Ten blog zaczęłam pisać dokładnie 02.11.2011r.. Było to 4 lata temu. Wtedy byłam wielką fanką Sagi Zmierzch, zresztą jak wiele dziewczyn w moim wieku. Teraz moje zainteresowania (na szczęście) całkowicie zmieniły swój tor. Kolejne posty nie powstają z rąk nastolatki z może trochę zbyt bujną wyobraźnią, tylko z pod palców nieco zmęczonej codziennością dziewczyny, która nie traktuje pisania tej opowieści jako hobby czy konieczność, a jedynie jako oderwanie od rzeczywistości i krótki powrót do przeszłości :)

poniedziałek, 7 maja 2012

42. Przybycie gości

  Od czasu ostatniego incydentu minęło 5 dni. Mój brzuch był już duży, jak u kobiety w 7 miesiącu ciąży. Carlisle twierdził, że wszystko rozwija się w miarę prawidłowo. Znaczy na tyle prawidłowo na ile może rozwijać się dziecko na wpół wampirzycy i wilkołaka.
  Rozległ się dzwonek do drzwi. Siedziałam na kanapie w salonie Cullen'ów, a Jacob poszedł otworzyć.
-Witaj Jacobie-usłyszałam pieszczący uszy głos Nahuela
-Cześć-odparł Jake. Nie przepadali za sobą.
-Cześć-ten głos zupełnie zbił mnie z tropu. Był to delikatny, kobiecy sopran. Do domu weszli Nahuel oraz jego młodsza siostra Linaya. Nahuel jak zwykle olśniewał urodą. Czarne, proste włosy kontrastowały z bladą cerą wampira, a ciemno miodowe oczy zabłysły na mój widok. Jego siostra Linaya była bardzo do niego podobna. Miała te same oczy. Włosy ciekawej barwie ciemnego brązu odróżniały ją od przyrodniego brata.
-Nessie!-zawołał Nahuel i podbiegł żeby się ze mną przywitać. Przysiadł obok mnie na kanapie i spojrzał na mój brzuch. Westchnął-Ach tak.
-Carlisle nie wspominał?
-Wspominał, wspominał, ale miałem nadzieję, że to nie prawda-spojrzał na mnie tak czule, że aż musiałam odwrócić wzrok
-Renesmee-powiedziała Linaya z silnym akcentem-miło cię znów widzieć.
-Mi ciebie też. Co tam u was, w domu?
-Dobrze. Mamy nowa siostrę-mruknęła
-CO?!
-Zanim Volturi zabrali się za...ojca, zdążył stworzyć jeszcze jednego potwora. To jeszcze niemowlę. Nie mamy co z nim zrobić. Każda z nas chce wieść normalne życie ,a nie zajmować się małym potworem.
-Kiedy się urodziło?
-No prawdę mówiąc-zarumieniła się-to jeszcze nie przyszło na świat. Ale matka zastępcza za jakiś czas powinna zginąć...to znaczy urodzić-poczerwieniała jeszcze bardziej.
-Ach tak...
-Manuella przywiezie ją tu za kilka dni. Chcemy pozbyć się tego dzieciaka z dala od naszych terenów. Żeby nie budzić podejrzeń.
-Chcecie go zabić?-chyba zbladłam
-Gdy Volturi zabili ojca, nie będzie się miał nim kto zająć. A żadna z nas nie weźmie tego pod swój dach.
Zamyśliłam się. Linaya szturchnęła Jacoba w żebra.
-Pójdziemy się przejść wilku?-zapytała z uśmiechem
-Jasne-zreflektował się tym samym ale wyglądał na zaniepokojonego. Wyszli z domku zostawiając nas samych. Nahuel westchnął i przysunął się bliżej mnie. Spojrzał mi głęboko w oczy, po czym przysunął się tak blisko ,że bez problemu objął mnie ramieniem i przycisnął moją głowę do swojej piersi. Słyszałam jego szybko bijące serce. Drugą rękę położył mi na brzuchu. Przymknęłam oczy. Czułam ,że przykłada swoje usta do moich włosów. Powinnam czuć się nieswojo. W końcu byłam mężatką i to w zaawansowanej ciąży, ale tak dobrze się czułam ,że nie mogłam się od niego oderwać.
-O czym myślisz?-szepnęłam
-O tym jak mogłoby wyglądać nasze życie-westchnął
-Nasze życie?
-Gdybyśmy byli razem. Nasze dzieci byłyby takie jak my. Nie musiałabyś cierpieć, bo urodzenie go byłoby dla ciebie naturalne. Jak u ludzi. Wszystko byłoby piękne.
Podniósł dłoń z mojego brzucha i przesunął ją bez zawahania po moich piersiach i szyi aż po policzki. Drgnęłam lekko, ale chyba z radości i przyjemności a nie zirytowania. Co ja robiłam? On dotykał mnie tak nieskrępowanie oraz obejmował mnie beztrosko a ja nie reagowałam. Przekręcił delikatnie moją twarz, tak ,że mieściła się naprzeciw jego, kilka centymetrów dalej. Pochylił się i pocałował mnie w usta. Byłam zszokowana, ale nie jego postępowaniem, ale tym ,że naprawdę tego chciałam. Językiem rozchylił moje wargi i wdarł się do wnętrza moich ust. Wszelki opór mnie opuścił przycisnęłam się najbliżej jego jak to tylko było możliwe, a nasze języki się splotły. Trwało to zdecydowanie za krótko. W końcu zorientowałam się co się dzieje i szybko się od niego odsunęłam. Zerwałam się z kanapy i mimo to, że złapały mnie nagłe zawroty głowy przeszłam przez pokój i dopiero tam, oparłam się o ścianę i spojrzałam na niego z wściekłością ale i ze strachem. Uśmiechnął się szeroko.
-Nie no to już było coś!
-Przestań, zrobiłeś to specjalnie.
-No chyba nie myślisz ,że przypadkiem. Ten Jacob to ma szczęście. Słuchaj, jak to jest całować psa?
-Jake nie jest żadnym psem.
Wstał i podszedł do mnie powoli na tyle blisko, że mogłam policzyć jego rzęsy. Jedną rękę oparł o ścianę, a kciukiem drugiej przejechał mi po dolnej wardze.
-Ale nie jest w stanie w pełni sprostać twoim oczekiwaniom. Ja jestem.
Poczułam skurcz w brzuchu więc jęknęłam i zacisnęłam mocniej zęby. Może nie odebrał tego tak jak powinien.
-Nahuel, do cholery ja jestem 7 miesiącu ciąży-warknęłam-z człowiekiem którego kocham, moim mężem. Co ty sobie w ogóle myślisz składając mi takie niemoralne propozycje?
Uniósł lekko brwi słysząc hasło "człowiek".
-Myślę sobie ,że cię kocham i ty też mnie kochasz..
-Nie próbuj mi wmówić kogo kocham a kogo nie-wyplątałam się z jego objęć i westchnęłam-poprosiłam cię żebyś przyjechał nie dlatego ,że chce tutaj z tobą uprawiać sceny miłosne w kącie pokoju tylko dlatego ,że się za tobą stęskniłam!
Uśmiechnął się i zmierzwił mi włosy.
-Ja za tobą też Nessie.



1 komentarz: