Ten blog zaczęłam pisać dokładnie 02.11.2011r.. Było to 4 lata temu. Wtedy byłam wielką fanką Sagi Zmierzch, zresztą jak wiele dziewczyn w moim wieku. Teraz moje zainteresowania (na szczęście) całkowicie zmieniły swój tor. Kolejne posty nie powstają z rąk nastolatki z może trochę zbyt bujną wyobraźnią, tylko z pod palców nieco zmęczonej codziennością dziewczyny, która nie traktuje pisania tej opowieści jako hobby czy konieczność, a jedynie jako oderwanie od rzeczywistości i krótki powrót do przeszłości :)

czwartek, 10 maja 2012

50. A. J. Black

-Renesmee!
-Nessie!
-Nessie! Słyszysz nas?
-Renesmee!
-Nessie!
Poczułam, że moje serce z powrotem rusza. Światło zniknęło. Zaczęłam miarowo oddychać. Odzyskałam czucie w rękach i nogach, chociaż wciąż czułam ból. Jednak znacznie słabszy ,ból. Podświadomie czułam też, że mogę podnieść powieki. Otworzyłam oczy. Zobaczyłam twarz Carlisle.
-To dziewczynka -szepnął
Mam dziecko. Ja naprawdę mam dziecko. Nawet dwoje dzieci : Dastan i...i...Spojrzałam nieco dalej i zobaczyłam Jacoba trzymającego w ramionach dziecko zawinięte w różowy kocyk. Podszedł do mnie powoli i podał mi je. Pierwsze co zobaczyłam to oczy. Oczy Jacoba. Czarne, nieprzeniknione. Była taka malutka. Miała moje rysy twarzy, a na głowie pojawiały się kasztanowe loczki. Wszelki ból zniknął. Usiadłam chociaż gdy to robiłam kilka par rąk rzuciło się do mnie by mi pomóc. Zignorowałam je. Moje dziecko. Jake usiadł obok mnie na blacie stołu i spojrzał na dziecko.
-Jak ją nazwiemy?-szepnęłam ledwo dosłyszalnie
Edward odchrząknął.
-To my zostawimy was samych-powiedziała z uśmiechem Bella wyciągając go z domu na siłę-jakby co to wołajcie.
Wszyscy niechętnie wyszli z domu. Zostałam tylko ja , Jacob i mała.
-Masz jakieś propozycje ? -zapytał
-Myślałam o Annie, Vivianeth, po twojej matce, albo...albo Aveline.
-Jak?-zdziwił się
-Aveline...to takie francuskie rzadkie imię...
-Jest piękne...naprawdę niesamowite. A na drugie możemy jej dać na przykład...hmm...Jane
-Jane? Ślicznie.
-Aveline Jane Black-powiedział z uczuciem
-Spójrz, wzięliśmy ślub zaledwie kilka miesięcy temu i już mamy dwoje dzieci.
Uśmiechnął się szeroko.
-A tak w ogóle to gdzie jest Dastan?
-Na dworze z resztą. Chcesz do niego pójść? Nie uwierzysz jaki już jest duży. Jakby miał co najmniej miesiąc! Albo i dwa.
Wstałam wciąż z dziewczynką na rękach i wyszliśmy na zewnątrz : jako rodzina.

2 komentarze:

  1. Powiem tak .Wzruszający do łez a za razem zawierający dech w piersiach .Z niecierpliwością czekam na NEXT!Przeczytałam wszystkiego rozdziały napisane przez ciebie w 2 dni bez przerwy.Uwielbiam ten bloog . Pisz dalej !

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję. Nowa fala natchnienia nadeszła szybciej niż się tego spodziewałam. Obiecuję, że będę wciąż pisać dopóki, będzie choć jedna osoba skłonna do czytania.

    OdpowiedzUsuń