Ten blog zaczęłam pisać dokładnie 02.11.2011r.. Było to 4 lata temu. Wtedy byłam wielką fanką Sagi Zmierzch, zresztą jak wiele dziewczyn w moim wieku. Teraz moje zainteresowania (na szczęście) całkowicie zmieniły swój tor. Kolejne posty nie powstają z rąk nastolatki z może trochę zbyt bujną wyobraźnią, tylko z pod palców nieco zmęczonej codziennością dziewczyny, która nie traktuje pisania tej opowieści jako hobby czy konieczność, a jedynie jako oderwanie od rzeczywistości i krótki powrót do przeszłości :)

sobota, 11 sierpnia 2012

112. Końca początki

   Wsunęłam w włosy Lily starą niebieską spinkę Esme. Dziewczyna wyglądała pięknie, w zdobionej koronkami białej ślubnej sukni. Alice zdążyła już nałożyć na jej twarz grubą warstwę makijażu. Teraz krzątała się wokół Dastana, w pokoju obok.
-Pięknie wyglądasz-powiedziałam. Lily uśmiechnęła się lekko i odwróciła się by spojrzeć mi w oczy.
-Dziękuję-powiedziała-za to wszystko co dla mnie...dla nas zrobiłaś.
Przytuliłam ją delikatnie. W tym samym momencie do pokoju wtargnęły Alice, Rose i Bella.
-Renesmee! Na dół ale już! - zawołała Alice rzucając się w stronę przyszłej panny młodej by uczynić na jej twarzy ostatnie poprawki. Wywróciłam oczyma ale posłusznie wyszłam z pokoju na korytarz, tam spotkałam Dastana. Właśnie opuścił swój pokój i zbliżał się w stronę schodów. Na mój widok przystanął i pozwolił żebym do niego podeszła.
-Jak się czujesz?-zapytałam. Wzruszył ramionami.
-Dziwnie-odparł-i chyba trochę się boję że coś pójdzie nie tak.
-Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Ale teraz musimy już iść.
-Jasne.
Zeszliśmy po schodach do naszego salonu i wyszliśmy na zewnątrz. Na tę okazję do ogrodu został wniesiony  łuk weselny, oraz długie rzędy obficie przyozdobionych kwiatami ław, teraz już po brzegi zapełnionych. Nieco przed łukiem umieszczone zostały dwa eleganckie krzesła, a za nimi kolejne dwa, skromniejsze które zajmowali Quil i Aveline. Dastan zajął miejsce obok pastora i uśmiechnął się do mnie blado.
-Gdzie Mikeyla?
-Szykuje się.
-A Rachel?
-Pomaga w kuchni.
Jacob stanął obok mnie i rzucił okiem na wiszące nad naszymi głowami kolorowe lampiony.
-To było konieczne?-spytał
-W przekonaniu Alice tak.
Paul śmignął przed naszymi oczyma razem z siostrą Jacoba-Rachel i zajął miejsce w jednej z pierwszych ław. Jake warknął cicho.
-Rety, czy ty nie możesz przyzwyczaić się do tego ,że oni są razem?
-To ,że on za nią biega mi nie przeszkadza, ale to ,że przyjęła jego oświadczyny to już lekka przeginka.
-Ja się cieszę. Czemu ty nie potrafisz?
-Fakt ,że Paul będzie moim szwagrem mnie dobija.
-A ja myślę ,że tu raczej chodzi o  fakt ,że Rachel wie, że miewasz pchły za uchem.
Jake prychnął i pchnął mnie lekko w stronę ławek.
-Nie gadaj tylko śpiesz się bo zaraz zaczynają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz