Ten blog zaczęłam pisać dokładnie 02.11.2011r.. Było to 4 lata temu. Wtedy byłam wielką fanką Sagi Zmierzch, zresztą jak wiele dziewczyn w moim wieku. Teraz moje zainteresowania (na szczęście) całkowicie zmieniły swój tor. Kolejne posty nie powstają z rąk nastolatki z może trochę zbyt bujną wyobraźnią, tylko z pod palców nieco zmęczonej codziennością dziewczyny, która nie traktuje pisania tej opowieści jako hobby czy konieczność, a jedynie jako oderwanie od rzeczywistości i krótki powrót do przeszłości :)

wtorek, 27 sierpnia 2013

187. Patrol

  To był kolejny męczący dzień. Po kilku godzinach biegania dokoła terenu, Seth przejął mój obowiązek. Od niespełna tygodnia nie byłam w domu, nie widziałam nikogo oprócz Setha, Blaise'a i Esme, byłam zmęczona, głodna i brudna. Chciałam po prostu mieć wreszcie spokój. Moje godziny czuwania z Blaise'm wyglądały zwykle tak samo : on siedział w ciszy na którejś z wysokich gałęzi, biegał w kółko po naszej orbicie, albo oglądał las. Przy tym w ogóle się nie odzywał, chyba, że o coś się go zapytało, a i wtedy to były krótkie urywkowe zdania. Seth prawie w ogóle nie zmieniał się w człowieka, żeby być w stałym kontakcie ze sforą, także z nim też nie mogłam porozmawiać. Zresztą chodził tak poirytowany, że to by na pewno nie było nic przyjemnego. Słowem, żałowałam, że to musi tyle trwać. Intruzi pozostawali nieuchwytni. Któregoś dnia Esme stwierdziła, że dopóki oni sami nie dadzą nam się złapać, nie mamy szans. To były wampiry, do tego bardzo mocne. Mogły biegać prawie przez całą dobę bez zatrzymania i to też robiły. Nie wiadomo tylko w jakim celu.
   Usiadłam na trawie pod wysoką sosną i odetchnęłam głęboko. Usłyszałam ciche poruszenie gdzieś nade mną i po chwili Blaise był już na ziemi. Skinął lekko głową w moją stronę po czym zajął się oglądaniem terenu. Wydawało mi się, że ciągle to robił : chodził, przyglądał się trawie, glebie, zwierzętom. Wkurzające.
Przeciągnęłam się i oparłam o konar drzewa. Blaise podszedł do mnie i zaczął mi się przyglądać.
-Co...chcesz coś?-spytałam
-Na twoim ramieniu-powiedział. Miał spokojny, wręcz monotonny i nużący dość niski głos.
Zerknęłam na swój bark i aż się wzdrygnęłam. Spacerował po nim duży, lśniący robak. Blaise pochylił się, zdjął insekta z mojego ramienia i położył go na trawie kilka metrów dalej.
-Dlaczego go nie zabiłeś?-zapytałam. Spojrzał na mnie wzrokiem który mógłby mordować. Był tak zimny i wściekły a zarazem ...smutny?
-Nikt nie zasługuje na cierpienie-warknął i odwrócił się by patrzeć na drzewa. To była najdłuższa wymiana zdań między nami do tej pory. Teraz miałam chwilę, żeby lepiej mu się przyjrzeć. Cóż, był z pewnością przystojny - w końcu był wampirem. Jego twarz zwykle miała ten sam smutny wyraz - nigdy nie uśmiechające się usta, przenikliwe aczkolwiek przygaszone, intensywnie obramowane oczy zmieniające barwy między intensywnym szkarłatem i czerń aż po szary, tak jasny, że niemal biały. Czarne włosy średniej długości, zmierzwione niczym u taty. Sam Blaise był blady, wysoki, dość muskularny, ale nie do przesady. Jego ciało było nieco poranione, co wydawało mi się dziwne, zważając na to, że był wampirem. Od lewego łuku brwiowego aż po dolną granicę oka ciągnęła się podwójna blizna. Zastanawiałam się, skąd na jego ciele tyle szram. Przypomniałam sobie słowa jednego z rumuńskich wampirów niedługo po naszym spotkaniu ; "Po prostu ci nie ufa. Renesmee, on jest dzikim wampirem. Po przemianie obudził się w paryskim rynsztoku i w ogóle nie wiedział co się z nim stało. Musiał poradzić sobie sam. Wytrenował z siebie maszynę do zabijania. Chodziło tylko o to ,żeby zaspokoić głód. Poczekaj trochę, minie więcej czasu, przyzwyczai się do twojego towarzystwa i się do ciebie przekona.". Zerknęłam ponownie w stronę wampira. Ile tajemnic i mrocznych wspomnień skrywało jego ciało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz