Ten blog zaczęłam pisać dokładnie 02.11.2011r.. Było to 4 lata temu. Wtedy byłam wielką fanką Sagi Zmierzch, zresztą jak wiele dziewczyn w moim wieku. Teraz moje zainteresowania (na szczęście) całkowicie zmieniły swój tor. Kolejne posty nie powstają z rąk nastolatki z może trochę zbyt bujną wyobraźnią, tylko z pod palców nieco zmęczonej codziennością dziewczyny, która nie traktuje pisania tej opowieści jako hobby czy konieczność, a jedynie jako oderwanie od rzeczywistości i krótki powrót do przeszłości :)

piątek, 2 grudnia 2011

11. Sprawy z pozoru łatwe

Gdy obudziłam się rano, nie leżałam już w salonie, tylko pod dwuosobowym łożem z baldachimem. Jacoba nie było koło mnie. Ubrałam szybko leżące na podłodze koło łóżka krótkie spodenki i bluzkę. Były tam razem z tymi przez które wyszłam 3 drzwi.
-Jake?-powiedziałam głośno. Nikt się nie odezwał. Zbiegłam po drewnianych schodach do salonu. Ani tam ani w kuchni też nikogo nie było. Wyszłam na zewnątrz i rozejrzałam się wokoło. Dzień był słoneczny ale wiał zimny wiatr. Zadrżałam z zimna. Mój wzrok utkwił w pomoście na jeziorze. Jacob siedział na nim wpatrując się w gładką powierzchnie wody. Koszule miał rozpiętą, a jeansowe rybaczki długością sięgały długością trochę za kolana. Podbiegłam do niego. Drewniany pomost wychodził kilka metrów nad jeziora. Jake siedział na samym końcu mola. Słysząc moje kroki odwrócił głowę w moją stronę.
-Dobrze spałaś?-zapytał
-Świetnie-usiadłam koło niego-Ale ty chyba nie za bardzo.
Uśmiechnął się lekko.
-O mnie się nie martw.
Zadrżałam z zimna. Jacob zaczął zdejmować swoją koszulę. Ściągnął ją i otulił mnie szczelnie. Objął mnie swoim gorącym ramieniem.
-Nie musisz tego robić-mruknęłam
-Ale chce-odparł
Siedzieliśmy w milczeniu.
-Wyjdziesz za mnie?-spytał patrząc mi w oczy
-Słucham?-powiedziałam głosem chyba trochę zbyt ostrym, tak zbita z tropu tym pytaniem. Wysunęłam się z jego objęć i usiadłam po turecku naprzeciw niego-Żartujesz?
-A wyglądam jakbym żartował?
-O nie tylko nie to!-ukryłam twarz w dłoniach, a Jacob zaśmiał się głośno
-Wiem, że kiedyś i tak się zgodzisz-uśmiechnął się
-Ja też-westchnęłam, co spowodowało u niego jeszcze większy napad śmiechu
-Na co czekasz? No zgódź się-powiedział melodyjnym tonem
-Daj mi kilka dni.
-Niech ci będzie-wywrócił oczami. Spojrzał na mnie i po chwili w tempie wilkołaka, chwycił mnie w swe ramiona, wybił się mocno od brzegu mola i wyskoczył w jezioro. Już zaraz śmieliśmy się razem, przemoczeni doszczętnie. W nurkowaniu wygrywałam z nim, ponieważ nie musiałam oddychać, ale w pływaniu górował nade mną.
Resztę dnia spędziliśmy razem, na odpoczynku i rozrywkach, a noc tak samo jak poprzednia, była nocą bezsenną, pełną namiętności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz