Ten blog zaczęłam pisać dokładnie 02.11.2011r.. Było to 4 lata temu. Wtedy byłam wielką fanką Sagi Zmierzch, zresztą jak wiele dziewczyn w moim wieku. Teraz moje zainteresowania (na szczęście) całkowicie zmieniły swój tor. Kolejne posty nie powstają z rąk nastolatki z może trochę zbyt bujną wyobraźnią, tylko z pod palców nieco zmęczonej codziennością dziewczyny, która nie traktuje pisania tej opowieści jako hobby czy konieczność, a jedynie jako oderwanie od rzeczywistości i krótki powrót do przeszłości :)

sobota, 5 grudnia 2015

204. Naprawdę normalne śniadanie.

Na szczęście poranek okazał się być dla Jacoba równie spokojny co dla mnie. Gdy się obudziłam, siedział już na brzegu łóżka, najwyraźniej przyglądając mi się od dłuższej chwili. Zobaczył, że na niego patrzę i uśmiechnął się szeroko.
-Dzień dobry księżniczko, jak się spało?
-Byłoby lepiej, jakbyś nie zmiażdżył mi ramienia-mruknęłam rozmasowując rękę. Na twarzy Jake'a pojawił się przelotny strach, ale już po chwili zniknął, gdy tylko zorientował się, że żartuję.
-Co ja poradzę, że jesteś taka krucha, cały czas kombinuję jak to zrobić, żeby cię nie połamać.
-Ha ha ha-zaśmiałam się ironicznie, po czym zagroziłam mu palcem i dodałam-jeszcze raz mnie zgnieciesz to siłą wyciągnę cię z łóżka.
-Boże, tylko nie siłą!-zawołał Jacob udając przerażenie. Parsknęłam śmiechem. 
-Dobra, dobra cwaniaku, chodźmy lepiej coś zjeść. Effs jeszcze śpi?
-Jak kamień-potwierdził Jake zmierzając w stronę kuchni. Poczekałam, aż wyjdzie, po czym odrzuciłam kołdrę, w stercie starannie poskładanych szlafroczków i zestawów bielizny, z których każdy był wymyślniejszy i seksowniejszy od poprzedniego (i z których praktycznie nigdy nie korzystałam) odszukałam najprostszy i najskromniejszy, kremowy, zwiewny szlafrok po czym śladami Jacoba zeszłam po schodach do kuchni. Jake właśnie dość nieudolnie wbijał jajka na patelnie. Widziałam pływające między białkami odłamki skorupek.
-Daj, ja się tym zajmę-westchnęłam i sprawnym ruchem łyżki wyłowiłam skorupki. Jake posłusznie stanął z boku śledząc moje poczynania. Już po chwili w całym pomieszczeniu pachniało jajecznicą, bekonem i tostami. Postawiłam jedzenie na stole przed Jacobem i sama zajęłam miejsce naprzeciwko, przyglądając się jak kolejne porcje posiłku znikają w jego ustach.
-So zamueasssz dziuaaj łobicz?-wybełkotał Jake przeżuwając 2 tosty na raz
-Blubblublebu?-wydukałam umiejętnie go przedrzeźniając. Z trudem przełknął kęs.
-Pytałem, czy masz na dzisiaj jakieś plany-wyjaśnił
-Właściwie to nie , może wpadnę do rodziców, albo Carlisle'a i Esme-wzruszyłam ramionami
-Dobry pomysł. Mam kilka spraw do załatwienia w rezerwacie, ale jak tylko skończę do zaraz do ciebie dołączę.
Nie marnując cennego czasu, zaraz po zakończeniu posiłku Jake pocałował mnie przelotnie w policzek z nieco zamyśloną miną i pobiegł w stronę lasu. Westchnęłam krótko, po czym posprzątałam po śniadaniu i poszłam na górę się ubrać. Wybrałam moje ulubione, jasne jeansy i luźną koszulę w kratę. Upewniwszy się w lustrze, że wyglądam w miarę znośnie udałam się do pokoju Effy by ją obudzić. Okazało się, że po raz kolejny nie doceniłam swojej córki, bo gdy tylko weszłam do pokoju ona siedziała na brzegu łóżka gotowa do wyjścia, grzebieniem przeczesując swoje ciemne włoski. Zobaczyła mnie i obdarzyła jednym ze swoich najsłodszych uśmiechów. I ja obdarzyłam ją swoim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz