Ten blog zaczęłam pisać dokładnie 02.11.2011r.. Było to 4 lata temu. Wtedy byłam wielką fanką Sagi Zmierzch, zresztą jak wiele dziewczyn w moim wieku. Teraz moje zainteresowania (na szczęście) całkowicie zmieniły swój tor. Kolejne posty nie powstają z rąk nastolatki z może trochę zbyt bujną wyobraźnią, tylko z pod palców nieco zmęczonej codziennością dziewczyny, która nie traktuje pisania tej opowieści jako hobby czy konieczność, a jedynie jako oderwanie od rzeczywistości i krótki powrót do przeszłości :)

niedziela, 13 maja 2012

55. W drewnianej chacie.

-Jacob, co dzisiaj robimy?
-Hmm...Charlie przyjedzie dziś z Billy'm i Sue do Cullenów. Pewnie wypadałoby ,żebyśmy my też do niech pojechali.
Siedzieliśmy w okrągłej kuchni. Aveline ssała wolno mleko z butelki, a Dastan popijał krew. Od wczorajszego wieczora znowu bardzo urośli.
-Możemy do nich pojechać-zgodziłam się-ale chciałabym też odwiedzić Sama i Emily. I tego małego...
-Noah.
-No właśnie.
-Ok, to dzisiaj Cullenowie i sfora.


   Charlie rzeczywiście przyjechał do domu Carlisle. Sue i Billy też tam byli. Na wejściu zakochali się w Aveline, ponieważ Dastan był wciąż "chory". Przedpołudnie minęło nam więc mile. Carlisle zbadał, że chłopiec rośnie w tym wieku około 0,4 cm na godzinę, co dawało niemal 10 cm dziennie, natomiast mała rosła mniej-więcej dwukrotnie wolniej niż on. Dopiero o godzinie 13:00 udało nam się z trudem wydostać z domu. Udaliśmy się prosto do La Push. Emily była w domu.
-Nessie!-krzyknęła na mój widok.
-Hej-uśmiechnęłam się szeroko-jak się czujesz?
-Doskonale. Mały też zdrowy. Zjecie coś? A może się napijecie? JAKE! O rety jak ja cię długo nie widziałam! A co to za...jaka ślicznotka! A to co za chłopak? No no, dwójka dzieci?
-To jest Aveline, a to Dastan. Adoptowaliśmy go-powiedziałam-ale gdzie masz Noah?
-Jest tam w drugim pokoju, przyniosę go, a wy się rozgośćcie. Jacob, nie krępuj się te ciasteczka są jadalne.
Jake z szerokim uśmiechem zaczął wcinać ciastka. Emily wyszła z pokoju i po chwili wróciła dźwigając na rękach rozkosznego Indiańskiego bobasa. Miał opaloną skórę, brązowe ciekawskie oczęta i wyglądał doprawdy rozkosznie. Drzwi otworzyły się z hukiem i do pomieszczenia wpadli Quil, Brady, Paul, Colin i Leah.
-Kogo fura stoi przed wjazdem...Nessie! JAAAAKEEE!-zawołał Quil na wejściu rzucając się na Jacoba i waląc go ręką w plecy. Jacob dał mu sójkę w bok.
-Ej, Quil zachowuj się. Jacob to już poważny ojciec-zachichotał Paul
Jacob spojrzał na niego unosząc brwi.
-A właśnie gdzie to to to małe?-zapytała Leah
Jake skinął na mnie i nagle kilka par wilczych oczu utknęło w trzymanych przeze mnie dzieciakach. Wszystkie wytrzeszczyły się w tym samym momencie.
-Albo ja liczyć nie umiem, albo widzę tu DWOJE-mruknął Brady
-Dastan jest adoptowany-wyjaśniłam szybko
-Dastan? Co to za imię?-zapytała Leah
Spojrzałam na nią sarkastycznie.
-Perskie. Oznacza "baśń".
-Mhm...-mruknął Colin uśmiechając się-śliczne brzdące. Jak się nazywa ta kruszynka?
-Aveline. Aveline Jane Black.
-Kurczę. Black. Chyba nigdy się do tego nie przyzwyczaję-westchnął Paul
-Jest strasznie do ciebie podobna Nessie-powiedział Quil-ale oczęta to ma po Jake'u nie ma co.
-No po Jake'u...
-Taak, Jake.
-Jak się ją skraca?-zapytał Brady
-SKRACA?
-No wiecie, imię.
-Aaa...Eline, czyta się Elajn. Albo Ave.
-Ave...była taka piosenka, no jak to szło...Ave...Ave
-Ave Maria?
Wszyscy wybuchnęli gromkim śmiechem
-A gdzie macie Setha, Embry'ego i Jareda?
-Poszli sobie połazić. Będą niedługo. Macie czas?
Jacob już otwierał usta żeby odpowiedzieć, kiedy nagle w mojej kieszeni zadzwonił telefon. Podałam Aveline Paulowi i zdziwiona sięgnęłam po aparat.
-Halo?
-Renesmee?-to była Esme
-Tak, o co chodzi?
-Alice.
Jedno słowo. Dwie sylaby, pięć liter, tyle samo głosek - i wszystko było jasne.
-Zaraz będziemy-zapewniłam szybko.
Schowałam telefon do kieszeni i spojrzałam na Jake'a. Musiał zobaczyć w mojej twarzy, że coś się wydarzyło.
-Co jest?-zapytał
-Alice-odparłam
Pobladł lekko.
-Co widziała?
-Nie wiem, ale to musi być coś ważnego.
Członkowie sfory przyglądali się tej wymianie zmian z otwartymi ustami. Jacob podszedł do Paula i zabrał od niego dziewczynkę.
-Przepraszamy, ale musimy się zmywać. Pozdrówcie chłopaków-powiedział
Nie czekając na odpowiedź wyszliśmy na dwór i już po chwili pędziliśmy szosą ,pomiędzy przesuwającymi się nam przed oczyma lasami .

2 komentarze: