Trójcy jedyny i Wszyscy Święci.-dokończył pastor- Miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący w Trójcy jedyny i Wszyscy Święci.
Pastor pobłogosławił obrączki. Jacob nasunął mi jedną na palec, a ja założyłam drugą mu.
-Ogłaszam was mężem i żoną. Możecie się pocałować-zamknął biblię
Jake spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko. Ujął moją twarz w dłonie i pocałował mnie, tak czule jak jeszcze nigdy dotąd. Rozległy się wiwaty. Wszyscy goście wstali z krzeseł i zaczęli głośno klaskać. Zostaliśmy rzuceni w wir uścisków, gratulacji i pocałunków. Twarze przesuwały mi się przed oczami. Przeszliśmy kilka metrów w stronę domu i tam wzniesiono toast.
  Nadeszła pora na pierwszy taniec. Jacob objął mnie w talii, a ja wtuliłam głowę w jego pierś. W moich uszach zabrzmiała piosenka "I will always love you" Withney Houston. Zamknęłam oczy i pozwoliłam Jake'owi siebie prowadzić. W pewnej chwili do moich oczu napłynęły łzy.
-Nie płacz.-szepnął krótko
-Już teraz mogę-mruknęłam. Poczułam jak się uśmiecha.
Gdy skończyliśmy tańczyć, podziękowałam Alice za wodoodporny makijaż, a Jacoba przeprosiłam za troszkę mokrą marynarkę. Przetańczyłam jeszcze trochę piosenek przesuwając się między Charliem, Edwardem, Jasperem, Emmetem, Carlislem, Sethem, Vladimirem, jeszcze raz Charliem...trudno było mi ich zliczyć. W końcu udało mi się opuścić na chwilę parkiet pod pretekstem "O przepraszam, chyba ktoś mnie woła". Zeszłam na bok i stanęłam przy Leah, dziko wpatrującej się w resztki alkoholu zawarte w kieliszku.
-Cześć-zagadałam przyjaźnie, zdając sobie sprawę, że Phil bacznie mi się przygląda.
-Renesmee-powiedziała Leah starając się uśmiechać-gratulacje. Może Jake wreszcie przestanie smęcić. Trudno wytrzymać te jego myśli.
-Wiem, wiem.
-Co tam u was?-spytała
-Och, no w sumie to dobrze-wymamrotałam-właśnie wzięliśmy ślub w końcu-chwyciłam kieliszek szampana od przejeżdżającego nieopodal nas wózka.
Leah zaśmiała się przy okazji wylewając trochę swojego szampana na trawę.
-Nessie, przecież wiesz ,że nie o tym mowa. Chodziło mi o no wiesz...
-Obawiam się ,że nie mam pojęcia-przyłożyłam kieliszek do ust i zaczęłam powoli sączyć napój.
-No o dzieci-wyjaśniła zniżając lekko głos
-Dzieci?!-zapytałam zdziwiona krztusząc się szampanem.
-No tak, dzieci wiesz szczeniaki-zniecierpliwiła się lekko
-Chwilowo nie planujemy.
-O rety Ness. Wpojenie, to jest to co czuje Jacob, to jest coś co ma pomóc naszej rasie przetrwać. Wilkołak wpaja sobie osobę która jest w stanie urodzić mu zdrowe potomstwo.
-Rozumiem-powiedziałam starając się wyglądać naturalnie ,choć w głowie kłębiło mi się mnóstwo myśli. Wzrokiem odszukałam w tłumie Jacoba. Rozmawiał właśnie z Jasperem i choć minę miał neutralną, wręcz wydawał się być uśmiechnięty, oczy miał nieobecne.
Około północy śmiertelnicy, wilkołaki, ja oraz kilkoro wampirów, zjedli tort, po czym przyszedł czas na zabawy: taniec na gazecie, przechodzenie pod sznurkiem, zabawa z krzesłami, rzuciłam bukietem którego złapała Kate, oraz gra w której Jake musiał zanurkować pod moją suknię i zębami zdjąć mi podwiązkę. W tym momencie żałowałam ,że nie jestem w pełni wampirzycą ,ponieważ gdy poczułam jego gorący oddech na udzie, spłonęłam rumieńcem, ku uciesze widzów. Na szczęście Jacob jako wilkołak nieraz musi polować przy użyciu kłów ,więc wszystko poszło mu dość sprawnie i szybko wyłonił się z pod sukni ze zdobyczą w zębach. Uśmiechnął się do mnie zaczepnie, co sprawiło, że jeszcze bardziej poróżowiałam. Ponownie nadeszła pora na tańce, a zainteresowani mogli również coś przekąsić. Nie wiedziałam która była godzina, ale na wyczucie myślałam ,że coś około 4 nad ranem, gdy Bella i Alice, zgarnęły mnie do pokoju Edwarda-teraz już nieużywanego. Gdy weszłam pierwszą rzeczą którą ujrzałam była ogromna sterta prezentów zajmująca niemal  połowę pomieszczenia. Mama pomogła mi zdjęć suknię, a ciocia podała mi drugą, wyglądającą na wygodną mniej elegancką kreację. Zamiast potwornie wysokich szpilek, założyłam takie na kilku centymetrowym obcasie. Alice zmyła mi make-up i zrobiła nowy, łagodniejszy. Tak w 10 minut, przebrałam się już gotowa do podróży. Bagaże zostały włożone do bagażnika nowego samochodu, którego widok na podjeździe nieco mnie zdziwił. To prezent ślubny od rodziców. Jake zasiadł za kierownicą, a ja na miejscu pilota. Odjechaliśmy w podróż poślubną żegnani przez wszystkich.

piątek, 17 lutego 2012

19. Ostateczne przygotowania.

 Data ślubu ustalona na 13 marca. Alice od razu zajęła się przygotowaniami. Na pół miesiąca przed uroczystością, pod koniec lutego niemalże wszystko było już zapięte na ostatni guzik. Przyjęcie miało odbyć się nieopodal domu Cullenów, na obrzeżach lasu, w części gdzie przeważa ilość brzóz znajduje się dość duża polana. Tam odbędzie się główna ceremonia. Wieczorem, razem z Jake'm udamy się w tak wyczekiwaną podróż poślubną.
 Do wielkiego dnia zostały już tylko godziny. Miał odbyć się jutro. Obudziłam się dopiero po godzinie 13. Dzisiaj miałam mieć przymiarkę sukni ślubnej. Od tygodnia Jacob mieszkał z ojcem, by uregulować kilka spraw przed wyjazdem. Zwlekłam się z łóżka i wyszłam na korytarz. Prace w domu trwały. Wszyscy chcieli by wszystko było idealnie, jednak pracowali cicho, bez słów gdyż nie chcieli mnie budzić. Zapukałam cicho w drzwi od pokoju Alice.
-Wejdź Nessie-powiedziała głośno Alice, która już wcześniej najwidoczniej przewidziała moją rychłą wizytę.
Weszłam do środka zamykając za sobą drzwi. Ten pokój był niesamowity. Taki przytulny, kolorowy. Alice stała na środku pomieszczenia uśmiechając się do mnie przyjaźnie. Obok niej stał duży manekin, pokryty ciemną folią, oraz kilka dużych pudeł, a nieopodal tego stosu spoglądałam na siebie z odbicia dużego prawie na całą ścianę lustra.
-Śmiało Ness-zachęciła mnie Alice i podniosła pierwsze na górce pudełko. Podniosła pokrywkę i delikatnie wyjęła z niej utkaną z delikatnego materiału bieliznę w komplecie z równie ślicznym biustonoszem- podoba ci się?
-Bardzo ładne-pochwaliłam wybór ciotki. Brunetka uśmiechnęła się i odłożyła zestaw do kartoniku. Sięgnęła po kolejne, tym razem znacznie mniejsze pudełko. Okazało się ,że zawiera ono błękitną podwiązkę. W zwyczaju ślubnym panna młoda powinna mieć na sobie coś starego, coś nowego, coś pożyczonego i coś właśnie w tym kolorze. W kolejnym pudełku była śliczna biżuteria, jeszcze po babci Esme.
-Chciałabym założyć to- pokazałam Alice kamienne serce od Jacoba. Na początku spojrzała na mnie ciekawie, ale po chwili widocznie zrozumiała moją prośbę.
-Nie ma sprawy-powiedział
Kolejne kartony zawierały idealnie białe buty na wysokim obcasie oraz piękne perfumy (pożyczone od Rosalie). Pozostało tylko mieć coś nowego. Suknia ślubna. Zsunęłam z siebie piżamę, zostając jedynie w
bieliźnie. Alice zdjęła czarną folię z manekina. Ujrzałam coś pięknego. Suknia była jak wyjęta z bajki o księżniczkach. Górna część wykonana była z delikatnej satyny, bez ramiączek. Od pasa rozkloszowana, pokryta falbanami. Alice ostrożnie zdjęła kreację z stojaka i pomogła mi ją założyć. Przymierzyłam buty, by sprawdzić czy są wygodne. Spojrzałam na siebie w odbiciu. Suknia wyglądała niesamowicie pięknie.
-Wyglądasz wspaniale-szepnęła Alice- A to jeszcze nie koniec-kiwnęła głową na pudełka- jednak to dopiero jutro.
Ciocia upewniła się jeszcze czy wszystko jest dobrze i rozpięła mi zamek.
-Muszę iść skontrolować jeszcze kilka spraw w lesie. W końcu to już jutro.
Udałam się do pokoju i ubrałam się dres. Położyłam się na łóżku i zaczęłam rozmyślać, na temat życia które miało zacząć się już jutro. Następnie mimo tego ,że obudziłam się dziś o nieprzyzwoitej godzinie, wciąż czułam się zmęczona. Przez ostatnie dwa tygodnie nie chodziłam do szkoły. Nie życzyłam sobie z resztą żeby ktokolwiek z mojego szkolnego otoczenia wiedział o tym że jeszcze w liceum wychodzę za mąż, jednak przygotowania do uroczystości wykończyły mnie doszczętnie. Wzięłam szybki prysznic a gdy wróciłam do pokoju, usłyszałam jak coś puka do okna. Odwróciłam się szybko. Na parapecie siedział Jake. Doskoczyłam do okna i otworzyłam je.
-Odbiło ci- uśmiechnęłam się. On zrobił to samo.
-Zaraz idę na swój wieczór kawalerski-nie zauważyłam kiedy zrobiło się ciemno-ale musiałem cię dziś choć raz zobaczyć mała-pocałował mnie czule
-JAKE! IDZIESZ?-rozległ się głośny ryk Setha. Wychyliłam się przez okno. Cała sfora czekała pod domem.
-Gdzie idziecie?-zapytałam.
-Poskaczemy trochę z klifu no i pewnie pochodzimy trochę po lesie.
-Baw się dobrze-pocałowałam go jeszcze raz na pożegnanie. Jacob zeskoczył na trawę i oddalił się razem z grupką wilkołaków.
Nie minęło więcej niż kilka chwil, jak ktoś zapukał do drzwi. To była Bella.
-Widziałam odbiegających chłopaków-powiedziała zamykając za sobą drzwi-przypomniał mi się wieczór kawalerski Edwarda-uśmiechnęła się na samą myśl- wszystko wydaje się być takie same.
-Bo historia lubi się powtarzać-powiedziałam z radością

czwartek, 16 lutego 2012

18. Nowy rok, nowe obietnice.

   Święta, święta i po świętach. Tak było i tym razem. Zniknęły świąteczne ozdoby. Zniknęła jemioła. Nadszedł 31 grudzień. Sylwestra postanowiliśmy spędzić tak samo jak Boże Narodzenie-razem. Jedynie, Embry Colin i Brady oraz Billy ,w ramach Nowego Roku- wybrali się do dziadka tego pierwszego. Dodatkowo ,na dzień przed Sylwestrem, przyszła do nas wesoła nowina. Emily jest w ciąży. Sam nie spuszcza jej teraz z oka, o co z resztą mu się nie dziwię. Małżeństwo stwierdziło jednak ,że nie sposób ominąć przyjęcia organizowanego przez Alice, więc przybędą na zabawę. Zresztą mieli rację gdyż Alice była prawdziwą mistrzynią .Na podłodze leżało mnóstwo balonów w różnych kolorach. Z sufitów zwieszały się sempertyny i wstążki. Stoły pełne były napojów i sylwestrowych przekąsek, a góry fajerwerków czekały na swoje przeznaczenie w kącie pokoju.  Wszyscy Cullenowie przygotowali się stosownie do okazji: mężczyźni ubrali się w garniturowe spodnie oraz białe koszule, a kobiety w eleganckie sukienki. Ja założyłam czerwoną ołówkową, satynową, sukienkę przed kolana, ciemne szpilki z szkarłatną podeszwą, oraz czarną biżuterię. Alice starała się ułożyć moje niesforne loki, jednak zakończyło się to niepowodzeniem.Członkowie sfory, oraz Emily, ostrożnie prowadzona przez Sama.
 Wieczór upływał nam niezwykle przyjemnie. O północy wyszliśmy na podwórze i obserwowaliśmy pokaz fajerwerków z centrum miasteczka, witający nowy rok. Wilkołaki wypiły po kieliszku szampana. Następnie udaliśmy się na wyścig po lesie. Wygrał oczywiście Edward. Ja i Sam zremisowaliśmy na drugiej pozycji, a Jake był trzeci. Dopiero około 6 nad ranem , Carlisle zaprowadził wilkołaki do pokojów Rose, Emma, Jazza,  Edwarda, swojego, Esme i Alice gdzie tamci mogli odpocząć na specjalnie na tą okazję wstawionych łóżkach. Wampiry udały się na polowanie, nie wyłączając mnie. Moja rodzina zaszyła się dalej, w głąb lasu. Ja zdecydowałam się na szybko zdobycz. Rzuciłam się w gąszcz traw i krzewów w okolicach miejscowej drogi. Upolowałam kilka zajęcy, a gdy poczułam się dość nasycona ,udałam się w drogę powrotną. Żaden z moich krewnych nie wrócił jeszcze do domu. Nie chcąc obudzić nikogo. Cicho weszłam do środka i po spiralnych schodach udałam się na górę. Z tego co z wczorajszego wieczora pamiętałam , Emily i Sam nocowali w pokoju Alice, Jacob i Seth w pokoju Edwarda , a inni w pozostałych pokojach. Prześlizgnęłam się korytarzem i uchyliłam lekko drzwi pokoju ojca. Jake leżał spokojnie na jednym z łóżek ,a na drugim z nich Seth rozłożony na całej powierzchni ,głośno chrapał. Najciszej jak potrafiłam zamknęłam za sobą drzwi i przeszłam przez pokój. Usiadłam na brzegu łóżka na którym leżał Jake. Czułam się sennie ,gdyż nie spałam od wielu godzin. Położyłam się szybko i zwinnie koło Jacoba. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w dźwięk bijącego serca mojego chłopaka. Po chwili poczułam dłoń na swojej talii.
-Jake...
-Śpij księżniczko, śpij-zamruczał mi do ucha
Jego głos-głęboki i męski ,sprawił że po plecach przebiegły mi dreszcze. Odwróciłam się twarzą w jego stronę i wtuliłam twarz w jego pierś. Szybko zrobiło mi się gorąco. Nie minęło więcej niż 10 minut gdy zmorzył mnie sen.