Ten blog zaczęłam pisać dokładnie 02.11.2011r.. Było to 4 lata temu. Wtedy byłam wielką fanką Sagi Zmierzch, zresztą jak wiele dziewczyn w moim wieku. Teraz moje zainteresowania (na szczęście) całkowicie zmieniły swój tor. Kolejne posty nie powstają z rąk nastolatki z może trochę zbyt bujną wyobraźnią, tylko z pod palców nieco zmęczonej codziennością dziewczyny, która nie traktuje pisania tej opowieści jako hobby czy konieczność, a jedynie jako oderwanie od rzeczywistości i krótki powrót do przeszłości :)

poniedziałek, 26 listopada 2012

173. Cel

   W pokoju nagle zaroiło się od ludzi. Czułam dotyk chłodnych dłoni na swojej skórze, ktoś przemawiał do mnie kojąco, ktoś szlochał mi do ucha, ale nie zwracałam na to większe uwagi. Mogłam pogodzić się z faktem, że moja córeczka nie żyje - wiele niemowląt umiera w skutek nieszczęśliwych wypadków - ale w życiu nie wybaczę sobie tego, że dziecko umiera z mojej winy. W tym momencie, gdy jawnie to sobie uświadomiłam, postanowiłam w najbliższym czasie nie dopuścić do sytuacji, w której mogłabym zajść w ciążę. Tak minął ponad miesiąc. Długie, ciepłe wrześniowe dni w listopadzie stały się chłodne i krókie. Często gościły u nas deszcze. Postanowiłam rzucić w niepamięć (przynajmniej na tyle jak to było możliwe) moją straconą ciążę. Jacob przez ten ponad miesiąc i tak już dość wycierpiał - najmocniejsze zbliżenie i namiętność na jakie było mnie stać, to krótki uścisk, w dwa tygodnie, po całej sprawie. Ten jednak pokornie wszystko znosił, bo wiedział jaki odczuwam ból. Aveline i Embry chwilowo zawiesili przygotowania do ślubu, Dastan i Lily, potrzebowali dziesiątek zapewnień, że nie muszą wracać do domu, a Mikeyla pozostała jak zwykle neutralna, z tym jedynie faktem, że starała się mnie nie drażnić , więc jeszcze więcej czasu spędzała poza domem, nawet mała Effy (która swoją drogą, niedawno skończyła 7 miesięcy, a wyglądała już na 4-5 lat) zdawała się - nie - ona rozumiała całą sytuację.
   Jake pokornie zajął swoje miejsce w łóżku, jak najdalej ode mnie. Spodziewałam się tego. Tak więc powoli się do niego przysunęłam, zdzwił się widząc moją reakcję.
-Przepraszam, za to jaka byłam przez ostatnie dwa miesiące-mruknęłam cicho
-Nie szkodzi, przecież to nie twoja wina. Nie dziwię ci się, ja też nie czułem się z tym za dobrze.
Przysunęłam się jeszcze bliżej i musnęłam lekko jego wargi. Odpowiedział na ten czuły gest i sam zaczął mnie całować. W między czasie objęłam go mocno. Przekręciliśmy się tak, że teraz to ja leżałam na nim. Nie przerywaliśmy pieszczot i nie minęły dwie minuty a nasze ubrania wylądowały w odległym kącie pokoju. Wszystko gromadziło się już do kulminacyjnego punktu. Gdy na myśl znowu przyszła mi poprzednia ciąża. Oderwałam się na chwilę od ust Jacoba i jedną ręką siegnęłam w stronę szuflady. Otworzyłam ją i wyciągnęłam z niej małą płaską paczuszkę rzuciłam ją w stronę Jacoba.
-Co to jest?-zapytał zaskoczony
-Prezerwatywa-odparłam spokojnie
Zmarszczył czoło, ale nie protestował.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz