Ten blog zaczęłam pisać dokładnie 02.11.2011r.. Było to 4 lata temu. Wtedy byłam wielką fanką Sagi Zmierzch, zresztą jak wiele dziewczyn w moim wieku. Teraz moje zainteresowania (na szczęście) całkowicie zmieniły swój tor. Kolejne posty nie powstają z rąk nastolatki z może trochę zbyt bujną wyobraźnią, tylko z pod palców nieco zmęczonej codziennością dziewczyny, która nie traktuje pisania tej opowieści jako hobby czy konieczność, a jedynie jako oderwanie od rzeczywistości i krótki powrót do przeszłości :)

środa, 1 maja 2013

180. Niewinni zawsze giną pierwsi

  Gdy tylko Embry, Aveline, Mikeyla i Effy się oddalili otrząsnęłam się i ruszyłam biegiem w stronę rezerwatu. Nie chciałam, żeby tak wyglądało moje życie. Chciałam je spędzić w zgodzie z Jacobem i naszą rodziną. To nie powinno tak wyglądać. Biegłam dalej omijając kolejne drzewa i krzewy, a wiatr rozwiewał mi włosy. Moje nozdrza łapczywie zagarniały zapach trawy i kwiatów. W pewnym momencie, będąc już nieopodal rezerwatu przystanęłam gwałtownie i pociągnęłam nosem ze zdziwieniem. Coś mi się tu nie zgadzało. Do mojego nosa dotarł ostry, intensywny metaliczny zapach. Zapach krwi. Nie była to zwierzęca krew, tylko krew człowieka. Rezerwat...wilkołaki! Emily! Noah! Biegiem rzuciłam się w stronę z której dochodziły bodźce. Nie było to daleko, zaledwie kilometr na północ, pod samym La Push. Po pewnym czasie zaczęłam dostrzegać na drzewach i ziemi krwiste ślady. W mojej głowie wzbierało się pożądanie, budziły się dzikie wampirze instynkty. I wtedy to zobaczyłam. Na środku polany. Doskoczyłam do niego w trzech susach, ale było już za późno. Nie żył od co najmniej 5 minut. Mimowolnie odetchnęłam, widząc, że ciało mężczyzny nie należy do nikogo z moich bliskich, a nawet do nikogo ze znajomych. Może po prostu raniło go dzikie zwierzę i się wykrwawił. Nie, tego nie zrobiło dzikie zwierze...usłyszałam cichy, nie dosłyszalny dla ludzkiego ucha chrzęst za swoimi plecami, odwróciłam się i odruchowo przyjęłam obronną pozycję. W odległości 4 metrów ode mnie stała postać. Wysoka, smukła kobieta, ubrana w krótką, obcisłą czerwoną sukienkę. Jasne blond włosy falowały delikatnie pod wpływem powiewu wiatru. Nienaturalnie blada postać ścierała starła ostatnią krwistą plamę ze swojego ramienia, po czym powoli podniosła głowę i spojrzała mi w oczy. Jej pełne, intensywnie czerwone usta rozsunęły się w uśmiechu ukazując rzędy śnieżnobiałych zębów i zaostrzone, długie kły. Teraz i ja spojrzałam w jej oczy. Intensywnie szkarłatne.
-Witaj Renesmee-powiedziała cicho pociągającym kobiecym głosem, po czym ruszyła w moją stronę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz