Ten blog zaczęłam pisać dokładnie 02.11.2011r.. Było to 4 lata temu. Wtedy byłam wielką fanką Sagi Zmierzch, zresztą jak wiele dziewczyn w moim wieku. Teraz moje zainteresowania (na szczęście) całkowicie zmieniły swój tor. Kolejne posty nie powstają z rąk nastolatki z może trochę zbyt bujną wyobraźnią, tylko z pod palców nieco zmęczonej codziennością dziewczyny, która nie traktuje pisania tej opowieści jako hobby czy konieczność, a jedynie jako oderwanie od rzeczywistości i krótki powrót do przeszłości :)

sobota, 26 maja 2012

69. Wrodzony talent

-DASTAN! AVELINE!-zawołał Jacob-za 5 sekund na dole!
-Nie przesadzasz trochę?-mruknęłam
-Może troszkę. I 3...2...1...!
Do kuchni wpadła dwójka dzieci : ubrany w granatową koszulę w kratę przystojny chłopak trzymający w bladej dłoni ciemny plecak, oraz prawie dwa razy mniejsza od niego słodka dziewczynka z równie uroczym różowym plecaczkiem na plecach. Na szczęście nieopodal High School'a Dastana, mieścił się niewielki budynek podstawówki. Na początku Jake chciał by dzieciaki uczyły się w rezerwacie, ale w końcu odpuścił. Aveline szybko pochłonęła miskę płatków i stanęła przed drzwiami gdzie czekał już jej starszy brat. Chwyciłam kluczyki do samochodu i otworzyłam dzieciom drzwi.
-Pójdę dzisiaj na wykład, więc wrócę trochę później-rzuciłam do Jacoba na pożegnanie. Cmoknęłam go przelotnie w policzek, chwyciłam torebkę i wybiegłam do mojego cudu technologii na 4 kołach, gdzie już czekały dzieci. W jednej z przełomowych chwil pół roku temu postanowiłam, że wypadałoby znaleźć sobie jakąś pracę, nie ze względów finansowych bo pieniędzy nam nie brakowało, jednak w końcu od czegoś trzeba zacząć. Mimo ukończenia zaledwie jednego semestru ostatniej klasy liceum, zapewne za pośrednictwem całkiem sporej koperty zostałam przyjęta na studia psychologiczne w Seattle. Właśnie rozpoczęłam drugie półrocze nauki, co oznaczało, że do zakończenia studiów z dyplomem magisterskim w rączce zostały mi jeszcze ponad cztery lata. Edward i Emmett twierdzą, że jeżeli chcę, mogę ukończyć je jeszcze wcześniej (i tutaj też w grę wchodzi nieprzyzwoita suma pieniędzy).
-Czego uczycie się teraz w szkole?-spytałam zerkając na Aveline w lusterku
-Nic ciekawego-machnęła ręką-pisanie, czytanie, liczenie. Wszystko to już umiem.
-A ty?
-Nudy-mruknął Dastan, odgarniając z czoła zbłąkany kosmyk czarnych włosów.
Zatrzymaliśmy się przed skromnym budynkiem podstawówki. Eline pożegnała się z nami ,wyskoczyła z samochodu i pognała ludzkim tempem. Obserwowałam ją, aż zniknęła w murach szkoły, po czym ruszyłam w dalszą drogę. Gdy zajechałam na parking tak dobrze znanej mi szkoły ,pierwszą rzeczą jaką zobaczyłam był spory tłum nastolatek żywo plotkujących pod ścianą jednego z budynków. Gdy jedna z nich zobaczyła wjeżdżający na parking pojazd, szturchnęła pozostałe. Dastan wywrócił oczyma.
-Co to, komitet powitalny?-zapytałam zaskoczona
-Można tak powiedzieć-westchnął
-Jest aż tak źle?
-Gorzej niż ci się wydaje.
-Jest ich więcej?
-Ooo tak.
Teraz i ja westchnęłam. Chłopak otworzył drzwi i wysiadł, natomiast ja szybko otworzyłam okno. Nie zdążył nawet dojść do pierwszego budynku kiedy podbiegła do niego jedna z dziewczyn : niska, drobna blondynka. Wytężyłam słuch i po chwili usłyszałam pierwsze słowa.
-H...hej Dastan-wyrzuciła z siebie. Chłopak zatrzymał się i spojrzał na nią powłóczyście swoimi pięknymi oczyma. Nie wiem czy robił to specjalnie, czy sam z siebie, ale dziewczyna zachwiała się niebezpiecznie.
-Hej-zamruczał
-J...ja pomyślałam, ż...że może mógłbyś pomóc mi z włoskim-wyrzuciła z siebie jednym tchem. Zerknął w stronę grupki licealistek wpatrujących się chciwie w jego usta.
-Jasne-powiedział w końcu. Biedna spazmatycznie nabrała powietrza, wymamrotała podziękowanie i szybko wróciła do koleżanek. Rozbawiona ruszyłam w stronę Seattle.

1 komentarz: