Ten blog zaczęłam pisać dokładnie 02.11.2011r.. Było to 4 lata temu. Wtedy byłam wielką fanką Sagi Zmierzch, zresztą jak wiele dziewczyn w moim wieku. Teraz moje zainteresowania (na szczęście) całkowicie zmieniły swój tor. Kolejne posty nie powstają z rąk nastolatki z może trochę zbyt bujną wyobraźnią, tylko z pod palców nieco zmęczonej codziennością dziewczyny, która nie traktuje pisania tej opowieści jako hobby czy konieczność, a jedynie jako oderwanie od rzeczywistości i krótki powrót do przeszłości :)

środa, 16 maja 2012

57. Volturi

  Z pomiędzy drzew wysunęły się powoli jedenaście cieni. Szli powoli, majestatycznie, w ściśle określonym szyku. Cierpliwie stałam machinalnie gładząc syna po pokrytej czarnymi włosami główce. W końcu cienie zbliżyły się do nas na tyle blisko, że bez problemu mogłam dostrzec spowite ciemnymi pelerynami twarze. W jednej chwili wszyscy nowo przybyli odrzucili kaptury do tyłu. Najbliżej nas stała Jane i Alec. Rodzeństwo przyglądało się nam z nieukrywanym zaciekawieniem. Nieco dalej stał Aro, a po jego obu stronach Kajusz i Marek. Za nimi przeszywały nas wzrokiem pięć osób. Rozpoznałam w nich Renatę, osobistego ochroniarza Aro, ale pozostałe cztery postacie były mi nieznane. Po obu stronach szyku stali Demetrii i Felix.
-Carlisle!-zawołał Aro rozkładając ramiona i uśmiechając się perliście-Ach, jest i Esme. Doskonale wyglądasz moja droga. Doprawdy jestem oczarowany! Witam również pozostałych Cullenów! Cudownie, cudownie. Renesmee, kochanie!-wyszczerzył zęby w moją stronę-I ty ...Jacobie-mruknął w stronę wilkołaka, ale oczy wciąż miał utkwione we mnie. Dostrzegłam w nich pewien stalowy błysk.
-Witaj Aro-odparł Carlisle również blado się uśmiechając-co was sprowadza w nasze skromne progi?
-Naszych uszu doszły bardzo ciekawe opowieści, Carlisle. Słyszałem ,że macie tu dziecko. I to dziecko nie jest wasze.
Spojrzał na Aveline, a potem na Dastana, jego źrenice się rozszerzyły.
-A co to!-odskoczył do tyłu-Carlisle, znasz zasady...
-To dziecko nie jest nieśmiertelne Aro-zagrzmiał Carisle tak, że aż zatrzęsłam się pod potęgą jego nienaturalnie wielkiego głosu-należy do Renesmee. I Jacoba.
-Renesmee-szepnął Marek. Odezwał się po raz pierwszy tego dnia. Spojrzał na braci z uwagą. Aro przeszył mnie na wylot swoimi przejrzystymi oczyma. W końcu uśmiechnął się delikatnie.
-No no, moje gratulacje. Nie wiedziałem, że związek, a tym bardziej...współżycie wampirzycy z zmiennokształtnym jest możliwe. Nessie, moja droga, czy zechciałabyś sama mi to pokazać?
-Oczywiście-odparłam bez wahania. Podałam dziecko Rosalie i powoli do niego podeszłam. Mimo setek lat życia, wyglądał bardzo dobrze. Cerę miał perliście białą, oczy krwisto czerwone, a włosy proste i czarne. Jak Dastan, tylko, że te błyszczały w słońcu. Gdy byłam już bardzo blisko wyciągnęłam do niego rękę i położyłam mu ją na ramieniu. Pokazałam mu kilka scen z wesela. Moment gdy dowiedziałam się o ciąży. Pominęłam sceny bólu gdyż mógłby to uznać za okropne. Poród Dastana. Adopcja. Chwila po urodzinach Aveline. Ich kilka pierwszych dni. Teorię Carlisle. Pierwsze słowa Dastana. Odsunęłam dłoń od jego ciała i spojrzałam na niego wyczekująco.
-Aveline i Dastan-mruknął pod nosem-jeżeli pozwolisz, chciałbym zamienić z tobą słowo, na osobności-powiedział głośno. Renata stojąca za nim drgnęła lekko.
-Aro, nie sądzę...-zaczął Edward, ale tamten uniósł uciszająco rękę. Bez słowa spojrzał na mnie znacząco i rzucił się w stronę lasu. Omiotłam ostatni raz polanę. Wzburzonych zachowaniem Ara Volturi, przerażonych Cullenów ,Jake'a i dzieci. Skinęłam na nich lekko po czym pobiegłam za roznoszącym się po okolicy zapachu.


1 komentarz: