Ten blog zaczęłam pisać dokładnie 02.11.2011r.. Było to 4 lata temu. Wtedy byłam wielką fanką Sagi Zmierzch, zresztą jak wiele dziewczyn w moim wieku. Teraz moje zainteresowania (na szczęście) całkowicie zmieniły swój tor. Kolejne posty nie powstają z rąk nastolatki z może trochę zbyt bujną wyobraźnią, tylko z pod palców nieco zmęczonej codziennością dziewczyny, która nie traktuje pisania tej opowieści jako hobby czy konieczność, a jedynie jako oderwanie od rzeczywistości i krótki powrót do przeszłości :)

środa, 25 kwietnia 2012

34. Szok

  Nie czułam nic. Ale miałam pełną świadomość. Słyszałam rozmowy moich bliskich, ciche szlochy oraz Carlisle nieustannie operującym przy moim ciele i próbującym dociec co jest źródłem mojej agonii. W końcu poczułam ,że Carlisle dotyka mojego brzucha zimnymi dłońmi. Przejechał po nim kilka razy palcami ,po czym uniósł dłoń i wyprostował się ,a wszelkie dźwięki tego pokoju zamilkły.
-Już wiesz co to jest?-zapytała płaczliwie Alice
-Proszę powiedz ,że nic jej nie jest-powiedziała cicho Bella. Wyczułam rozpacz w jej głosie.
-Mam pewną teorię-powiedział Carlisle głębokim barytonem-jak na razie trzymajmy się jej.
-Co to za teoria? Co się jej stało?-głos babci Esme ,tak wytęskniony sprawił , że zachciałam obudzić się ,choć wiedziałam ,że już dawno nie śpię.
-Nie co jej się stało-zaakcentował Carlisle-myślę ,że poprawniej powiedzieć kto jej się stał.
W pokoju zapadła głucha cisza.
-Czy ty sugerujesz-zaczęła Bella-...że moja córka...
-Najprawdopodobniej tak-przerwał Carlisle-myślę ,że w takiej sytuacji należałoby zawiadomić Jacoba, jeżeli nie macie nic przeciwko.
-Ten parszywy kundel skrzywdził moje dziecko-wycedził Edward
-Edwardzie, nie można jej zabronić założyć rodzinę-powiedziała Rose
-To nie jest rodzina-głos mojego ojca był dziwnie donośny i drżał-ten szczeniak już robi jej krzywdę widziałaś. Co będzie potem? On ją ZABIJE!
-Tak samo jak ona miała zabić mnie?-szepnęła ledwo dosłyszalnie Bella
Na chwilę zaległa cisza. W końcu rozległ się głos. Głos tak zrozpaczony, że moje serce drgnęło.
-Carlisle...proszę-powiedział błagalnie Edward
-To nie po mojej stronie leży decyzja Edwardzie.
-Wyjmij z niej tego potwora!
-Nie mnie można decydować w tej sprawie-ponownie powiedział Carlisle
Posłyszałam ,że ktoś podchodzi do mnie, ale po chwili jakiś metr od mojej twarzy rozległ się głośny syk.
-NIE Edwardzie!-to Rosalie
-Ten wybryk natury ją zabije!
-Edward-słaby głos Belli, również był dziwnie blisko-Nie rób tego.
Stwierdziłam ,że nie mogę już dłużej leżeć bezczynnie. Poruszyłam lekko ręką i otworzyłam oczy. Reakcja była natychmiastowa. Wszyscy wrócili na pozycje pod ścianą. Tylko Carlisle został na posterunku. Podał mi rękę i pomógł usiąść. Teraz spojrzałam na w pełni okazałe piękne, choć smutne twarze moich bliskich. Mojej rodziny. Nikt się nie odezwał. Przez dobre kilka minut obserwowałam twarze zgromadzonych.
-Przepraszam tato-powiedziałam w końcu-Ale nie mogłabym dłużej żyć, wiedząc ,że świadomie skazałam kogoś na śmierć.
-Czy to pewne?-zwróciłam się do Carlisle
-Myślę ,że tak-odparł
Zsunęłam się z biurka, stanęłam na ziemi i odczekałam chwilę, aż odzyskam pełną stabilność w nogach. Podeszłam do drzwi otworzyłam je i wyszłam na korytarz. W milczeniu zeszłam po schodach do salonu i frontowymi drzwiami wyszłam na dwór. Dzień był dość ciepły. Wiał lekki wiatr i na niebie pojawiały się stopniowo ciemne chmury. Stanęłam na środku polany i czekałam. Nie wiem jak długo tak stałam. Może sekundę, a może całą wieczność. W końcu z pomiędzy gałęzi drzew wyłonił się samochód. Wzięłam głęboki oddech i wpatrzyłam się w sylwetkę Jacoba, wynurzającego się z pojazdu. Zaczął do mnie podchodzić i nagle, gdy był w odległości około 4 metrów zamarł.
-Nessie-powiedział przerażony-Ktoś zrobił ci krzywdę?
Było to pytanie tak niecelne ,że aż przez chwilę chciałam się uśmiechnąć.
-Ktoś umarł?-pokręciłam głową
Podszedł krok bliżej.
-To coś z Bellą?-znowu niemo zaprzeczyłam
Zbliżył się jeszcze trochę.
-Z Edwardem?
-JACOB JA JESTEM W CIĄŻY-wrzasnęłam i nawet nie zorientowałam się kiedy z moich oczu na powrót zaczęły płynąć łzy.
Usiadłam na trawie i ukryłam twarz w dłoniach. Jake znalazł się przy mnie w ułamku sekundy. Objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie.
-Pomóż mi-szepnęłam
-Spokojnie mała, nie zostawię cię-powiedział cicho- będzie dobrze. Tylko nie płacz. Spokojnie.
Siedzieliśmy tak wtuleni w siebie kilka chwil. Gdy w końcu się uspokoiłam i przestałam płakać pomógł mi wstać i spojrzał na mnie. Miał nieodgadniony wyraz twarzy.
-Wróćmy do domu-powiedział-Założę się ,że twój ojciec nie może się doczekać, żeby skręcić mi kark.

1 komentarz:

  1. Bardzo fajne klimaty :) Fajny szablon bloga :D
    Rozdział wciąga :D

    OdpowiedzUsuń