Ten blog zaczęłam pisać dokładnie 02.11.2011r.. Było to 4 lata temu. Wtedy byłam wielką fanką Sagi Zmierzch, zresztą jak wiele dziewczyn w moim wieku. Teraz moje zainteresowania (na szczęście) całkowicie zmieniły swój tor. Kolejne posty nie powstają z rąk nastolatki z może trochę zbyt bujną wyobraźnią, tylko z pod palców nieco zmęczonej codziennością dziewczyny, która nie traktuje pisania tej opowieści jako hobby czy konieczność, a jedynie jako oderwanie od rzeczywistości i krótki powrót do przeszłości :)

niedziela, 16 września 2012

123. Łowy o północy

-Już czas. Idziemy.
-Stefanie jest jeden problem.
-Co znowu?
-Ja nie piję ludzkiej krwi.
Wampir spojrzał na mnie unosząc brwi i wywrócił oczyma.
-A jednak. Tak myślałem, że ty również korzystasz z idei Carlisle'a-westchnął.
-Idziecie czy nie?-spytał Vladimir
-Ona jest wegetarianką.
-Ech. No nic twoja strata. Chodź z nami, chociaż po to, żebyś nie siedziała sama w lesie.
-Nie ma sprawy.
Wyszliśmy z gąszczu i ruszyliśmy w stronę wioski. Słońce księżyca oświetlało nam drogę, gdy mijaliśmy pojedyncze drzewka aż w końcu dotarliśmy do zabudowań.
-Blaise, nie baw się dzisiaj za długo-mruknął Vladimir-nie chcemy obudzić całego miasteczka.
Zagłębiliśmy się miedzy budynki. Nagle poczułam pociągający zapach. Zapach ludzkiej krwi. Coś poruszyło się w moim brzuchu. Zignorowałam to, bo Stefan, Vladimir i Blaise pobiegli w kierunku z którego dochodził zapach. Część miasteczka była położona wokół jeziora. Tam, na niewielkim pomoście widać było dwoje młodych ludzi.
-Czuję kogoś-powiedział Stefan-idę tam, a wy zajmijcie się nimi.
-Jasne-odparł Vladimir, a po chwili jego towarzysz zniknął. Blaise i Vladimir spojrzeli po sobie.
-Ja biorę dziewczynę-powiedział Blaise z wyraźnym obcym akcentem. Po czym zniknął mi z oczu.
-Nie mogą cię zobaczyć-mruknął drugi z Rumun po czym i jego już nie widziałam. Wsunęłam się w cień jednego z drzew zaraz obok pomostu, tak, że miałam dobry widok na mającą się na chwilę rozegrać scenę. Nagle coś w niesamowitym tempie śmignęło koło mnie. Para na pomoście odwróciła się, ale zobaczyła tylko poruszenie wśród trawy. Z drugiej strony nadbiegła kolejna osoba. Biegła nieco wolniej, ale nie na tyle by mogli ją wyraźnie dostrzec. To był Vladimir. Chłopak na pomoście zerwał się z miejsca, a dziewczyna zaraz za nim. Musieli mieć nie więcej niż 17 lat.
-Kto tam jest?-zawołał chłopak. W odpowiedzi, przez falę powietrza przeszedł do niego cichy śmiech-Czego chcesz?
-Ericu, nie idź tam-szepnęła dziewczyna.
-Zostań tu-odparł chłopak o imieniu Eric.
-Nie...
-Nancy, zostań tu.
Dziewczyna posłusznie się zatrzymała, a Eric zbliżył się do końca pomostu, teraz stał w odległości metra ode mnie. Niespodziewanie się odwrócił i spojrzał mi w oczy. Jego były przepełnione strachem. Miał takie ładne oczy. Krzyk dwóch osób jednocześnie rozdarł powietrze. Vladimir z impetem wbiegł w Erica i wbił kły w jego szyję. Dziewczyna próbowała do niego podbiec, ale po chwili padła na kolana z wrzaskiem. Rozejrzałam się za powodem jej agonii i zobaczyłam, ze Blaise stoi kilkanaście metrów dalej i patrzy na nią z uśmiechem. Zamknęłam oczy nie chcąc patrzeć na to co się wokół mnie dzieje, ale krzyki i prośby o pomoc nie ustawały. W końcu zaczęły po woli stawać się coraz słabsze, aż w końcu Nancy wydała ostatni jęk bólu i umarła. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Vladimira i Blaise'a. Obok nich nie było już zwłok. Pewnie wrzucili je do jeziora, lub porzucili w lesie dla miejscowych zwierząt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz