Ten blog zaczęłam pisać dokładnie 02.11.2011r.. Było to 4 lata temu. Wtedy byłam wielką fanką Sagi Zmierzch, zresztą jak wiele dziewczyn w moim wieku. Teraz moje zainteresowania (na szczęście) całkowicie zmieniły swój tor. Kolejne posty nie powstają z rąk nastolatki z może trochę zbyt bujną wyobraźnią, tylko z pod palców nieco zmęczonej codziennością dziewczyny, która nie traktuje pisania tej opowieści jako hobby czy konieczność, a jedynie jako oderwanie od rzeczywistości i krótki powrót do przeszłości :)

piątek, 9 grudnia 2011

12. Dni których jeszcze nie znamy.

Czas mijał nam wspólnie bardzo szybko. Dom był dość duży jak na naszą dwójkę. Na piętrze jak już wspominałam wcześniej, mieściły się trzy pomieszczenia: nasza sypialnia, łazienka oraz mały pusty pokój zamknięty na klucz. Minęły trzy dni. Jacob siedział z wyprostowanymi nogami, a ja leżałam opierając głowę na jego silnych łydkach.
-Podjęłaś już decyzję?-zapytał
-Hmm?-odpowiedziałam zbita z tropu, niezrozumiałym pomrukiem
-No wiesz ,o małżeństwie.
-Ach tak-powiedziałam. Od kilku dni wciąż o tym myślałam, ale teraz miałam mętlik w głowie.
-A więc...-spojrzał na mnie wyczekująco. Jego głębokie ciemne oczy zalśniły w ekscytacji.
-Jacob...-zaczęłam
-O, tylko nie Jacob-zerwał się z miejsca i ukląkł nade mną na czworakach tak ,że jego twarz znajdowała się na wysokości mojej twarzy
-Renesmee Carlie Cullen?-wyślizgnęłam się z pod niego i usiadłam po turecku wciąż patrząc mu w oczy. Przyklęknął na jednym kolanie i sięgnął do kieszeni. Wyjął z niej małe czerwone pudełeczko. Ukryłam twarz w dłoniach. Usłyszałam cichy trzask. Odkryłam twarz i ponownie zwróciłam wzrok ku Jake'owi-Wyjdziesz za mnie?
Spojrzałam na przedmiot spoczywający na szkarłatnej poduszeczce w środku pudełka. Pierścionek wykonany był z białego złota. Oczko, było niewielkie, a ozdobny kamień który je tworzył był niebieskim szafirem. Poczułam, że do moich oczu powoli napływają łzy.
-Tak-powiedziałam cicho. Na twarzy Jacoba pojawiła się jednocześnie ulga i nieograniczona euforia. Wyjął pierścień z pojemnika i wsunął mi na palec. Pasował idealnie. Zarzuciłam mu ręce na szyję, a on objął mnie w talii. Z moich oczu płynęły łzy, mocząc Jake'owi koszulę. Odsunął mnie trochę od siebie i wytarł mi policzki.
-Tylko mi tutaj nie płacz. Żadnych łez, aż do nocy poślubnej!
Zaśmiałam się.
-Może do ślubu?-próbowałam negocjować
-Nie-pokręcił przecząco głową. Pocałowałam go namiętnie w usta-No niech ci będzie-uśmiechnął się-pewnie chcesz teraz zadzwonić do rodziców.
-To nie jest to o czym marzę-mruknęłam-wolę powiedzieć im o tym po powrocie.
-Jasne-zamruczał mi do ucha.
Byłam taka szczęśliwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz