Ten blog zaczęłam pisać dokładnie 02.11.2011r.. Było to 4 lata temu. Wtedy byłam wielką fanką Sagi Zmierzch, zresztą jak wiele dziewczyn w moim wieku. Teraz moje zainteresowania (na szczęście) całkowicie zmieniły swój tor. Kolejne posty nie powstają z rąk nastolatki z może trochę zbyt bujną wyobraźnią, tylko z pod palców nieco zmęczonej codziennością dziewczyny, która nie traktuje pisania tej opowieści jako hobby czy konieczność, a jedynie jako oderwanie od rzeczywistości i krótki powrót do przeszłości :)

wtorek, 8 maja 2012

45. Jasność umysłu.

  Linaya i Manuela rozmawiały cicho w kącie w nieznanym mi języku. Carlisle co jakiś czas wstrzykiwał Kira nowe dawki leków, ale nie zdawały się one na zbyt wiele. Dziecko już chciało wyjść. Jacob zjawił się po prawie dwóch godzinach, a razem z nim byli Edward, Bella, Rose, Esme, Nahuel Alice, Emmet i Jasper wracający właśnie z polowania. Nie zdziwili się na widok sceny którą zastali w salonie : wiedzieli o wszystkim. Jake przytulił mnie do siebie i patrzał beznamiętnie na to jak kobieta zwija się z bólu na przeciwległej kanapie. Minęło kolejne pół godziny, a Kira zawyła z bólu.
-Hayaan ang aking anak!-była to prośba o ocalenie dziecka. Wiedziałam bo już wcześniej nieraz to wykrzykiwała. Tym razem było w tym coś innego niż wcześniej. Carlisle dopadł jej i przeniósł na stół bo nie było już na nic czasu. Wampiry, oprócz Edwarda wybiegły z domu, pozostawiając go razem z ojcem, Linayą, Manuelą, Jacobem, mną, oraz umierającą Kirą samych. Carlisle chwycił skalpel i kilkoma zgrabnymi ruchami otworzył brzuch. Krew trysnęła na wszystkie strony. Jake zacisnął mocniej ręce na brzegu kanapy. Amazonka darła się wniebogłosy. 
-Edwardzie-mruknęła Manuela, patrząc bez większego zainteresowania na ginącą kobietę-daj jej więcej morfiny, bo obudzi całą okolicę.
Ojciec spojrzał na nią z oburzeniem, ale posłusznie dał większą dawkę leku. Carlisle wydobył dziecko z jej brzucha. Kobieta przestała wrzeszczeć. Oddychała płytko. Carlisle podał jej dziecko.
-Dastan-wymamrotała, po czym zamknęła oczy. Jej serce przestało bić.
Edward podniósł dziecinę z jej martwego ciała i odsunął się na bok.
-Manuelo, Linayo. Pochowajcie ciało-powiedział. Kobietom nie trzeba było dwa razy powtarzać zwinęły zwłoki i wybiegły do lasu. Carlisle zaczął sprzątać salon, a Edward wyszedł z pokoju po chwili wrócił, z dzieckiem oczyszczonym od krwi i owiniętym w mały ręcznik. Usiadł obok mnie na kanapie i podał mi dziecko. Patrzyło na mnie zaciekawione ,dużymi okrągłymi oczyma, czarnej barwy.
-To chłopiec-mruknął Edward
Poczułam się tak jakby to było moje dziecko. Pragnęłam się nim zaopiekować. Przytulić. Żeby było moje. Zerknęłam na Jacoba. Wpatrywał się w małego wampirka niewidzącymi oczyma. Edward wstał by pomóc ojcu w porządkach.
-Jake...-szepnęłam
-Wiem.
Siedzieliśmy w milczeniu wpatrując się jak zaklęci w dziecko spoczywające w moich ramionach. Wszyscy wrócili do domu, ale nikt się zbytnio niczym nie przejmował. Dopiero Manuela zbliżyła się do mnie i wyciągnęła ręce w kierunku niemowlaka. Nie poruszyłam się.
-Renesmee, już możesz go oddać.
Nie poruszyłam się.
-Nessie, oddaj dziecko.
-Nie.
Wszyscy zamarli wpatrując się we mnie zszokowani. Podałam je Jacobowi ,który natychmiast je przytulił ,wstałam i bez wahania zasłoniłam ich własną piersią.
-Nie oddam go-powtórzyłam
-Ness...
-Nie pozwolę wam go zabić-warknęłam obnażając kły
Rose podeszła do mnie.
-Ja też-powiedziała
Spojrzałam błagalnie na Nahuela.
-To twój brat-powiedziałam cicho
Spojrzał na dziecko z odrazą ,ale przyłączył się do nas. Jake również wstał. Przyłączyła się także Esme, Carlisle i Emmet.
-Renesmee kochanie, nie jesteś w stanie wychować naraz dwoje niemowląt-powiedziała Bella
-Oczywiście ,że jestem-odparłam głośno i dobitnie
Znowu zapadła cisza. Przecięły ją powolne kroki Alice i Jaspera, dołączających do naszych szyków. Przyszła też Bella. Edward, Linaya i Manuela wciąż uparcie protestowali.
-To nie jest twoje-powiedział stanowczo Edward
-Trzeba to zabić-przytaknęła Manuela
-Nikt tu dziś nie zginie-zawarczał Jacob.Nigdy nie zachowywał się tak w mojej obecności.
-Edwardzie...-poprosił Carlisle
-Dobrze-zgodził się Edward z obrzydzeniem patrząc na dziecko-ale wiedzcie ,że nigdy tego nie zaakceptuję.
Linaya i Manuela zostały same. Wpatrywały się w nas ogłupiałe. Manuela bez słowa odwróciła się i wyszła z pomieszczenia.
-Przepraszam, muszę za nią iść-powiedziała Linaya-jeszcze tu jednak wrócę.
Wybiegła za nią. Zostaliśmy sami. Spojrzałam na dziecko w objęciach Jacoba, które właśnie wywinęło się śmierci. MOJE DZIECKO.
-Dastan- szepnęłam czule

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz