Ten blog zaczęłam pisać dokładnie 02.11.2011r.. Było to 4 lata temu. Wtedy byłam wielką fanką Sagi Zmierzch, zresztą jak wiele dziewczyn w moim wieku. Teraz moje zainteresowania (na szczęście) całkowicie zmieniły swój tor. Kolejne posty nie powstają z rąk nastolatki z może trochę zbyt bujną wyobraźnią, tylko z pod palców nieco zmęczonej codziennością dziewczyny, która nie traktuje pisania tej opowieści jako hobby czy konieczność, a jedynie jako oderwanie od rzeczywistości i krótki powrót do przeszłości :)

piątek, 17 lutego 2012

19. Ostateczne przygotowania.

 Data ślubu ustalona na 13 marca. Alice od razu zajęła się przygotowaniami. Na pół miesiąca przed uroczystością, pod koniec lutego niemalże wszystko było już zapięte na ostatni guzik. Przyjęcie miało odbyć się nieopodal domu Cullenów, na obrzeżach lasu, w części gdzie przeważa ilość brzóz znajduje się dość duża polana. Tam odbędzie się główna ceremonia. Wieczorem, razem z Jake'm udamy się w tak wyczekiwaną podróż poślubną.
 Do wielkiego dnia zostały już tylko godziny. Miał odbyć się jutro. Obudziłam się dopiero po godzinie 13. Dzisiaj miałam mieć przymiarkę sukni ślubnej. Od tygodnia Jacob mieszkał z ojcem, by uregulować kilka spraw przed wyjazdem. Zwlekłam się z łóżka i wyszłam na korytarz. Prace w domu trwały. Wszyscy chcieli by wszystko było idealnie, jednak pracowali cicho, bez słów gdyż nie chcieli mnie budzić. Zapukałam cicho w drzwi od pokoju Alice.
-Wejdź Nessie-powiedziała głośno Alice, która już wcześniej najwidoczniej przewidziała moją rychłą wizytę.
Weszłam do środka zamykając za sobą drzwi. Ten pokój był niesamowity. Taki przytulny, kolorowy. Alice stała na środku pomieszczenia uśmiechając się do mnie przyjaźnie. Obok niej stał duży manekin, pokryty ciemną folią, oraz kilka dużych pudeł, a nieopodal tego stosu spoglądałam na siebie z odbicia dużego prawie na całą ścianę lustra.
-Śmiało Ness-zachęciła mnie Alice i podniosła pierwsze na górce pudełko. Podniosła pokrywkę i delikatnie wyjęła z niej utkaną z delikatnego materiału bieliznę w komplecie z równie ślicznym biustonoszem- podoba ci się?
-Bardzo ładne-pochwaliłam wybór ciotki. Brunetka uśmiechnęła się i odłożyła zestaw do kartoniku. Sięgnęła po kolejne, tym razem znacznie mniejsze pudełko. Okazało się ,że zawiera ono błękitną podwiązkę. W zwyczaju ślubnym panna młoda powinna mieć na sobie coś starego, coś nowego, coś pożyczonego i coś właśnie w tym kolorze. W kolejnym pudełku była śliczna biżuteria, jeszcze po babci Esme.
-Chciałabym założyć to- pokazałam Alice kamienne serce od Jacoba. Na początku spojrzała na mnie ciekawie, ale po chwili widocznie zrozumiała moją prośbę.
-Nie ma sprawy-powiedział
Kolejne kartony zawierały idealnie białe buty na wysokim obcasie oraz piękne perfumy (pożyczone od Rosalie). Pozostało tylko mieć coś nowego. Suknia ślubna. Zsunęłam z siebie piżamę, zostając jedynie w
bieliźnie. Alice zdjęła czarną folię z manekina. Ujrzałam coś pięknego. Suknia była jak wyjęta z bajki o księżniczkach. Górna część wykonana była z delikatnej satyny, bez ramiączek. Od pasa rozkloszowana, pokryta falbanami. Alice ostrożnie zdjęła kreację z stojaka i pomogła mi ją założyć. Przymierzyłam buty, by sprawdzić czy są wygodne. Spojrzałam na siebie w odbiciu. Suknia wyglądała niesamowicie pięknie.
-Wyglądasz wspaniale-szepnęła Alice- A to jeszcze nie koniec-kiwnęła głową na pudełka- jednak to dopiero jutro.
Ciocia upewniła się jeszcze czy wszystko jest dobrze i rozpięła mi zamek.
-Muszę iść skontrolować jeszcze kilka spraw w lesie. W końcu to już jutro.
Udałam się do pokoju i ubrałam się dres. Położyłam się na łóżku i zaczęłam rozmyślać, na temat życia które miało zacząć się już jutro. Następnie mimo tego ,że obudziłam się dziś o nieprzyzwoitej godzinie, wciąż czułam się zmęczona. Przez ostatnie dwa tygodnie nie chodziłam do szkoły. Nie życzyłam sobie z resztą żeby ktokolwiek z mojego szkolnego otoczenia wiedział o tym że jeszcze w liceum wychodzę za mąż, jednak przygotowania do uroczystości wykończyły mnie doszczętnie. Wzięłam szybki prysznic a gdy wróciłam do pokoju, usłyszałam jak coś puka do okna. Odwróciłam się szybko. Na parapecie siedział Jake. Doskoczyłam do okna i otworzyłam je.
-Odbiło ci- uśmiechnęłam się. On zrobił to samo.
-Zaraz idę na swój wieczór kawalerski-nie zauważyłam kiedy zrobiło się ciemno-ale musiałem cię dziś choć raz zobaczyć mała-pocałował mnie czule
-JAKE! IDZIESZ?-rozległ się głośny ryk Setha. Wychyliłam się przez okno. Cała sfora czekała pod domem.
-Gdzie idziecie?-zapytałam.
-Poskaczemy trochę z klifu no i pewnie pochodzimy trochę po lesie.
-Baw się dobrze-pocałowałam go jeszcze raz na pożegnanie. Jacob zeskoczył na trawę i oddalił się razem z grupką wilkołaków.
Nie minęło więcej niż kilka chwil, jak ktoś zapukał do drzwi. To była Bella.
-Widziałam odbiegających chłopaków-powiedziała zamykając za sobą drzwi-przypomniał mi się wieczór kawalerski Edwarda-uśmiechnęła się na samą myśl- wszystko wydaje się być takie same.
-Bo historia lubi się powtarzać-powiedziałam z radością

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz