Ten blog zaczęłam pisać dokładnie 02.11.2011r.. Było to 4 lata temu. Wtedy byłam wielką fanką Sagi Zmierzch, zresztą jak wiele dziewczyn w moim wieku. Teraz moje zainteresowania (na szczęście) całkowicie zmieniły swój tor. Kolejne posty nie powstają z rąk nastolatki z może trochę zbyt bujną wyobraźnią, tylko z pod palców nieco zmęczonej codziennością dziewczyny, która nie traktuje pisania tej opowieści jako hobby czy konieczność, a jedynie jako oderwanie od rzeczywistości i krótki powrót do przeszłości :)

niedziela, 6 grudnia 2015

205. Dwa-zero-pięć

-A więc Emily jest w ciąży-Bella pokręciła głową z niedowierzaniem. Siedziałyśmy na białej, skórzanej sofie w domu Carlisle'a. Samego doktora w nim nie było, popołudnie spędzał w szpitalu, natomiast babcia Esme razem z Rosalie, Alice, Jasperem Ciri i Bree pojechały do miasta. Na przeciwległym skraju kanapy wygodnie wyciągnięty siedział Edward, a w stojącym naprzeciw jej fotelu Emmet wertował najnowszą gazetę w poszukiwaniu jakiś ciekawostek. Effy leżała na dywanie z kredkami porozrzucanymi wszędzie w promieniu 1 metra od niej, testując nową kolorowankę, którą sprezentowała jej Alice. 
-Sam marzył o dużej rodzinie-westchnęłam-chyba nigdy tego nie zrozumiem.
Edward zerknął na mnie spod półprzymkniętych powiek.
-A ja całkowicie go rozumiem-powiedział-chyba każdy facet na pewnym etapie swojego życia o tym marzy.
-To przez te wszystkie bzdury o drzewach i domach-odezwał się Emmet zza rozłożonej szeroko gazety.
-Co?-spytałam zdziwiona, a on wyjrzał rozbawiony znad czasopisma
-No to stare, utarte porzekadło, że każdy facet powinien wybudować dom, zasadzić drzewo i spłodzić syna. Albo na odwrót.
-Nie wiem co rozumiesz przez spłodzenie domu.
Zaśmiał się i jego bas potoczył się hukiem po pomieszczeniu.
-Wiesz do czego piję. To jest taki zestaw must have każdego człowieka-odparł dobitnie podkreślając ostatnie słowo.
-Jak już to mężczyzny. Ja na przykład nie mam takiej potrzeby.
-Ty nie jesteś do końca człowiekiem-zaznaczył odrzucając gazetę na bok, szeroko szczerząc zęby -ale twój Azorek trochę jest, a przynajmniej z pewnością jest mężczyzną. A skoro ma już dom i cały las drzew, to zostaje jeszcze ostatnia sprawa, ale do tego trzeba dwojga.
Wywróciłam oczyma.
-Ty też o tym marzysz?-zapytałam. Emmet roześmiał się jeszcze głośniej niż poprzednio.
-Nie-odparł gdy wreszcie udało mu się opanować-ale marzyłem. Jakieś 100 lat temu-uściślił. Zobaczyłam, że spogląda na Effy bawiącą się na dywanie z jakąś dziwną, niespotykaną czułością, która już po chwili na powrót przeistoczyła się w ten dobrze znany, nieco szyderczy uśmieszek. Edward i Bella również się usmiechnęli i wymienili długie spojrzenia tak, że na moment poczułam sie nieco nieswojo.
Naszych uszu w jednej chwili dobiegły głosy z zewnątrz.
-Kogoś się spodziewamy?-spytała Bella zdziwiona
-To Jacob-wyjaśnił Edward tak szybko, że nawet nie zdązyłam otworzyć ust. Bella skinęła głową, a Emmet schylił się po porzuconą niedawno gazetę.
-O wilku mowa-mruknął. Westchnęłam, wstałam z kanapy i poszłam w stronę wyjścia, żeby powitać Jacoba w drzwiach. Zatrzymałam się jednak przed samymi drzwiami i z ręką na klamce wsłuchałam się w dochodzące z zewnątrz głosy.
-Po co tu przyszedłeś?-odezwał się Jacob ściszonym głosem. Był poirytowany.
-Musiałem. Wiesz, że musiałem.-odpowiedział mu inny, lecz równie zdenerwowany męski głos. Nawet barwa i akcent były podobne.
-Nie masz tu czego szukać - zdziwił mnie ten ostry ton. Jake prawie nigdy nie podnosił głosu.
Wyjrzałam przez okno znajdujące się przy wyjściu i spostrzegłam, że rozmówcą Jacoba jest Seth. Mimo różnicy wieku wyglądali prawie jak bracia, chociaż Seth wciąż nie dorównywał Jacobowi wzrostem. Ta sama miedziana skóra, niemal czarne oczy, ostre, indiańskie rysy, ciemne włosy, imponująca muskulatura. Wszyscy ludzie z rezerwatu byli do siebie tacy podobni...Lecz teraz patrząc jak nieprzyjaźnie mierzą się nawzajem wzrokiem coś mi nie pasowało. Wyglądali jakby mieli za chwilę skoczyć sobie do gardeł, a przecież...
-Jake?-powiedziałam cicho wychylając się przez dopiero co otwarte drzwi. Oderwał wzrok od Setha i przeniósł go na mnie. W jednej chwili jego wyraz twarzy zmienił się od wściekłego, przez zaskoczony aż w końcu przeszedł w niedowierzanie.
-Nessie!-w trzech krokach do mnie doskoczył-nie wiedziałem, że...długo tu stoisz?
-Tylko chwilę-odpowiedziałam powoli zerkając to na niego, to na Setha. Tamten chociaż nieco bladszy niż zwykle, uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.
-Wejdźmy lepiej do środka, Seth właściwie już się zwijal-powiedział Jake swobodnie, ale ciężko mi było wierzyć w jego opanowanie.
-Tak, Quil i Paul na mnie czekają. No to cześć Nessie, do zobaczenia Jake.
Pomachał nam na pożegnanie, po czym szybko odwrócił się i już po chwili zniknął, a na jego miejsce pojawił się wielki, brązowy wilk, który niedługo potem zniknął między drzewami. Jacob pocałował mnie w usta, chwycił za rękę i razem weszliśmy przez drzwi do środka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz