Ten blog zaczęłam pisać dokładnie 02.11.2011r.. Było to 4 lata temu. Wtedy byłam wielką fanką Sagi Zmierzch, zresztą jak wiele dziewczyn w moim wieku. Teraz moje zainteresowania (na szczęście) całkowicie zmieniły swój tor. Kolejne posty nie powstają z rąk nastolatki z może trochę zbyt bujną wyobraźnią, tylko z pod palców nieco zmęczonej codziennością dziewczyny, która nie traktuje pisania tej opowieści jako hobby czy konieczność, a jedynie jako oderwanie od rzeczywistości i krótki powrót do przeszłości :)

sobota, 17 listopada 2012

145. Marnieć w oczach

   Ku moim ubolewaniom już po kilku tygodniach okazało się, że Carlisle się nie mylił. Effy już po miesiącu wyglądała jak ponad półroczne dziecko. I można by je za takie uznać, gdyby nie fakt, że mała potrafiła bez problemu samodzielnie siadać, raczkować wypowiadać jakieś proste słówka i robić różne inne rzeczy, które dla normalnego dziecka w jej wieku wydawałyby się niemożliwe. Z wyglądu też się zmieniła. Jej włosy miały ciekawą ciemno brązową barwę. Jednego dnia się kręciły, a drugiego były lekko falowane, długością siegały za ramiona, a czarne oczy były niezwykle inteligentne. Sylwetka dziewczynki oczywiście również odbiegała od normy : mała była smukła, dość wysoka ale również giętka co czyniło dziewczynkę zwinną i szybką. Nieraz znikała nam z oczu by po chwili pojawić się w tym samym miejscu w którym ostatnio ją widzieliśmy.
    Mimo szczęścia związanego z małą Effy, nikt z nas nie miał ochoty do radości. Lily czuła się coraz gorzej, a według wyliczeń Carlisle'a powinna już urodzić. Tłumaczył to faktem, że dziecko jest bardziej podobne do człowieka niż wampira, gdyż tylko 25% jego genów, są genami wampira, czyli Dastana. Mało tego, Lily wychudła strasznie : jej rude włosy wypłowiały, piękne oczy przygasły, skóra stała się blada i niemalże przezroczysta. To było logiczne, że dzieje się z nią coś złego. Z dnia na dzień wyglądała coraz marniej. Wręcz marniała w oczach. Widać było że cierpiała choć nie chciała tego pokazywać.
    Jeżeli chodzi o Stefana, Vladimira i Blaise'a to, wszyscy troje od dłuższego czasu stacjonowali u Belli i Edwarda. Nie licząc tych kilku tygodni gdy udali się na polowania za Seattle ( niestety nie chcieli przejąć zwyczajów panujących u nas ) oraz gdy postananowili odwiedzić Denalii. Denerwowała mnie ich obecność. Znaczy, nie miałam nic ani do Stefana i Vladimira - lubiłam ich i szanowałam. Tu chodziło o ich młodego towarzysza. Irytowała mnie jego obojętność oraz całkowity brak wszelkich zasad. To z jakim politowaniem patrzył na mnie Aveline, Dastana jako pół wampirów, oraz na Jacoba i Embry'ego, doprowadzało mnie do szału. Wydawał się być wiecznie czymś znudzony, więc chyba postanowił znaleźć sobie nowy obiekt zainteresowań - dużo czasu spędzał z Mikeyla'ą oraz ku mojemu przerażeniu z małą Effy. To jeszcze bardziej mnie wkurzało, bo w końcu ona tak samo jak ja była mieszańcem, którymi w moim przeświadczeniu gardził.
    Żeby nie myśleć tyle o codziennych problemach zgodziłam się na objęcie posady psychologa-psychiatry w szpitalu w którym pracował Carlisle. Praca pozwalała mi oderwać się od rzeczywistości. Przykrej rzeczywistości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz