Ten blog zaczęłam pisać dokładnie 02.11.2011r.. Było to 4 lata temu. Wtedy byłam wielką fanką Sagi Zmierzch, zresztą jak wiele dziewczyn w moim wieku. Teraz moje zainteresowania (na szczęście) całkowicie zmieniły swój tor. Kolejne posty nie powstają z rąk nastolatki z może trochę zbyt bujną wyobraźnią, tylko z pod palców nieco zmęczonej codziennością dziewczyny, która nie traktuje pisania tej opowieści jako hobby czy konieczność, a jedynie jako oderwanie od rzeczywistości i krótki powrót do przeszłości :)

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

23. Pierwszy dzień nowego życia

Obudził mnie promień słońca przedzierający się przez wielkie okno, oraz niezwykłe ciepło. Otworzyłam oczy i ujrzałam, że leżę w wielkim małżeńskim łożu, oparta o rozgrzany do prawie 44 stopni tors Jacoba. Dziwnie było czuć jego gorąco ,na moim zimnym policzku. Podniosłam głowę i nieprzytomnie rozejrzałam się wokoło. Pokój musiał zajmować przynajmniej połowę piętra. Był wielki. Łóżko było dłuższe i szersze prawie dwa razy od normalnego, wykonane z jasną brązowego drewna. Oprócz tego w sypialni było kilka wysokich regałów i dwie pary drzwi. Przez jedne z nich niewątpliwie wpadliśmy tu wczoraj, bo wciąż jeszcze było otwarte na oścież, natomiast dokąd prowadziły drugie?
Okręciłam się niedbale w prześcieradło po czym szybko i zwinnie zeskoczyłam z łóżka i podbiegłam do drzwi. Nacisnęłam na klamkę - nie były zamknięte na klucz. Weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi, żeby nie budzić podejrzeń, zapaliłam światło. Znalazłam się w bardzo dziwnym pomieszczeniu ,prawie trzy razy mniejszym od poprzedniego, ale również dużym. Pokój był kwadratowy. Jedną ścianę, od podłogi aż do sufitu zajmowały szafki ,składające się z mnóstwa maleńkich szufladek. Kolejną, w połowie pokrywało wielkie lustro, a w drugiej połowie pręty z pozawieszanymi na nich foliowymi futerałami. Doszłam do wniosku ,że muszę znajdować się w jakiejś dziwnej garderobie. Trzecią z kolei ścianę, zajmowały półki pełne starannie poukładanych ubrań co utwierdziło mnie w teorii oraz staroświecka sofa, nie pasująca niczym do wystroju domku. Czwartą natomiast ścianę pokrywały w połowie obrazy, co lekko zbiło mnie z tropu, oraz oszklone regały. Wycofałam się cicho z tego dziwnego pomieszczenia i wpadłam prosto w ramiona Jacoba ,stojącego zaraz za drzwiami. Ubrany był już w jeansowe szorty.
-Dzień dobry-powiedział zdziwiony moim widokiem-ładnie to się tak włóczyć od rana?
-Cześć-uśmiechnęłam się słodko, a oczy mu rozbłysły-postanowiłam tak sobie bez twojej wiedzy pobuszować trochę po mieszkaniu-machnęłam niedbale ręką-może zjadłbyś śniadanie?-zaproponowałam
-Poradzę sobie. Ty nie jesteś głodna?-zapytał niepewnie.
-Najadłam się przed wyjściem-zachichotałam, po czym zerknęłam na oplatające mnie prześcieradło-pozwolisz ,że się ubiorę.
-Tak jak jest bardzo mi się podoba-uśmiechnął się zadziornie
-Bardzo jesteś zabawny.
-Okej, okej. Ciuchy masz już w szafie-skinął głową na garderobę z której właśnie wyszłam-jak skończysz to zejdź na dół.
Posłał mi jeszcze jeden ciepły uśmiech i wyszedł z pokoju. Wróciłam do garderoby i zaczęłam rozglądać się po szafkach. Pomyślałam ,że trzeba by dowiedzieć się na czym stoję.Najszybciej jak mi na to wampirze tempo pozwalało, przebiegłam przez pokój zaglądając do różnych zakamarków i po chwili wróciłam już na miejsce. A więc tak. Wszystkie mini szufladki zajmowały komplety bielizny i miałam dziwne wrażenie ,że musiała maczać w tym palce nie tylko Alice, ale i również Rose. Wieszaki wiszące na prętach, zajmowały z kolei sukienki, tuniki, spódniczki i tego typu ubrania. Półki pełne były poskładanych w idealną kosteczkę topów, bluzek, koszulek, bluz, sweterków, spodni i szortów - w znacznej części damskich ,w mniejszej męskich. Natomiast oszklone regały zajmowały buty : od damskich szpilek, balerinek i trampków aż po męskie adidasy. Zgarnęłam krótkie jeansowe spodenki, jasną fioletową bluzkę na ramiączkach, komplet najmniej wyzywającej bielizny jaką udało mi się znaleźć ,oraz pasujące kolorem do bluzki tenisówki. Ubrałam się i zbiegłam do kuchni do Jacoba. Właśnie pochłaniał on wielką porcję płatków.
-Jake..?
-Mhm?-mruknął znad miski płatków
-Tak w ogóle to gdzie my jesteśmy?
-Lompna oiedec de yemtebmy fem kseryksfds.
-Że co?
Przełknął głośno owsiankę.
-Można powiedzieć ,że w Meksyku.
-W Meksyku?-zdziwiłam się
-No, na upartego niedaleko Brazylii.
-Skąd wytrzasnąłeś takie obłędne miejsce?
Uśmiechnął się do śniadania.
-Już od pewnego czasu szukałem czegoś fajnego.
-Cholera-westchnęłam
-Coś nie tak?-zapytał z niepokojem
-Jak ja cię kocham-dokończyłam, a on parsknął śmiechem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz