Ten blog zaczęłam pisać dokładnie 02.11.2011r.. Było to 4 lata temu. Wtedy byłam wielką fanką Sagi Zmierzch, zresztą jak wiele dziewczyn w moim wieku. Teraz moje zainteresowania (na szczęście) całkowicie zmieniły swój tor. Kolejne posty nie powstają z rąk nastolatki z może trochę zbyt bujną wyobraźnią, tylko z pod palców nieco zmęczonej codziennością dziewczyny, która nie traktuje pisania tej opowieści jako hobby czy konieczność, a jedynie jako oderwanie od rzeczywistości i krótki powrót do przeszłości :)

poniedziałek, 19 grudnia 2011

15. Szczerość w szkarłacie

  Czas mijał nieubłaganie. Wkrótce nadszedł koniec słonecznego października i ustąpił on miejsca listopadowi, po którym z kolei nadszedł grudzień. W przeciągu tych niespełna dwóch miesięcy dużo wraz z Jacobem myśleliśmy na temat naszej wspólnej przyszłości. Datę ślubu wstępnie ustaliliśmy na marzec przyszłego roku.
  Pogoda uległa wielkiej zmianie. Pojawiły się deszcze i burze. Od wczorajszego wieczora ja i Jake mieszkamy u Billy'ego w rezerwacie. Świt nadszedł dla mnie zdecydowanie za szybko. Obudziłam się na łóżku Jacoba, mimo to ,że wczoraj zasnęłam na kanapie. Mój ukochany leżał w wilczej postaci na drewnianej podłodze koło łóżka. Wiedziałam, że musi być bardzo zmęczony. Cicho wstałam i przeszłam przez pokój. Otworzyłam drzwi i wyszłam na korytarz. Zatrzymałam się przy jednej z ścian i przyjrzałam się wiszących na niej fotografiom. Wyglądały na stare. Niektóre były rozmyte i trudno było cokolwiek na nich dojrzeć. W znacznej większości przedstawiały grupę młodych mężczyzn na tle La Push. Spojrzałam na zdjęcie przedstawiające śliczną młodą kobietę uśmiechającą się szeroko.
-Matka Jacoba-usłyszałam za sobą głos. Odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam Billy'ego, podjeżdżającego do mnie na swoim wózku. Zatrzymał się na metr przed ścianą-Miała na imię Vivianethee. Zmarła przy porodzie. Była taka piękna-westchnął-Moja Viviane
-Jake nigdy o niej nie mówił-powiedziałam cicho
-Unika tego tematu jak ognia. Nie wyobrażasz sobie jak ciężko jest dorastać bez matki. Ale wyrósł na silnego mężczyznę. Tak jak tego chciała Viv.
 Nagle zrobiło mi się strasznie szkoda Jake'a. Dojrzewał pod twardą ręką ojca, pozbawiony matczynej miłości. Mnie niemal zawsze otaczał tłum wielbiących ludzi. Kiedy kichnęłam, wokół zjawiało się dziesięć osób gotów wytrzeć mi nos. Było to może i uzasadnione ,ponieważ zazwyczaj wampiry nie posiadają dzieci, a tym bardziej rodzonych. Poczułam kolejny atak żalu kiedy zorientowałam się ,że to właśnie Jacob często był świadkiem tego dzikiego uwielbienia ze strony moich krewnych. Moje serce przeszyła złość do samej siebie. Znałam Jake'a tak długo i nigdy nie rozmawialiśmy o jego przeszłości. Zawsze tylko ja i ja. Robił dla mnie wszystko, a ja tak naprawdę nie potrafiłam zrobić dla niego nic. Moje oczy wypełniły łzy. Jednak pamiętając o danej ukochanemu tajemnicy zaczęłam je szybko powstrzymywać. Billy możliwe ,że to zauważył, bo mruknął coś o wiadomościach i wycofał się z pokoju.Weszłam do pokoju Jacoba i zamknęłam za sobą drzwi. Mój narzeczony wciąż w wilczej postaci leżał na podłodze. Usiadłam obok niego i wplotłam palce w jego gęste, ciemne futro. Wtuliłam się w jego miękką grzywę i leżałam w milczeniu. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w nierównomierny oddech Jake'a.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz