Ten blog zaczęłam pisać dokładnie 02.11.2011r.. Było to 4 lata temu. Wtedy byłam wielką fanką Sagi Zmierzch, zresztą jak wiele dziewczyn w moim wieku. Teraz moje zainteresowania (na szczęście) całkowicie zmieniły swój tor. Kolejne posty nie powstają z rąk nastolatki z może trochę zbyt bujną wyobraźnią, tylko z pod palców nieco zmęczonej codziennością dziewczyny, która nie traktuje pisania tej opowieści jako hobby czy konieczność, a jedynie jako oderwanie od rzeczywistości i krótki powrót do przeszłości :)

środa, 15 sierpnia 2012

116. Czy tylko mi zdarza się czasem stracić panowanie nad sobą


   Nie miałem siły za nią biec. Osunąłem się na kolana i wpatrzyłem w ziemię. Że też cholera jego jedna mać, nie potrafiłem jej zatrzymać. Dźwignąłem się na nogi i spróbowałem przez chwilę biec, ale nie dotarłem nawet do granicy lasu. Ból w ramieniu i nodze nieco się nasilił. Oparłem się o drzewo i czekałem, aż wilcza skóra pochłonie ból.
-Tato? Jacob? Mikeyla biegnij po Carlisle'a, szybko!-usłyszałem głos Belli
-Nie trzeba, sam sobie poradzę-mruknąłem
-Jasne, chyba sam w to nie wierzysz ...Jake ty krwawisz!
-Zaraz przejdzie.
Bella podbiegła do mnie i pomogła mi stabilnie stać. Mikeyla podskoczyła tu zaraz po niej, spojrzała na mnie z politowaniem i ironią, po czym również mnie wsparła.
-Oj Jakey, Jakey-westchnęła klepiąc mnie po plecach-starzejesz się.
-Cicho młoda-syknąłem-spieprzaj do swojej klatki.
Mikeyla uśmiechnęła się szeroko i pobiegła do domu. Bella spojrzała na mnie z wyrzutem.
-Jak ty się odzywasz przy dziecku-powiedziała z wyrzutem
-Ale mnie wkurza.
-Co z tego, to ciągle twoja córka!
-Nie moja.
-Jacob.
-Czego?
-Renesmee ją przygarnęła, tak samo jak Dastana. A tak swoją drogą to gdzie ona jest?
Gdy wypowiedziała JEJ imię coś zakuło mnie w okolicy klatki piersiowej.
-Nie ma-odparłem
-Jak to nie ma? Jake, gdzie jest Nessie? Gdzie moja córka?
Warknąłem cicho.
-Nie ma. Nie ma i już. Uciekła.
-CO?
-Skręciła mi kostkę, usunęła kilka zbędnych centymetrów kwadratowych skóry na ramieniu i uciekła razem z dzieckiem.
-Z KIM?
-Nessie jest w ciąży.
Bella kilka razy otworzyła i zamknęła usta.
-Dobrze...-powiedziała w końcu wolno-ale dlaczego?
-Pokłóciliśmy się.
-I dałeś jej odejść?
-To ona nie dała mi wyboru.
-Musimy ją szybko odnaleźć, przecież wiesz ,że potomki wampirów są strasznie niedelikatne. Może złamać jej kręgosłup, a ona wykrwawi się na śmierć w jakimś lesie!
-To zamiast pierniczyć mi tu o jakiś bzdurach biegnij jej szukać!
Poczułem ,że rana na nodze zniknęła więc mogę swobodnie biegać.
-Chodź-mruknąłem i pociągnąłem ją za sobą w stronę domu Carlisle'a.
-MŁODA, DO DOMU DZIADKA JUŻ!-ryknąłem przebiegając koło okna Mikeyla'i
-DOBRA DOBRA!-wrzasnęła i już po chwili wyleciała z domu i ruszyła za nami.
                   KONIEC KSIĘGI PIERWSZEJ



         KSIĘGA DRUGA

wtorek, 14 sierpnia 2012

115. W drogę

   O świcie następnego dnia dobiegłam do miejsca ,gdzie ląd stykał się z wodą. Atlantyk. Tu kończy się Ameryka. Teraz pozostały mi trzy wyjścia : Europa, Afryka lub powrót. Byłam już nieco zmęczona ale bez zastanowienia wskoczyłam do wody. Wieczorem zatrzymałam się na chwilę w Grenlandii, a potem z powrotem wyruszyłam na Islandię. Zabawiłam tam kilka dni, po czym dopłynęłam do Wysp Owczych i do Norwegii. Gdy dopłynęłam na wybrzeże padłam na ziemię i leżałam tam dobre kilka godzin. Opadłam z sił. Dokładnie tydzień bez zatrzymania. Wszystko po to by nie dopuszczać do siebie myśli o domu, o Jacobie. Mój stosunek do własnej ciąży nie wynikał z tego, że nie chciałam mieć dziecka - wręcz przeciwnie pragnęłam go jak niczego innego, ale bałam się. Bałam się, że stanie się z nim to samo co z poprzednim. Nie mogłam teraz wrócić do domu, musiałam ochłonąć, przemyśleć co będzie dalej. Do wieczora muszę dotrzeć do Anglii. Odetchnęłam głęboko i ruszyłam.

114. Dość

   Jacob uśmiechał się do mnie szeroko zza pleców Carlisle'a który owijał mi bandażem nadgarstek który rozcięłam wyrzuconą na podłogę żyletką, niemal siekając swoje żyły na sałatkę, gdy straciłam przytomność. Posłałam Jake'owi pełne wyrzutu spojrzenie i odwróciłam głowę. To wszystko jego wina. Nie mógł uszanować tego, że po stracie poprzedniego maleństwa, nie chciałam kolejnego dziecka. Dastan i Lily dzisiejszej nocy wyjechali w podróż poślubną, a Aveline i Embry w tym samym czasie wylecieli na długą wycieczkę po Europie. Zbliżało się już południe następnego dnia gdy wreszcie się ocknęłam.
-No, gotowe, za kilka dni wszystko powinno być dobrze-zaczął Carlisle odsuwając się nieco one mnie- a co do badań w sprawie...-zamilkł widząc moją minę. Rzucił okiem na Jacoba-to ja zostawię was samych.
I wyszedł z pokoju. Zeskoczyłam z kuchennego blatu i nie oglądając się za siebie ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych na zewnątrz.
-Nessie, poczekaj!-zawołał Jacob i chwycił mnie za ramię, gdy już wychodziłam z domu. Warknęłam obnażając kły a on odskoczył jak oparzony.
-No co ty-spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Jeszcze nigdy tak się w stosunku do niego nie zachowałam.
-Masz co chciałeś, teraz jesteś już zadowolony?-wycedziłam-a i następnym razem jak będziesz miał ochotę ponownie zamienić moje życie w koszmar, zgłoś się do kogoś innego.
-Renesmee, nie gadaj głupot.
-Nie, Jacob dość. Już dość.
Próbował zacisnąć swoją dłoń na moim barku, ale szarpnęłam i z głośnym warknięciem machnęłam w jego stronę ręką. Syknął cicho, ale nie zareagował gdy po jego ręce zaczęła spływać strużka krwi. Odwróciłam się i pognałam w stronę lasu. Biegłam nie zatrzymując się ani na chwilę. Nie chciałam pozwolić sobie na chwilę zwątpienia. Już dawno zaszło słońce, już dawno przekroczyłam granicę Kanady, ale biegłam dalej. Nie mogłam się zatrzymać.

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

113. Wielki ,wielki dzień.

   Ja i Jacob zajęliśmy miejsce w pierwszej ławce. Po chwili dołączyły do nas Rose, Alice i Bella. Matka Lily rozglądali się niepewnie po gościach siedząc w przeciwległej ławie. Rozległy się pierwsze nuty marsza weselnego. Dastan rzucił mi ostatnie spojrzenie po czym skierował je na zbliżającą się wolnym krokiem Lily, w towarzystwie swojego ojca. Rozpoczęła się ceremonia ślubna : Dastan i Lils wymówili formułkę, pastor zatwierdził ich związek małżeński, wymienili obrączki i wśród wiwatów oraz oklasków przypieczętowali swój nowo zawarty związek pocałunkiem.
   Rozpoczęło się przyjęcie weselne : zainteresowani spróbowali tortu i zajęli się innymi posiłkami, pozostali ruszyli na parkiet. Ja przystanęłam z boku , koło Lei.
-Powtórka z rozrywki co?-mruknęła jednym chlustem połykając kieliszek szampana
-Od naszej poprzedniej takiej rozmowy nie minęło znowu aż tak mało czasu-odparłam
-Wtedy to był twój ślub, nie miałaś jeszcze szczeniąt. A teraz jesteś dość doświadczoną mężatką z 3 dzieci. Masz prawo czuć się niedowartościowana-uśmiechnęła się ironicznie-może Jake ci nie wystarcza. Jeśli uważasz ,że macie mało czasu dla siebie, to mogę mu coś podpowiedzieć...
-Nie w tym rzecz.
Spojrzała na mnie uśmiechając się jeszcze bardziej i unosząc nieco brwi, po czym ponownie wpatrzyła się w przestrzeń. Ja tym czasem opróżniłam parę kieliszków.
-Nieraz zdarzało mi się oglądać chłopaków ze sfory nago, wiesz po przemianie z wilków w ludzi nieraz minęło trochę czasu nim znowu się ubrali, a że jestem jedyną dziewczyną w drużynie czasem się zapominali i nie wskakiwali w krzaki. W każdym bądź razie muszę ci przyznać, że co jak co ale Jacob ma się czym pochwalić.
Ku jej wyraźnej satysfakcji, spojrzałam na nią wytrzeszczonymi oczyma.
-Leah, co ty robisz w domu, bo jakoś jak zawsze z tobą rozmawiam to spływamy na niebezpieczne tematy.
-O rety Nessie, nie bądź znowu aż taka skryta. Nie jesteśmy przecież już dziećmi, wiem co ty i Jakey robicie po nocach, przecież sama też nie jestem w tych sprawach zielona. A poza tym Jake jest dużym, silnym, dorosłym mężczyzną z ...
-LEAH!
-No dobra, dobra spokojnie. Po prostu on też ma swoje potrzeby które pewnie trudno zaspokoić, nawet na różne sposoby i w różnych miejscach.
-LEAH, ostrzegam.
Dziewczyna już otworzyła usta, ale w tym samym momencie podszedł do nas Jacob i Brady. Chłopak poprosił ją do tańca. Rzuciła mi ostatnie znaczące spojrzenie i odeszła.
-No, to o czym rozmawiałyście?-spytał Jake
-O niczym ciekawym-odpowiedziałam szybko
Na chwilę zmarszczył brwi, po czym wzruszył ramionami.
-Zatańczysz?
-Jasne.
Przesunęliśmy się na parkiet i przetańczyliśmy kilka piosenek. Już mieliśmy zaczynać kolejny taniec, gdy poczułam zawroty głowy. Przeprosiłam na chwilę Jake'a i bez słowa weszłam do mieszkania, po czym prosto do toalety. Usiadłam na brzegu wanny i zaczęłam głęboko oddychać. Spędziłam tak dobre 7 minut, a następnie rzuciłam się w stronę sedesu by zwymiotować. Fart chciał ,że w tym samym momencie ktoś zaczął dobijać się do drzwi.
-Nessie? To ty?-otwórz
-Jake idź stąd!
-Masz dziwny głos coś się stało?
-To nic takiego idź !
-Renesmee, otwieraj te drzwi do cholery bo sam je otworzę!
-Odejdź, ja...ja...sądzę ,że sobie poradzę.
-Gówno mnie obchodzi co ty sądzisz. Albo otworzysz, albo wyważę drzwi.
Już miałam odpowiedzieć, ale kolejna fala na powrót przykuła mnie do muszli. Chciałam oprzeć się o szafkę i wstać, ale fart chciał ,że przewróciłam kosmetyczkę i cała jej zawartość wysypała się na podłogę. Wypadło z niej kilka szminek, tusz do rzęs, eye liner oraz...test ciążowy. I wtedy stała się jasność. Szybko wypakowałam przedmiot z pudełeczka i wykonałam podane w instrukcji zalecenia po czym z milczeniem wpatrywałam się w szkiełko mimo, że Jacob wciąż tłukł się i wołał. Nie...proszę, tylko nie to...nie po tym co się stało...sekundy zdawały się ciągnąć w nieskończoność...znałam wynik, chociaż tak bardzo łudziłam się, że szkiełko pozostanie puste...najpierw tylko cień...potem wyraźniejszy kształt ,aż w końcu cienka niebieska linia. Usłyszałam szczęk w zamku ,sygnalizujący, że Jacob znalazł drugi klucz, a ja głupia wyjęłam poprzedni z zamka. Drzwi z hukiem otworzyły się na oścież i do pomieszczenia wpadł Jake. Najpierw zarejstrowałam jego zaskoczony i zdenerwowany wyraz twarzy gdy zobaczył mnie na podłodze wraz z zawartością mojej kosmetyczki, potem jak jego wzrok powoli opada z moich oczu na trzymany w mojej dłoni maleńki przedmiot. Potem nie było już nic.

sobota, 11 sierpnia 2012

112. Końca początki

   Wsunęłam w włosy Lily starą niebieską spinkę Esme. Dziewczyna wyglądała pięknie, w zdobionej koronkami białej ślubnej sukni. Alice zdążyła już nałożyć na jej twarz grubą warstwę makijażu. Teraz krzątała się wokół Dastana, w pokoju obok.
-Pięknie wyglądasz-powiedziałam. Lily uśmiechnęła się lekko i odwróciła się by spojrzeć mi w oczy.
-Dziękuję-powiedziała-za to wszystko co dla mnie...dla nas zrobiłaś.
Przytuliłam ją delikatnie. W tym samym momencie do pokoju wtargnęły Alice, Rose i Bella.
-Renesmee! Na dół ale już! - zawołała Alice rzucając się w stronę przyszłej panny młodej by uczynić na jej twarzy ostatnie poprawki. Wywróciłam oczyma ale posłusznie wyszłam z pokoju na korytarz, tam spotkałam Dastana. Właśnie opuścił swój pokój i zbliżał się w stronę schodów. Na mój widok przystanął i pozwolił żebym do niego podeszła.
-Jak się czujesz?-zapytałam. Wzruszył ramionami.
-Dziwnie-odparł-i chyba trochę się boję że coś pójdzie nie tak.
-Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Ale teraz musimy już iść.
-Jasne.
Zeszliśmy po schodach do naszego salonu i wyszliśmy na zewnątrz. Na tę okazję do ogrodu został wniesiony  łuk weselny, oraz długie rzędy obficie przyozdobionych kwiatami ław, teraz już po brzegi zapełnionych. Nieco przed łukiem umieszczone zostały dwa eleganckie krzesła, a za nimi kolejne dwa, skromniejsze które zajmowali Quil i Aveline. Dastan zajął miejsce obok pastora i uśmiechnął się do mnie blado.
-Gdzie Mikeyla?
-Szykuje się.
-A Rachel?
-Pomaga w kuchni.
Jacob stanął obok mnie i rzucił okiem na wiszące nad naszymi głowami kolorowe lampiony.
-To było konieczne?-spytał
-W przekonaniu Alice tak.
Paul śmignął przed naszymi oczyma razem z siostrą Jacoba-Rachel i zajął miejsce w jednej z pierwszych ław. Jake warknął cicho.
-Rety, czy ty nie możesz przyzwyczaić się do tego ,że oni są razem?
-To ,że on za nią biega mi nie przeszkadza, ale to ,że przyjęła jego oświadczyny to już lekka przeginka.
-Ja się cieszę. Czemu ty nie potrafisz?
-Fakt ,że Paul będzie moim szwagrem mnie dobija.
-A ja myślę ,że tu raczej chodzi o  fakt ,że Rachel wie, że miewasz pchły za uchem.
Jake prychnął i pchnął mnie lekko w stronę ławek.
-Nie gadaj tylko śpiesz się bo zaraz zaczynają.

Powrót

Wróciłam z wakacji więc już wkrótce możecie spodziewać się porządnej dawki nowych rozdziałów.