Ten blog zaczęłam pisać dokładnie 02.11.2011r.. Było to 4 lata temu. Wtedy byłam wielką fanką Sagi Zmierzch, zresztą jak wiele dziewczyn w moim wieku. Teraz moje zainteresowania (na szczęście) całkowicie zmieniły swój tor. Kolejne posty nie powstają z rąk nastolatki z może trochę zbyt bujną wyobraźnią, tylko z pod palców nieco zmęczonej codziennością dziewczyny, która nie traktuje pisania tej opowieści jako hobby czy konieczność, a jedynie jako oderwanie od rzeczywistości i krótki powrót do przeszłości :)

środa, 21 listopada 2012

153. "Zaczęło się"

   Bee-beep. Bee-beep. Otworzyłam oczy. Bee-beep. Bee-beep. Bee-beep. Jacob wyskoczył spod kołdry jak oparzony i chwycił leżący na szafce telefon.
-Halo?...Tak, Jacob...o co chodzi?-powiedział niewyraźnie zaspanym głosem, po czym wsłuchał się w odpowiedź. Usiadłam na brzegu łóżka-Mhm...Tak...tak...jak długo to trwa?...dobra, jak myślisz mamy czas?...tylko? No dobra...Bella spokojnie-drgnęłam-...będzie dobrze...tak...nie, Bella na miłość Boską...TAK...nie tak, że tak, tylko tak, że nie...Dobra...Bells, uspokój się...SPOKOJNIE, już zaraz będziemy...do zobaczenia, cześć-rozłączył się i odłożył słuchawkę.
-Co sprawiło, że Bella musiała zadzwonić do ciebie o 3 w nocy?
-Lily. Musimy szybko do nich iść.
-O kurczę. Ale Effy...
-Weźmiemy ją ze sobą, trudno najwyżej będzie nam ryczeć do końca dnia.
Chwyciłam pierwsze lepsze ubranie i wsunęłam je na siebie. Jacob założył tylko przykrótkie jeansowe spodenki. Weszłam do pokoju Effy i jak najostrożniej ją z niego wyniosłam. Wsiedliśmy do samochodu - już po niecałych 10 minutach byliśmy na miejscu. Wpadliśmy z impetem do domu. Lily leżała na kanapie w salonie. Jej twarz wyrażała tylko ból, kończyny były powyginane pod różnymi kątami, ciało dygotało lekko, a oczy były puste. Dastan trzymał ją za rękę patrząc na nią z przerażeniem, Aveline szlochała cicho w kącie pokoju, a Embry próbował dodać jej otuchy, Carlisle majstrował zawzięcie przy aparaturze, Esme mu pomagała, Mikeyla (skąd się tu do cholery wzięła?!) siedziała za sofą z obojętną miną, Edward napełniał strzykawkę jakimś płynnym preparatem, a Bella stała i patrzała na to wszystko. W jej oczach widziałam histerię. Alice, Jaspera, Emmette i Rosalie zabrakło. Pewnie byli za daleko by móc tu teraz być. Podeszliśmy do Belli, ja trzymałam się nieco z boku, pozwalając działać Jacobowi. Gdy tylko się do niej zbliżył zaraz przywarła do jego piersi - on też ją obojął. Cmoknął ją w czubek głowy. Nie wiem czemu, to było zupełnie nie na miejscu, nie w takiej chwili, ale mimo własnej woli poczułam mocne ukłócie zazdrości. W tym uścisku, w tych spojrzeniach, w tym subtelnym pocałunku, było coś intymnego. Te drobne gesty były pełne uczucia, którego wcześniej między nimi nie widziałam, lub też nie chciałam zobaczyć. Głośny wrzask Lily wyrwał mnie z zamyślenia. Doskoczyłam do niej w chwili gdy Carlisle wstrzymiwał jej dawkę morfiny, a ona wciąż dygotała z bólu. Na chwilę zamarła, ale potem zaczęła krzyczeć z wzmorzoną mocą, w okolicach miednicy rozległ się głośny trzask.
-Zaczęło się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz