Ten blog zaczęłam pisać dokładnie 02.11.2011r.. Było to 4 lata temu. Wtedy byłam wielką fanką Sagi Zmierzch, zresztą jak wiele dziewczyn w moim wieku. Teraz moje zainteresowania (na szczęście) całkowicie zmieniły swój tor. Kolejne posty nie powstają z rąk nastolatki z może trochę zbyt bujną wyobraźnią, tylko z pod palców nieco zmęczonej codziennością dziewczyny, która nie traktuje pisania tej opowieści jako hobby czy konieczność, a jedynie jako oderwanie od rzeczywistości i krótki powrót do przeszłości :)

niedziela, 25 listopada 2012

171. Narkoza

   Nagranie dobiegło końca. Pochyliłam się ku Jacob'owi objęłam jego szyję rękoma i cmoknęłam go w policzek. Przytrzymał mój nadgarstek żebym, nie rozluźniła uścisku.
-Podobało się?
-Jasne-też mnie pocałował, po czym pozwolił mi na powrót usiąść-trzeba wracać po Effy.
-Rzeczywiście. Chociaż chyba nie mają nic przeciwko, gdyby mogli zbudowali by sobie jej ołtarzyk.
-Na...ACH!
Jacob zerwał się i doskoczył do mojego boku w ułamku sekundy. Zgięłam się w pół. Na moich spodniach pojawiła się plama krwi.
-Łożysko-jęknęłam tylko. Jacob chwycił telefon i wybrał odpowiedni numer. Nie byłam w stanie przysłuchiwać się jego rozmowie. Skupiłam się na bólu podbrzusza. Tak to bez wątpienia odklejone łożysko i tak krew...Boże...
-Spokojnie, Nessie. Carlisle zaraz tu będzie.
-Jake-wydyszałam-ono UMIERA!
Jacob pobladł gwałtownie. Szybko zerwał ze mnie spodnie, zrzucił wszystko z blatu stołu i położył mnie na nim. Drzwi otworzyły się szeroko i stanęli w nich Carlisle i Edward. Bez słowa podbiegli do mnie i wstrzyknęli mi końską dawkę morfiny oraz narkozy.
-Przestań-warknęłam na Carlisla-ratuj moje dziecko!
Doktor wyjął sklapel i pochylił się nad moim brzuchem, dotykając go jedną ręką. Chciałam być przytomna, ale narkoza zaczynała działać i powoli opadały mi powieki. Dlaczego nic nie robił?! Dlaczego nie ratował mojego dziecka!? Niech pomoże mojemu maleństwu...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz