Ten blog zaczęłam pisać dokładnie 02.11.2011r.. Było to 4 lata temu. Wtedy byłam wielką fanką Sagi Zmierzch, zresztą jak wiele dziewczyn w moim wieku. Teraz moje zainteresowania (na szczęście) całkowicie zmieniły swój tor. Kolejne posty nie powstają z rąk nastolatki z może trochę zbyt bujną wyobraźnią, tylko z pod palców nieco zmęczonej codziennością dziewczyny, która nie traktuje pisania tej opowieści jako hobby czy konieczność, a jedynie jako oderwanie od rzeczywistości i krótki powrót do przeszłości :)

niedziela, 15 listopada 2015

201. Starzy przyjaciele

Kocham ziemię, po której on stąpa; powietrze nad jego głową; wszystko, czego dotknie jego ręka, każde jego słowo, każde spojrzenie, każdy postępek i Jego całego bez zastrzeżeń!

Uśmiechnęłam się lekko na widok tak dobrze znanego mi cytatu z Wichrowych Wzgórz, po czym z cichym westchnieniem odłożyłam książkę na półkę. W oczekiwaniu aż Jacob i Effy będą gotowi do wyjścia z nudów przeglądałam naszą domową biblioteczkę. Większość książek pojawiła się tu wraz z pojawieniem się Dastana, chociaż on wciąż narzekał, że jest ich zdecydowanie za mało. Chyba musiałam się zamyślić, bo dopiero odgłos kroków na schodach mnie ocucił. Najpierw zobaczyłam Effy, roześmianą i rumianą jak zwykle, ubraną w luźną błękitną sukieneczkę i cienki płaszczyk w nieco ciemniejszym odcieniu tego samego koloru. Jak zwykle na jej widok zaskoczyło mnie to, jak to jest możliwe, że ma roczek. Zaraz po niej zza rogu wyszedł Jacob w ulubionych jeansowych szortach i obcisłym t-shircie w ciekawym, blado-błękitnym kolorze. 
-Gotowi?-zapytałam, chociaż odpowiedź była oczywista. Jake skinął głową.
-Aveline nie jedzie?
-Idzie dzisiaj do Embry'ego-wysłałam mu porozumiewawcze spojrzenie. Wzniósł oczy do niebu, ale niczego więcej już nie powiedział. Otworzył drzwi wejściowe i grzecznie przytrzymał je, żebyśmy mogły wyjść.
-Damy przodem-rzucił przy tym żartobliwie, a Effy zachichotała. Temperatura na dworze była wyższa niż się spodziewałam. Wspomniałam o tym Jacobowi zajmując miejsce obok kierowcy w samochodzie.
-Jest połowa kwietnia, teraz będzie już tylko gorzej-rzucił tylko i przekręcił kluczyk w stacyjce. Dobrze wiedziałam, który dziś był - 13 kwietnia. Dokładnie miesiąc temu minęły 4 lata od naszego ślubu. Mimowolnie westchnęłam. Cztery lata. W oczach Carlisle'a, Alice, czy może nawet Jacoba (z tymi jego AŻ 24 latami) to jak kilka chwil. Ale dla mnie, patrząc z perspektywy 8 i pół letniego dziecka, była to prawie połowa życia.
-Jak tam Effy, cieszysz się na spotkanie z Noah i Zuri? - zapytał Jake wpatrując się w córkę przez lusterko. Dziewczynka pokiwała ochoczą głową.
-Ciri i Bree też będą?-zapytała słodkim, niewinnym głosikiem wychylając się do przodu. Wymieniłam z Jacobem szybkie spojrzenie.
-Nie księżniczko-rzucił jakby od niechcenia, chociaż widziałam, że mięśnie ma napięte-one mieszkają teraz u babci Esme i Carlisle'a.
-To nie mogły przyjechać z nimi?-zapytała zdziwiona
-Nie..nie, no bo...no bo...-wydukał z siebie Jake i widziałam, że myślami szuka jakiegoś dobrego wytłumaczenia-no bo to jest taka gra.
-Gra?-zainteresowała się mała- na czym polega?
-Tak, no bo widzisz, one nie mogą wychodzić z domu.
-I to już?-ściągnęła brwi
-No tak.
-A my też w to glamy?-spytała nieco przy tym sepleniąc
-Nie.
-Aha-powiedziała, po czym zamyśliła się na chwilę i dodała-to dobrze, bo byśmy przegrali.
Ja i Jake z ulgą zaśmialiśmy się głośno a Effy posłała nam zdziwione spojrzenie, ale nic więcej nie powiedziała, bo właśnie zajechaliśmy pod dom Sam'a i Emily. Dom wyglądał dokładnie tak samo jak go zapamiętałam - niewielka drewniana chatka, otoczona doniczkami z rozkwitającymi kwiatkami. Effy od razu pobiegła w stronę drzwi i gdy tylko w progu pojawił się Sam natychmiast uczepiła się jego nogi.
-Effy kochanie, zostaw wujka Sam'a-poprosił Jacob z nieskrywanym rozbawieniem. Sam również się roześmiał, z łatwością odczepił małą od swojej łydki i przytulił ją mocno.
-A co to za ślicznotka!-zawołała Emily wyłaniając się zza szerokich pleców męża z ścierką kuchenną w dłoni. Nawet szkarłatne blizny na policzku nie były w stanie przyćmić jej urody, bo trzeba przyznać, że tego wieczora Emily po prostu promieniała. Ledwo przekroczyliśmy próg domu, a znikąd pojawili się przy nas Noah i Zuri. Chyba rzeczywiście długo ich nie widziałam, bo dzieciaki niesamowicie wyrosły.
-Ciocia Nessie, wujek Jake!-ucieszyły się i rzuciły by nas uściskać
-No to już maluchy! Zaprowadźcie Effy do swojego pokoju i pokażcie jej nowe zabawki-zaproponowała Emily, a dzieci ochoczo przystały na jej propozycję i już po chwili jedyne co słyszeliśmy to dochodzące z sąsiedniego pomieszczenia śmiechy i pokrzykiwania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz