Ten blog zaczęłam pisać dokładnie 02.11.2011r.. Było to 4 lata temu. Wtedy byłam wielką fanką Sagi Zmierzch, zresztą jak wiele dziewczyn w moim wieku. Teraz moje zainteresowania (na szczęście) całkowicie zmieniły swój tor. Kolejne posty nie powstają z rąk nastolatki z może trochę zbyt bujną wyobraźnią, tylko z pod palców nieco zmęczonej codziennością dziewczyny, która nie traktuje pisania tej opowieści jako hobby czy konieczność, a jedynie jako oderwanie od rzeczywistości i krótki powrót do przeszłości :)

czwartek, 7 czerwca 2012

83. Cisza przed burzą?

   Łyknęłam niechętnie resztki herbaty i spojrzałam na zegarek. Margaret również opróżniła swoją filiżankę i odstawiła ją na bok.
-No miło było, ale się skończyło jak to mówiła moja babka-powiedziała klaskając w dłonie-zaraz dzwonek.
-Cóż, taka praca-westchnęłam
-Wpadnie pani jeszcze dzisiaj?-zapytała Margaret
-Nie mogę Marge, to była moja ostatnia godzina.
Kobieta również westchnęła. W tym samym momencie rozległ się dzwonek oznajmiający koniec lekcji. Podziękowałam za gościnę szerokim uśmiechem i wróciłam do swojego gabinetu. Na biurku stało zdjęcie przedstawiające Aveline, Dastana ,Jacoba, Lily i mnie zrobione dokładnie 4 miesiące temu, chwilę po niemiłym spotkaniu z Voulturi, oraz fotografia uwieczniająca naszą ostatnią rocznicę ślubu, niewiele po tym incydencie. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Ledwie zdążyłam pakować swoje rzeczu a ktoś zapukał do drzwi i do środka wszedł chłopak. Miał jasne włosy średniej długości oraz szare oczy.
-Dzień dobry-mruknął na powitanie
-Co cię sprowadza Peter?-zapytałam
-Pani Kleison przysłała mnie żeby podpisała pani jakiś świstek-wydobył z kieszeni karteczkę. Chwyciłam ją i przebiegłam po niej wzrokiem.
-No, no nieodpowiednie zachowanie? Co ty znowu nabroiłeś?-spojrzałam na niego znad kartki. Wzruszył tylko ramionami.
-Kilka mniejszych spraw i tyle.
Wywróciłam oczyma i podpisałam kartkę w odpowiednim miejscu.
-A teraz zmykaj bo też chce już iść do domu-powiedziałam oddając mu kartkę. Chłopak uśmiechnął się i opuścił gabinet. Chwyciłam swoją torebkę i udałam się w stronę wyjścia.
   Już 4 minuty później pędziłam szosą w stronę domu. Wieczorem w domu Cullenów zostanie zorganizowana impreza urodzinowa moich dzieci, jako, że dzisiaj są urodziny Dastana, a za trzy dni Aveline. Trudno uwierzyć, że minął już rok. Zaparkowałam samochód przed naszym domem. Ledwo otworzyłam drzwi wejściowe a usłyszałam głośne wrzaski gdzieś na piętrze.
-DASTAN TY KRETYNIE ODDAWAJ TO!
-"RÓWNIEŻ NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ NASTĘPNEGO SPOTKANIA. NIE WIESZ JAK BARDZO ZA TOBĄ TESKNIĘ..."
-DASTAN IDIOTO! TO SĄ PRYWATNE WIADOMOŚCI!
Jacob siedział w salonie z słuchawkami założonymi na uszy. Podeszłam do niego i popukałam go w ramię. Wyjął słuchawki z uszu i spojrzał na mnie ciekawie.
-Nie przeszkadza ci to?-zapytałam
-Nie bardzo-odparł beztrosko.
Spojrzałam na niego groźnie. Westchnął cicho, odłożył odtwarzacz po czym odchrząknął.
-DASTAN, JEŻELI ZA CHWILĘ NIE ODDASZ JEJ TEGO TELEFONU TO MOGĘ CI ZAGWARANTOWAĆ, ŻE NIE WYTRZYMAM!-ryknął tak, że cały dom zadrżał
-DOBRA JUŻ DOBRA, SPOKOJNIE TYLKO SIĘ Z NIĄ DROCZĘ-odkrzyknął Dastan i na chwilę rzeczywiście zapadła cisza.

2 komentarze: