Ten blog zaczęłam pisać dokładnie 02.11.2011r.. Było to 4 lata temu. Wtedy byłam wielką fanką Sagi Zmierzch, zresztą jak wiele dziewczyn w moim wieku. Teraz moje zainteresowania (na szczęście) całkowicie zmieniły swój tor. Kolejne posty nie powstają z rąk nastolatki z może trochę zbyt bujną wyobraźnią, tylko z pod palców nieco zmęczonej codziennością dziewczyny, która nie traktuje pisania tej opowieści jako hobby czy konieczność, a jedynie jako oderwanie od rzeczywistości i krótki powrót do przeszłości :)

sobota, 26 maja 2012

70. Feliks

   Wykładowca pan Jenkins był najsmętniejszym człowiekiem jakiego widziałam. Już po dziesięciu minutach połowa zebranych na wykładzie drzemała oparta na swoich ławkach. Dzielnie wytrzymałam do końca sporządzając notatki, choć było to nie lada wyzwanie.
   Po zajęciach, profesor Jenkins poprosił bym pozostała chwilę w auli. Gdy wszyscy opuścili pomieszczenie podszedł do mnie i przemówił swoim monotonnym głosem.
-Jessie-zaczął swym monotonnym głosem
-Nessie-poprawiłam go odruchowo
-Nie wydaje mi się-odparł bezbarwnym tonem-jako, że jesteś jedną z moich lepszych uczennic i jesteś już na 4 roku...
-Tak właściwie to jestem na pierwszym.
-Nie istotne. Postanowiłem sprawdzić ile udało ci się w ciągu tych czterech lat nauczyć i wysłać cię na praktyki. Wiem, że pracowałaś już przez chwilę w podstawówce, a jako ,że nie chcemy jeszcze ryzykować poważnymi pacjentami obejmiesz stanowisko szkolnego psychologa w miejscowym liceum, tutaj w Seattle. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem za rok dostaniesz dyplom i zakończysz studia.
-Ale ja studiuje dopiero pół roku-zaprotestowałam
-Twoja rodzina potrafi być bardzo przekonująca, Lessie-wyciągnął z kieszeni karteczkę z adresem i wcisnął mi ją w dłoń-od jutra, miejscowe liceum. Do widzenia.
Odwrócił się i z kamienną twarzą odszedł. Byłam wściekła na rodziców. Czy oni nie mogą wytrzymać, żeby choć przez chwilę nie wtrącać się w moje życie? Przecież miałam całą wieczność na wyuczenie się zawodu, czemu zależało im na zakończeniu tego tak szybko. Targana różnymi emocjami udałam się w podróż powrotną do Forks. Ciekawe ile trzeba dać łapówki ,żeby przeskoczyć trzy lata studiów? W każdym bądź razie, nie dziwiłabym się gdyby szanowny pan profesor za jakiś czas nie kupił sobie nowej willi w Port Angeles. Miałam trochę czasu nim dzieci zakończą zajęcia jechałam więc powoli. W pewnej chwili zatrzymałam się z głośnym piskiem i wpatrzyłam się w szybę. Samochód szarpnął, drzwiczki cichutko trzasnęły.
-Feliksie, nie ładnie tak nachodzić ludzi-upomniałam siedzącego obok mnie wampira.
-Wybacz Renesmee-powiedział wysoki postawny mężczyzna uśmiechając się lekko
-Jesteś sam?
-Nie. Alec i Demetrii czekają u Cullenów. Można wiedzieć co skłoniło cię do wizyty w Seattle?
-Studiuję-przyznałam szczerze. Mężczyzna uniósł brwi. Czerwone oczy błysnęły-A teraz jadę odebrać dzieci.
-Ach, no tak. Pozwól ,że wybiorę się z tobą.
-Nie ma sprawy-mruknęłam, choć wcale mi to nie pasowało. Ruszyłam w dalszą drogę.
-Więc nic się nie zmieniło?-zapytał retorycznie
-Wszystko po staremu.
Westchnął.
-Jak ty wytrzymujesz ten zapach-jęknął gdy zbliżyliśmy się do Forks
-Słucham?
-Chyba teraz gdy masz z nim dziecko, nie będziesz udawać ,że jest tylko wilczkiem ogrodowym.
-O to chodzi-skąd ja znałam ten temat
-Jak ty możesz z nim...
O nie.
-Obawiam się drogi Feliksie ,że to nie jest twoja sprawa-powiedziałam z naciskiem, może trochę zbyt niegrzecznie
-Naturalnie.
Odebraliśmy Aveline spod szkoły. Widać było, że jest zaskoczona jego wizytą, chociaż uśmiechała się słodko a on zdziwił się jeszcze bardziej, gdy zniknęła ze szkolnego parkingu i zmaterializowała się tuż za jego plecami.
-Nigdy się do tego nie przyzwyczaję-westchnął
Dastan przyjął pojawienie się mężczyzny tak samo jak wszystko inne - ze stoickim spokojem i tym samym wiecznie rozmarzonym wyrazem twarzy. Na jego widok skinął nieznacznie głową na powitanie i zajął miejsce z tyłu pojazdu.

3 komentarze: