Ten blog zaczęłam pisać dokładnie 02.11.2011r.. Było to 4 lata temu. Wtedy byłam wielką fanką Sagi Zmierzch, zresztą jak wiele dziewczyn w moim wieku. Teraz moje zainteresowania (na szczęście) całkowicie zmieniły swój tor. Kolejne posty nie powstają z rąk nastolatki z może trochę zbyt bujną wyobraźnią, tylko z pod palców nieco zmęczonej codziennością dziewczyny, która nie traktuje pisania tej opowieści jako hobby czy konieczność, a jedynie jako oderwanie od rzeczywistości i krótki powrót do przeszłości :)

piątek, 4 maja 2012

40. Termin

-Renesmee słyszysz nas?-głos Carlisle dobiegł moich uszu-Jest już przytomna.
-Jesteś pewien?-zapytał cicho Jacob
-Na sto procent.
Drgnęłam lekko.
-Czy możecie w końcu przestać mnie usypiać?-mruknęłam otwierając oczy. Wszyscy uśmiechali się szeroko.
-Niestety, chwilowo jest to konieczne-westchnął Carlisle-Pomyliłem się wyznaczając datę. Zostały nam niecałe trzy tygodnie.
-Trzy tygodnie?-wyszeptałam
-Dziecko jest strasznie silne. Bardziej niż jakikolwiek wampir, bardziej niż ty.
-Czyli mamy powtórkę z rozrywki?-mruknął Jacob
-Dokładnie. Tylko, że tym razem mamy Ness a nie Belle i znacznie bardziej skomplikowaną sytuację.
-Myślisz ,że wyjdzie z tego cało?
-Najprawdopodobniej tak.
-Czy możecie coś dla mnie zrobić?-zapytałam cicho.
-Co tylko chcesz.-zapewnił od razu Jacob
-Chciałabym, żebyście kogoś odnaleźli. Konkretnie Nahuela.
Na ich twarze nastąpiło zdziwienie.
-Nahuela-powiedział wolno Carlisle-dlaczego akurat jego?
-Nie znam jego sióstr, a on jest taki jak ja. Chciałabym z nim porozmawiać.
Jacob i Carlisle wymienili zaskoczone spojrzenia ale nic już nie powiedzieli. Jake wyglądał na poirytowanego. Nie lubi Nahuela, ponieważ ostatnio gdy tu był, gdy miałam jeszcze hmm...fizycznie 7 lat, już patrzył na mnie z wyraźnym zainteresowaniem.
-Świetnie-skwitował Carlisle-omówię z nim to, że tak szybko osiągnęłaś dojrzałość. Według temu co kiedyś mówił, powinno to się wydarzyć dopiero za jakieś 1,5 roku. Powiem Alice, żeby się z nim skontaktowała.
Wyszedł z pokoju zostawiając nas samych.
-Ty mnie chyba do grobu wpędzisz-westchnął Jacob-Jak ja do porodu nie osiwieję to będzie jakiś cud.
-Może jak przestaniecie ciągle wciskać mi leki i pozwolicie mi chodzić, poczuje się lepiej?
-Wątpie-uśmiechnął się szeroko

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz